Dodany: 13.10.2013 16:56|Autor: jackulus

Doroślej razem ze swoim dzieckiem...


Przedstawiana książka to klasyka gatunku, jednak trafiłem na nią dopiero niedawno i przyznaję otwarcie, podchodziłem do niej trochę jak do jeża. Znaczy ostrożnie, aby się za mocno nie ukłuć. Uprzedzenie wzięło się stąd, że autor jest duńskim terapeutą i pedagogiem, a ja – no cóż, jestem w dosyć stereotypowy sposób sceptyczny wobec skandynawskiego modelu wychowania, według którego „dzieciom wszystko wolno”. Jednakże lektura książki bardzo zmieniła mój, jak się wydaje – dosyć powierzchowny, pogląd w tej sprawie. Mam nadzieję, że istotę tej zmiany uda mi się za chwilę przedstawić.

Tytuł książki, „Twoje kompetentne dziecko”, jest zgodny z jej przesłaniem. Przesłanie to brzmi dla mnie mniej więcej tak: Dziecko od samego początku swojego istnienia ma własną mądrość. Doskonale orientuje się nie tylko w swoich potrzebach, a później bardzo szybko i chętnie uczy się zachowań społecznych, na początku w rodzinnym mikroświecie. W związku z tym wychowanie dziecka należy traktować mniej jako wyuczenie go obowiązujących w dorosłym świecie wzorców i schematów znanych dorosłym, bez specjalnego zastanawiania się, jakie dziecko jest i jakie są jego indywidualne potrzeby, a bardziej jako pełną zaangażowania opiekę, z poszanowaniem jego godności i odrębności oraz uwrażliwieniem na to, co chce nam przekazać i czego nauczyć o nas samych.

Oczywiście, po takim przedstawieniu problemu dalej można odnieść wrażenie, że chodzi o promowanie modelu, w którym dzieci rządzą światem i uczą nas, co jest dobre, a co złe. Jednak rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona. Ale po kolei.

Poczucie własnej wartości

Mój sceptycyzm został już na początku bardzo nadwyrężony przez inną pryncypialną tezę niesioną przez książkę, która głosi, że najważniejszą wartością, jaką możemy przekazać naszym dzieciom, jest poczucie własnej wartości. Ta-damm! Tak właśnie uważam, kiedy patrzę na własne życie, na życie bliskich mi osób, których wnętrza znam wystarczająco, aby podobne zagadnienia rozważać oraz na problemy, z którymi stykam się w gabinecie terapeutycznym. To, co czasami w mniejszym, ale częściej w większym stopniu jest powodem trudności przeżywanych przez „moich” klientów, to właśnie wskazane przez autora niskie poczucie własnej wartości. Może się ono przejawiać w przeróżnych formach – ciągłego dążenia do doskonałości, wybujałego egocentryzmu, tyleż psychopatycznej, co złudnej pewności siebie, wielkiej niepewności, wycofania i wielu, wielu innych. W książce bardzo wyraźnie pokazana jest różnica pomiędzy poczuciem własnej wartości, a często z nim utożsamianą wiarą w siebie.

Jak poczucie własnej wartości zbudować?

Skoro jest takie ważne, jak je budować? Według autora, kluczowe jest poważne i godne traktowanie dzieci oraz nierozłączne traktowanie poczucia własnej wartości oraz integralności i osobistej odpowiedzialności dziecka. Co to w praktyce oznacza? Ochrona integralności dziecka to z jednej strony nienaruszanie jej przez jakiegokolwiek rodzaju przemoc, a z drugiej – pomaganie w uzyskaniu równowagi pomiędzy dbałością o jego potrzeby osobiste, zachowanie granic, tożsamości a zaspokajaniem potrzeb dorosłych – w książce nazywanym współpracą z dorosłymi. Dziecko ze swej natury chętniej będzie współpracowało niż koncentrowało się na sobie, cóż dopiero kiedy zostanie do tego przymuszone lub zastraszone. W związku z tym ważne jest, by rodzić był tego świadomy i potrafił zdobyć się na trudną niekiedy rezygnację z wygodnej dla siebie współpracy na rzecz żmudnego inwestowania w integralność swojego potomka. Odpowiedzialność osobista to odpowiedzialność, jaką bierzemy za swoje zdrowie i rozwój fizyczny, psychiczny, emocjonalny i duchowy. W przypadku dziecka chodzi o to, aby tę odpowiedzialność stosunkowo wcześnie dziecku przekazywać wszędzie tam, gdzie jest to – adekwatnie do etapu rozwojowego – możliwe. Trywialnym przykładem niech będzie cierpliwe pozwalanie trzylatkowi na nieudolne próby samodzielnego ubierania się zamiast pacyfikowania siłą lub podstępem jego buntu przeciwko naszemu sprawnemu wykonaniu tej samej czynności.

Aby w nowym człowieku mogło rozwijać się poczucie własnej wartości, musi on być już na początku dostrzeżony, a później konsekwentnie widziany przez rodziców, musi być ceniony za to, jaki jest, a do komunikacji z nim należy używać tzw. „języka osobistego”, czyli systemu komunikatów oddających osobisty stosunek do tego, co dzieje się w życiu. Typowe przykłady takich komunikatów to zwroty: chcę, nie chcę, lubię, nie lubię etc. A co to znaczy: dostrzec dziecko? Dać mu swój czas i uwagę, kiedy się o to zwraca. Bez ocen, pochwał i zbędnych mądrości. To bycie z nim nawet przez chwilę, ale całą naszą osobą, kiedy pokazuje, że jest albo chwali się tym, co zrobiło; z naszym przekazem w języku osobistym, czyli naszymi prawdziwymi i wyrażonymi wprost odczuciami. To bardzo proste i bardzo trudne jednocześnie.

Albo taki „drobiazg”, jak pozwalanie dziecku na dawanie. To czasami duża sztuka przyjąć coś od dziecka. Łatwiej rzecz, trudniej naukę. Nic jednak nie buduje poczucia własnej wartości bardziej niż świadomość, że najważniejsza w życiu osoba bierze coś ode mnie i traktuje to jak najbardziej serio.

Na czym polega kompetencja dziecka?

Kompetencja dziecka, w świetle tego, co niesie ze sobą książka Juula, to – moim zdaniem – świeżość i prawdziwość jego postrzegania rzeczywistości. Dziecięce pojmowanie świata nie jest skażone „wychowaniem”, dziecko bezpośrednio wyraża, co widzi, co czuje, nie używając przy tym podwójnego czy może potrójnego języka, którym biegle potrafią posługiwać się dorośli. Jego przekaz werbalny i mowa ciała najczęściej są spójne – to rzecz wyjątkowa w dorosłym świecie poprawności politycznej i wielu społecznych uwarunkowań. W związku z tym od dziecka można bardzo wiele dowiedzieć się o sobie, o swoim postępowaniu.

Jakiś przykład? Autor twierdzi między innymi, że kiedy dzieci nas nie słuchają, robią to nie ze złej woli, ale po prostu dlatego, że nie warto słuchać tego, co mówimy. Brutalne, prawda? Może być po prostu tak, że nasz przekaz jest niespójny, a mowa ciała przeczy wypowiadanym słowom. To, co dzieje się poza słowami jest silniejsze, co oznacza, że słowa zostaną zignorowane. Można w takiej sytuacji oburzyć się na dziecko, ale można również zastanowić się, co jego zachowanie oznacza i przyjrzeć się sobie – w ten sposób korzystając z jego kompetencji.

Inny przykład: Jeśli dziecko nie chce jeść posiłku wspólnie z całą rodziną, a wkrótce po nim jest głodne, może to być kwestia innego rytmu biologicznego, ale jest też bardzo prawdopodobne, że chce w ten sposób opowiedzieć, jak mocno nie odpowiada mu coś, co ma miejsce podczas wspólnego jedzenia. Atmosfera? Napięcie? Obawa? Zapewne dzieje się coś, czego dziecko nie potrafi wyrazić słowami, więc sygnalizuje to w tak niewygodny dla dorosłych sposób.

Jakieś trudności po drodze?

Kiedy zechcemy poważnie potraktować kompetencję swojego dziecka, nasze życie natychmiast się „skomplikuje”. Może okazać się, że do mniejszej lub większej modyfikacji kwalifikuje się wiele z naszych przyzwyczajeń i głęboko zakorzenionych rytuałów. Zwięźle ujmując problem, mamy w tym momencie dwie drogi – albo zmusić dziecko do przyjęcia naszego punktu widzenia, czyli „wychować” je, albo dostrzec jego kompetencję i być gotowym zmieniać również swoje zachowania.

Niestety (a tak naprawdę „stety”) przekaz naszego dziecka często może okazać się niemiły lub niewygodny. Może dotyczyć spraw, które najchętniej wepchnęlibyśmy z powrotem pod dywan, a dziecko nauczyli „właściwego” zachowania. Opór wobec takiego podejścia wydaje się zatem zupełnie naturalny. Co więcej, możemy go nie tylko odczuwać świadomie, ale także podświadomie unikać wielu niewygodnych dla nas sytuacji, po prostu broniąc się przez „zagrożeniami” zgodnie z własnym systemem przetrwania. Dlatego łatwo podać dziesiątki racjonalizacji, dla których warto zachować „tradycyjne” pojmowanie wychowania.

Obawy, obawy, obawy…

Wiele obaw przed podejściem dającym dziecku większą niż jesteśmy przyzwyczajeni autonomię, w tym również moich własnych, wiąże się z poczuciem zagrożenia chaosem, utratą stabilności czy wręcz ciągłości kulturowego przekazu. Trudno jest dobrowolnie zaakceptować możliwość działania według innego schematu niż ten przekazywany z dziada pradziada. A co będzie z tradycją, z przetrwaniem mojego narodu, jeśli nie „wychowam” swojego dziecka w „odpowiednim” duchu?

W takim podejściu jest dla mnie wiele obłudy. Jestem przekonany, że jeśli tylko życie rodziców w takim czy innym duchu jest autentyczne, to znaczy przekaz gwarantuje spójność tego, co się w rodzinie mówi z tym, co się przeżywa i robi, dziecko ten przekaz przyjmie. Na dodatek dobrowolnie i trwale. Dlaczego bowiem i jak miałoby postąpić inaczej? Jeśli natomiast nie dajemy takiego przekazu własnym życiem i postępowaniem, próba ubrania go w „wychowanie” jest niczym innym jak odwleczeniem w czasie zaniku treści, na których nam zależy, a skutkiem ubocznym jest pozbawienie dziecka kręgosłupa, którym jest dla niego poczucie własnej wartości. Propagowane przez autora podejście nie oznacza również dowolności ani zgody na każde zachowanie dziecka. Granice zawszy były i będą potrzebne. Zmiana polega jedynie na tym, aby postawienie granicy uzasadnionej racjonalną potrzebą odbywało się z zachowaniem godności dziecka i jego integralności.

Zatem obawa przed uznaniem kompetencji naszego dziecka jest motywowana głównie naszym lękiem przed możliwością poznania niewygodnej prawdy o sobie i koniecznością zmian. Pokonanie tego lęku i podjęcie wyzwania nie jest rzeczą prostą i wymaga pewnej świadomości tego, co się wokół nas dzieje. Oznacza to, że nie w każdej rodzinie takie podejście może być bezrefleksyjnie zastosowane. Moim zdaniem, wymuszenie zmian idących w tym kierunku za pomocą prawa – tak jak ma to miejsce w Skandynawii – prowadzi do wielu nieporozumień i skutków ubocznych. Nie każdy po prostu jest na takie zmiany gotowy i nie każdy potrafi według zmienionych reguł postępować.

Kompetentne dziecko – słowo końcowe

„Twoje kompetentne dziecko” to mocna książka. Dużo w trakcie jej lektury myślałem o swoim postępowaniu i podejściu do wychowania dzieci. Jej przesłanie jest dla mnie po prostu trudne do realizacji, jednak w takim samym stopniu prawdziwe. Zachęcam do lektury, refleksji – i stosowania w praktyce wszędzie tam, gdzie okaże się to możliwe.

A dla tych, którzy dotrwali do końca, w nagrodę jeden z wielu smakowitych fragmentów:

„Ani człowiek dorosły, ani dziecko nie będą funkcjonować prawidłowo, jeśli spontaniczne przejawy jego natury będą zawsze piętnowane. Jedyna różnica między dzieckiem a dorosłym polega na tym, że dzieci przez kilka pierwszych lat życia sądzą, że świat został stworzony wyłącznie dla nich, a rodzice są wszechwładni i idealni. Zbyt szybko przekonają się, że jest inaczej – jednak po co ma temu towarzyszyć poczucie potępienia?”*


---
* Jesper Juul, „Twoje kompetentne dziecko”, przeł. Beata Hellmann, Barbara Baczyńska, wyd. MiND, 2011, s. 201.


[recenzję opublikowałem wcześniej na swojej stronie internetowej]



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1513
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: