Po spotkaniu w Katowicach - 21.10.2012
Kochani!
I już minęło kolejne katowickie spotkanie (przynajmniej minęło dla mnie, może ci, których pozostawiliśmy z Lutkiem w Zaklętym Czardaszu będą siedzieć do białego rana - kto wie?)! A minęło jak zwykle fantastycznie! I jak zwykle wśród stosów książek, śmiechu, całusków, uścisków, kocich zdjęć i lekko zdezorientowanej obsługi. Mieszanka krakowsko-śląska to nader dobre połączenie! Było nas chyba ze 30 osób (niech ktoś inny zrobi listę). A oto smaczki spotkaniowe:
- Madame Seneka zdradziła transportowego męża (nieobecną Koko) i przyjechała z kochankiem (obecną choć stosunkowo króko Chen). Co więcej przyniosła książki do rozdania (Seneko pojawiaj się na spotkaniach częściej!), na które wszyscy rzucili się, gotowi na rozdzióbanie stosu jako te kruki i wrony. Autor wątku przyznaje się, że uszczknął najwięcej.
- musieliśmy oczywiście czytać już podczas spotkania (nałogowcy!). Tym razem wśród biblionetkowiczów krążyła nader urokliwa książeczka o Baranku Bronku, który miał problemy ze snem. Fascynująca lektura, choć nie wiem, czy ktoś poza McAgnesiątkami był w czytelniczej grupie docelowej. Chyba ci cierpiący na bezsenność, aczkolwiek pod tym względem sympatyczny Baranek Bronek Ameryki nie odkrył...
- oczywiście nie obyło się bez kociej licytacji (czyli chwalenia się swoimi kotami pod niewinnymi: "Popatrz jakie piękne zdjęcie Łapki/Pazurka/Dolarganka/Jego Kicencji/itp." Trzeba powiedzieć, że jeden z kotów Marylka naprawdę przerażał. Stał na zadnich łapach ze złym błyskiem w oku i obnażonymi kłami. Mógłby być Edwardem z kociej wersji "Zmierzchu". Wolałem nie pytać, czym nafaszerowała go Marylek.
- Marylek przyznała się do wielu chorób - m.in. agnozji topograficznej i dyspunktualii. Mi się wydaje, że to hipochondria. Nie muszę być lekarzem (bez urazy, reprezentanci medycyny), żeby zaordynować skuteczne leki (np. nie spóźnianie się!). Uznaliśmy ponadto, że dyspunktualia jest dziedziczna.
- wszyscy nagle oszaleli na punkcie wąchania włosów. Zapach doktór Reniferze i Olimpii uwodził (ach, zapach kobiety), włosy Warwiego pachniały neutralnie, włosy Misiaka pachniały księgarnią lub pierogami z serem (Misiak woli tę pierwszą interpretację), Lutka sweterkiem (na szczęście pranym). Było jeszcze mleczko i masło w przypadku małej Marianki (jak mówiła doktór Reniferze - wszystkie dzieci tak pachną), a także koperek (Niesz).
- Warwi nader usilnie szukał dziewicy (tu w grę znowu wchodził zapach kobiety), usprawiedliwiając się literaturą (Pachnidło). Ktoś zwrócił mu uwagę, że żyje w XXI wieku, więc jeszcze się zdrowo naszuka...
- wyżej wspomniany Warwi ma świetne podejście do dzieci. Krzysiowi zrobił istną karuzelę. Obserwującemu to Misiakowi zrobiło się niedobrze (ach te traumatyczne wspomnienia z rzekomo wesołego miasteczka!), ale co tam - ważne, że mały Krzyś był zachwycony!
- rozmawialiśmy jak zwykle na poważne tematy literackie, w końcu jesteśmy oczytanymi ludźmi, prawda? Zastanawialiśmy się między innymi po co Hemingway opisywał oddawanie moczu przez starego człowieka, jak długo bohater może wstawać z łóżka, a także, czy tytuł "Jeździec miedziany" ma coś wspólnego z pozycją "na jeźdźca", a bohaterka z Izabelą Łęcką (tak tą samą, która trzymała w sypialni posąg Apolla - ktoś pamięta, czy czasem nie był miedziany?).
- W pewnym momencie dołączyło do nas nieznane zagubione dzieciątko, które przysłuchiwało nam się z zaciekawieniem (gadaliśmy właśnie o sek... sprawach alkowy tudzież toalety). Jola chciała dziecko zaangażować w marketing Czardasza (dała dziewczynce ulotki z poleceniem ich rozdania), Marylka sugerowała, żeby dziecko poczęstować gumą do żucia lub dać mu świeczkę (ewidentnie chciała się dziecka pozbyć!), a Neska stwierdziła, że dziecko może być sztuczne i można sprawdzić jego sztuczność przy pomocy świeczki. Nie wnikamy.
- Reniferze narzekała na bombonierki Merci, które w ilości hurtowej dostaje od pacjentów. Pamiętajcie, uzdrowieni przez naszą ukochaną doktór! Tylko Rafaello lub Ferero Rocher!
- Marylka zastanawiała się, jak się mikcjuje na jachcie. Okazuje się, że nieoddawanie moczu może być przyczyną zaniżenia oceny całkiem dobrej książce. Ogólnie - podobnie jak w Wiśle - było dużo rozmów o mikcji.
- było też o miłości. Misiak wyszedł z Minutką na randkę, ale nie nacieszyli się długo sobą - Marylek i Mariola w roli przyzwoitek dołączyły wkrótce do szczęśliwej pary. Misiak opowiadał jak to prezentował kiedyś łydki na środku ulicy Staromiejskiej w Katowicach i jak spotkało się to z oburzeniem przechodzącej obok przedstawicielki moherowych beretów.
- Szaraczek zwierzała się z problemów ślubnych. To znaczy - prawie nigdy nie udało jej się dotrzeć na czas, aby odprowadzić nowożeńców do ołtarza. Raz nawet pomyliła panny młode. Próbowała też naciągnąć taksówkarza na kurs za 8 złotych. Dla miłości wszystko! Pozostaje mieć nadzieję, że na własny ślub się nie spóźni i nie pomyli też świątyni (np. nie wejdzie do synagogi, podczas gdy pan młody będzie się niecierpliwił w kościele). Będziemy czekać w każdym razie równie niecierpliwie w nawie głównej.
- Reniferze, Misiak i Lutek nie ustawali w zakusach na kelnera. Zapewne część zamówień została złożona tylko po to, aby móc choć przez chwilę z nim porozmawiać. Pan mógł się poczuć naprawdę dowartościowany - choć samemu nie chciało mu się do nas przychodzić. Jedna z biblionetkowiczek - nicka nie wymienimy z oczywistych względów - na pytanie o to, co jeszcze może zaproponować, odparła: "Siebie całego". "To po pracy" - odparł. "A o której pan kończy?" - nie ustawała w wysiłkach owa biblionetkowiczka (choć pewnie więcej osób chciało to wiedzieć:D). Trudno spamiętać, czy padła jakaś odpowiedź, ale mimo wszystko chcielibyśmy wiedzieć - kto w końcu uwiódł uroczego kelnera?
- Reniferze i Minutka były nader grzeczne w tym roku - obie otrzymały już prezent od Biblionetkołaja. Reniferze z dumą dawała się sfotografować z książką. Na okładce owej książki znajdowała się pewna część ciała usytuowana nieco poniżej pleców... Powiedzmy, że modela pokazano tak trochę z d... strony...
- w sumie ktoś kto by się przyjrzał nam z boku, stwierdziłby, że ma do czynienia z bandą dużych, głośnych dzieci, które za hałasy nie powinny dostać deseru (w sumie tylko stosiki świadczą o tym, że to serwis książkowy...). A potem mógłby dołączyć się do zabawy!
Cóż, było fantastycznie! Dziękuję, kochani:) Do następnego!
I tylko tu przypomnę o spotkaniu, które odbędzie się u Misiakolutków w najbliższą sobotę. Śmiało zapisujcie się na listę w odpowiednim wątku. Wbrew temu co zarządził Lutek, Misiak nie zamierza przesiedzieć tego wieczoru w kuchni (trzeba się emancypować, co nie?)