Dodany: 19.08.2007 17:48|Autor: Czajka
Zapach nostalgii
Nieprzyjemnie zimnym rankiem siadam na twardej ławce. Otwieram książkę w zielonych okładkach, zaczynam czytać i zapominam natychmiast o wszystkim, o ławce też.
Przede mną kręta, wąska mazurska szosa, na niej samochód w strugach deszczu, kierowca jedzie wolno, bo wyboje, bo kiepska pogoda, bo jedzie na pogrzeb przyjaciela z młodości. Pada deszcz, wije się droga, budzą się wspomnienia, refleksje, rozsnuwają się trzy opowieści i gdzieś w tle gra kapela rockowa.
Zaczyna perkusja, sam rytm bez melodii – to Tomek z Mazur, pełen muzyki i nadziei, po chwili włącza się gitara basowa - to już dorosły Woy zanurzający się w świat minionej młodości i wreszcie gitara solowa – Tomasz Woy, w którym trwa muzyczna młodość oddzielona bolesnym pęknięciem od przystosowanej rozsądnie dorosłości.
Grają na zmianę i w miarę czytania ich głosy stają się znajome, przywiązuję się do nich, zaczynam je lubić, coś mi zapowiadają, nabierają mocy, siły, wyrazu, chwilami melodia unosi się w natchnieniu, zatraca w poezji, chwilami daje odetchnąć aby całkowicie porwać w finale. Jest koniec, jest wieczór i spać nie można przez myśli zaplątane w trzcinach.
„Zapach trzciny” Wojciecha Bauera to jego trzecia książka i, jak sam mówi, najważniejsza. Inspirowana faktami z życia, nie jest jednak zwykłą biografią. Jest opowieścią.
Jedną z podstawowych potrzeb tkwiących w człowieku jest potrzeba słuchania opowieści. Słuchamy ich od zarania dziejów, przynoszą nam radości, smutki, zamyślenia, wzruszenia i tęsknoty. Ale muszą to być opowieści dobrze opowiedziane. Wojciech Bauer, mimo że oficjalnie jest inżynierem, bankowcem, badaczem rynku stali, to poza tym wszystkim jest po prostu urodzonym opowiadaczem i opowiadać umie. Umie odmalować nastrój, przekazać emocje, pulsujące życie, umie nas w jednej chwili i jednym słowem wrzucić w swój opowiadany świat.
A w tym świecie wszystkiego jest po trzy. Są trzy miejsca – Mazury, Śląsk i Paryż, trzy splatające się wątki i trzy główne tematy – muzyka, miłość i śmierć.
Muzyka grana na próbach, koncertach i w piwnicach oddana z pasją i uderzająco trafnie. Porzucona, ale zawsze kochana. Miłość pomieszana z goryczą - zarówno ta spełniona, wygaszona piaskiem lat, jak i ta zatrzymana na początku pragnienia, ale wciąż żywa w swoim wiecznym niespełnieniu i nierozczarowaniu. Śmierć przychodząca nieodwołalnie ze swoimi znakami. Śmierć tak bardzo daleka mądrością od zabieganego i pewnego siebie życia, a tak nieoczekiwanie bliska swoją niezawodnością.
W tym świecie muzyka dotyka miłości, miłość się splata ze śmiercią, a magia przenika rzeczywistość i staje się od niej bardziej realna.
Skoro już zostałam tak nagle tu wrzucona, to muszę przyznać, że autor dba o nasz słuch, wzrok, gust literacki i smak. Dba o nas dobrym stylem, pięknym językiem, ozdobionym gdzieniegdzie gwarą śląską i mazurską, naturalnością dialogów, przyjemnym rytmem i melodią narracji. Dba plastycznością opisów mazurskich lasów i paryskich uliczek. Dba o nas dobrze zarysowanymi postaciami, które jak w życiu niosą swoją samotność, śmieszność, tragizm, zwyczajność, podłość, zabieganie, rozterki, nadzieje i rozczarowania.
Dba tonem szorstkim, lekko zdystansowanym, trzeźwym, dzięki czemu nawet w najbardziej nostalgicznych i dramatycznych sytuacjach unika sentymentalizmu, ckliwości i patosu. I zawsze nas wcześniej rozśmieszy, zanim nas wzruszy do łez.
Przede mną kręta i wąska mazurska szosa, na niej samochód w strugach deszczu. Powoli wjeżdża w lasy sosnowe i powoli zapada się w ich niepowtarzalny zapach. Niepowtarzalny, bo tak pachnie nostalgia, tak pachnie powrót do lat i miejsc młodości. I nigdy nigdzie żadne lasy nie zapachną tak, jak właśnie te.
Wśród lasów leży jezioro z zapachem swoim i trzcin. I to jest zapach najważniejszy. Jezioro zaczyna i kończy w sobie wszystko i nawet rak ma w nim swoją wieczność.
Ono po prostu tu jest i to nam wystarczy. Jest i cicho pluszcze o piaszczysty brzeg.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.