Christie w innej odsłonie
Czy Agathę Christie trzeba komuś przedstawiać? To autorka kilkudziesięciu cieszących się niesłabnącą popularnością i wielokrotnie ekranizowanych powieści kryminalnych. Wymyślone przez nią intrygi nie mają sobie równych, postaci - takie jak Hercules Poirot czy Jane Marple - na trwałe weszły do literatury i kultury, wspaniały styl sprawia, że te książki pochłania się z przyjemnością również dziś (nieraz kilkadziesiąt lat po ich powstaniu!). Warto odnotować, że współcześni autorzy kryminałów nie bez powodu często piszą "pod Christie".
Za co ceni się Agathę Christie? Wydaje się, że przede wszystkim za wspomniane wyżej zawikłane intrygi kryminalne. Przy czym pisarka zawsze jest uczciwa wobec czytelnika - wszystkie tropy podaje mu jak na tacy, aby sam mógł rozwiązać zagadkę. To się rzadko udaje - nawet jeśli odgadnie się mordercę, czasem nie sposób samodzielnie poskładać wszystkich elementów tak, żeby tworzyły spójną całość.
A jednak okazuje się, że te powieści czyta się świetnie nawet doskonale znając rozwiązanie zagadki. Cieszę się, że w ramach zaproponowanej przez siebie akcji ponownie sięgnąłem po "Niedzielę na wsi" - jedną z moich ulubionych książek tej autorki. To pozycja znacznie różniąca się od tych, do których przyzwyczaiła nas angielska pisarka. Zbrodnia i intryga schodzą tu na dalszy plan - ustępując doskonale zarysowanej psychologii postaci.
Zamożni państwo Angkatellowie zapraszają kilku członków rodziny oraz znajomych na weekend w pięknej, wiejskiej posiadłości. Atmosfera od początku jest dosyć napięta - bohaterowie pozbywają się złudzeń, konfrontują teraźniejszość z odległą przeszłością, zastanawiają się nad swoim życiem. Wkrótce dochodzi do tragedii - co więcej, dochodzi do niej niemal na oczach Herkulesa Poirota. To on, zaproszony na obiad do Angkatellów, staje się świadkiem niecodziennej sceny: nad pięknym basenem umiera przystojny mężczyzna w średnim wieku. Nad nim stoi kobieta z rewolwerem w dłoni, a nieopodal kilka innych osób. Rozwiązanie wydaje się oczywiste - jednak czy naprawdę to przygłupia Gerda Christow zastrzeliła niewiernego małżonka? Poszlaki się mnożą, a śledztwo coraz bardziej gmatwa...
"W tym wypadku (...) ślady można znaleźć tylko w osobistych związkach między zaangażowanymi w tę sprawę ludźmi"[1] - stwierdza Hercules Poirot. Rzeczywiście, tu nie liczy się odcisk buta, czas zgonu, alibi. Intryga nie należy do zagmatwanych czy szczególnie rozbudowanych, a sama sytuacja jest o tyle dziwna, że najwyraźniej wszyscy zamieszani w tę sprawę wiedzą, kto jest odpowiedzialny za śmierć Johna. "Niedzieli na wsi" stanowczo nie powinno się nazywać kryminałem - to raczej thriller psychologiczny. Ale za to jaki! Chyba w żadnej innej powieści Christie nie udało się stworzyć tak przekonujących portretów bohaterów (zwykle - przy całym szacunku dla autorki - to postaci nieskomplikowane, nieco nawet sztampowe: ciekawskie stare panny, podstarzali wojskowi, przykładne, nudne małżeństwa czy wyemancypowane kobiety).
Mamy tutaj klasyczny trójkąt miłosny. Wybitny lekarz, John Christow, który nie znosi swojej pracy (chce się poświęcić badaniom naukowym nad chorobą Ridgewaya), od jakiegoś czasu czuje niepokój, dręczy go przeszłość (zerwane zaręczyny z piękną, egoistyczną aktorką Veronicą Cray), poczucie wypalenia w życiu, a także niechęć do głupiej, bezgranicznie oddanej mu żony.
Równie ciekawą postacią jest żona doktora - Gerda Christow. Mąż jest dla niej całym światem. Ślepo posłuszna, stara się zgadywać jego życzenia, a jednocześnie nie radzi sobie w życiu. Otoczenie uważa ją za powolną i głupią. Johna denerwuje jej ślepe oddanie, choć zdaje sobie sprawę, że właśnie takiej towarzyszki życia potrzebuje.
Jest jeszcze ta trzecia, kochanka doktora - Henrietta Savernake - fascynująca rzeźbiarka, niemal całkowicie poświęcająca się swojej pracy artystycznej. Ta silna, niezależna i inteligentna kobieta w skrytości marzy o trwałym związku z Johnem. Przyznaje, że mogłaby dla niego nawet porzucić rzeźbiarstwo.
To trzy główne postaci dramatu - lecz nie jedyne. Jest jeszcze Lucy Angkatell - trochę ekscentryczna, ale jednocześnie przeurocza pani domu, która spędza czas na niekończących się, chaotycznych dyskusjach. I ślepo zakochany w Henrietcie Edward Angkatell, właściciel cudownego domu Ainswick, w którym bohaterowie spędzali dawniej wakacje; Midge Hardcastle, ceniąca sobie niezależność i sama zarabiająca na swoje utrzymanie; sir Angkatell, przywiązany do swojej żony; a także pełen nienawiści David o komunistycznych zapędach.
Wróćmy jednak do małżeńskiego trójkąta. To nie jest takie prosty układ: zły kobieciarz - wierna, głupia żona - namiętna, bezlitosna kochanka. Christow w gruncie rzeczy jest szczęśliwy z żoną - takiej uległej kobiety jak ona potrzebuje (daremnie próbuje wymusić podobną uległość na Henrietcie), ale musi się dopiero o tym przekonać (i przekona się podczas weekendu u Angkatellów). Poza tym jest nie tylko wiarołomnym mężem - to także wybitny, powszechnie szanowany naukowiec, który szczerze chce pomóc ludzkości. Sama Gerda nie jest wcale taka głupia i bezmyślna, za jaką wszyscy ją mają - po prostu przez lata z wygodnictwa wyrobiła sobie taką pozę. Z kolei Henrietta to postać bardzo niejednoznaczna - jest kochanką Johna, a jednocześnie szczerze współczuje Gerdzie i okazuje jej więcej zrozumienia niż skoncentrowany na sobie Christow.
I właśnie w czasie weekendu na wsi nagromadzenie silnych emocji skończy się ich wybuchem. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Christie doprowadza tutaj do mistrzowskiego, tragicznego paradoksu. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Smutna to książka, mimo charakterystycznych dla Christie przebłysków humoru. Smutna, ale nie jak kryminał. To w gruncie rzeczy opowieść o zagubionych wśród swych złudzeń ludziach, dręczonych przez idylliczną przeszłość, niepotrafiących zmierzyć się z teraźniejszością.
Szczerze polecam tę powieść. "Niedziela na wsi" może i nie porywa intrygą kryminalną, ale za to zaskakuje głęboką psychologią postaci i prawdziwym dramatyzmem (zwykle pomijanym przez Christie ze względu na to, że najważniejsze było śledztwo). To świadczy na korzyść Królowej Kryminałów - potrafiła wyjść z dobrze znanych schematów czy konwencji i stworzyć kolejną świetną powieść. Takie umiejętne przekroczenie barier własnej twórczości jest przecież również sztuką - i to bardzo wielkiego kalibru.
---
[1] Agatha Christie, "Niedziela na wsi", przeł. Jolanta Bartosik, wyd. Prószyński i S-ka, 1997, s. 152.
[2] Tamże, s. 20.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.