"Niecierpliwie otworzyła swoją paczkę. Ukazał się nieduży, pękaty tomik w czerwonej, z lekka wytartej okładce. "Kazimierz Wierzyński. Utwory zebrane" - głosił napis z wyblakłych, złotych liter.
- Patrz - powiedziała Gabriela, siadając przy biurku. - Wydawnictwo Przeworskiego, Warszawa, rok 1939 - przed samą wojną. Może jeszcze zdążyli rozprowadzić po księgarniach. W Warszawie wszystko przecież spłonęło, więc kto wie, jakim cudem ten egzemplarz ocalał. Ach! Spójrz na to!
Przez stronę tytułową, nakreślony wiecznym piórem, charakterem pisma zamaszystym, pięknym, ostrym, biegł na ukos autograf poety.
- Rozumiesz? Wierzyński miał w rękach ten tomik, dotykał go, podpisał dla kogoś. Co za wrażenie!
- To bardzo cenne?
- Bardzo! Twój pradziadek był bibliofilem. Kupił to, popatrz, u nas, w Poznaniu, w antykwariacie Żupańskiego. Dawno temu, nalepka cenowa jeszcze ze Starego Rynku. Tego antykwariatu już tam nie ma od lat. Co za wspaniały prezent!
Rozpromieniła się.
Pośrodku tomu widniał żółty brzeżek kartki samoprzylepnej. Książka otwarła się na niej.
Gabrysi - na ciężkie chwile, pamiętaj, kto prowadzi rachunki - napisał na tej zakładce profesor Dmuchawiec.
Wiersz na prawej karcie - grubej, miękkiej jak zamsz, pożółkłej - znaczył przy tytule ołówkowy krzyżyk.
Chwiejna linia podkreślała też dwa ostatnie wersy pierwszej zwrotki:
W ogromnem, świętem natchnieniu Boga
Wszystko powstaje z miłości.*
* Kazimierz Wierzyński, Czy nas uwiodła radość uboga"
[s. 78-79]
===
"Ale kiedy Magdusia podała jej opakowaną książkę, klasa maturalna, jak się zdawało, zyskała szansę na odwołanie piekielnej kartkówki. Ciotka nagle przestała się spieszyć, odkręciła z szyi szalik i zdjęła beret. Usiadła przy biurku profesora i sięgnęła po nożyczki, po czym starannie rozwinęła wstążkę i rozwinęła papier z takim namaszczeniem, jakby się spodziewała znaleźć wewnątrz skarb.
I chyba rzeczywiście znalazła.
- Popatrzcie tylko!
Był to znów tomik Wierzyńskiego - "Róża wiatrów", pożółkły i zniszczony, wydany w Nowym Jorku w roku 1942.
Sam otworzył się w rękach Natalii, tam, gdzie kartki były najbardziej wytarte; ten krótki wiersz, założony żółtą karteczką, także zaznaczono ołówkowym krzyżykiem. A na karteczce profesor napisał: Dla Natalii - co zostanie?
- Nasza zabawa - wyjaśniła ciotka Ignasiowi. - Kiedyś profesor był po badaniu wzroku, zakropiono mu belladonnę i nic nie widział. Więc przyszłam i mu czytałam.Zauważył, że wiersze zmieniają wagę znaczeń, kiedy się je czyta na głos. I potem często się tak bawiliśmy: jedno z nas czytało głośno i porównywaliśmy wrażenia. "Co zostanie?" - tak się ta gra nazywała. Co najważniejszego zostanie po takiej lekturze, rozumiesz?
I Natalia zaraz przeczytała na głos:
Mój Boże, co dzień to samo dokoła,
Myśli te same, w tym samym szeregu,
Jak akermańskie echo: "nikt nie woła",
(Pióro drży w ręku) - jak "sto mil od brzegu".
Odbiegły mewy (według nich: rybitwy),
Pusto na wodach,. Wielki Wóz nie świeci.
Zostały słowa, rym wszedł do modlitwy,
Bo tak się za nas modlili poeci.
Tyle naszego. Tym jednym cytatem
Wiek nakryć można i łączyć go z wiekiem:
Jak polskie motto zapisać nad światem
I czytać w nocy na niebie dalekiem.*
- A-a-a ja nie znałem tego wiersza! - rzekł Ignaś, poruszony. "Bo tak się za nas modlili poeci!". Te słowa trafiły go z taką siłą, że aż ścisnęło mu się gardło. [...]
* Kazimierz Wierzyński, Motto"
[s. 92-93]
McDusia (
Musierowicz Małgorzata)
Wydawnictwo Akapit Press, Łódź 2012
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.