"Machina się nie pospuła (...). Machina czeka na ciebie"[1]
Historia wyjaśnia wygraną bitwę głównie tym, że przeciwnik miał więcej wojsk, lepiej uzbrojonych w dodatku, i stał na wzgórzu, a ich dowódca był najlepszym strategiem w tej części świata. Być może, jest to jakieś wytłumaczenie, a podręczniki historii i program nauczania wskazywałyby, że słuszne. A jednak istnieje też teoria, która tę samą wygraną bitwę opisze inaczej. Posługujący się nią zastanowi się, jaki wpływ na przebieg bitwy i ostateczne zwycięstwo jednej ze stron miało to, że pod generałem przeciwnika potknął się koń, że od wozu odpadło koło, a chorąży tuż przed batalią dostał wiadomość, że urodził mu się pierwszy syn. "- (...) Czy nie zmienia się historia, nawet jeśli człowiek rozdepcze mrówkę? - Dla mrówki z całą pewnością"[2].
W "Straży nocnej" historia toczy się, zawraca, staje, zakręca w najmniej spodziewanych momentach, a główny bohater stara się jakoś nadążyć. Samuel Vimes, który jeszcze przed chwilą miał po prostu zamiar iść na zaplanowane spotkanie i czekać na wieści z domu, gdzie jego żona właśnie leży w połogu, teraz ściga niebezpiecznego mordercę, żeby za chwilę przenieść się w swoją własną przeszłość, gdzie okazuje się być już nie sobą, a kimś, kogo dobrze pamięta, a kogo być może nigdy by nie pamiętał, gdyby nie to, że właśnie przed chwilą coś szarpnęło nim i rzuciło daleko w przeszłość. Która zazwyczaj ma za zadanie warunkować to, co będzie. W tym przypadku odpowiedź na pytanie, jakie skutki będzie miało to, co zrobi, jest o tyle skomplikowana, że Vimes zna skutki, pragnie, żeby te skutki pozostały na swoim miejscu na osi czasu, a jednocześnie będąc Samem Vimesem nie może postąpić tak, żeby skutki te naturalnie wynikały z przyczyn. "Nie istniał żaden wszechświat, nigdzie, w którym Sam Vimes by ustąpił, ponieważ wtedy nie byłby już Samem Vimesem"[3].
"Straż nocna" to jednak nie tylko one-man story, ale także rozbudowane rozważania o naturze historii i związkach przyczynowo skutkowych, które nią rządzą lub potencjalnie są w stanie rządzić. O mechanizmach rewolucji i o ludziach, którzy w czasie rewolucji potrafią walczyć o Prawdę, Sprawiedliwość i Wolność, ale umieją też stać na barykadach w imię Miłości w Przystępnych Cenach lub Jajka na Twardo. I, generalnie, nikt nie może im zarzucić, że wyznają błędne przekonania. Chyba że dysponuje regimentem kawalerii. W przestrzeni otwartej. Kawaleria w ciasnych zaułkach miasta sprawdza się nieszczególnie. Mnożą się, na przykład, dezercje wśród nieprzywykłych do walki w takich warunkach żołnierzy. A dowódcy okazują spore niezadowolenie. "- Jak nazwałbyś człowieka, który zostawia swojego wierzchowca? - Piechurem?"[4]. A kiedy rewolucjoniści potrafią do walki z siłami prawa i porządku rzucić nawet babcie kawalerzystów, sytuacja staje się naprawdę groźna. Vimes jednak, pomijając podstępy ze staruszkami, rzucony w wir wydarzeń, w których już kiedyś przecież uczestniczył, dostaje w nich nową rolę do odegrania i nie jest wolny od wątpliwości. Wątpliwości, czy potrafi dokonać dobrego wyboru pomiędzy własnym przyszłym szczęściem a właściwym postępowaniem w danej chwili, które to właściwe postępowanie może doprowadzić do tego, że przyszłość, jaką znał, stanie się jedynie mglistym wspomnieniem, które w końcu się rozwieje. Czuje jednak, że każdy jego ruch powoduje, iż "prostują się i sięgają do świata palce historii"[5]. Patrząc na wydarzenia z nowej perspektywy, dojdzie do wielu wniosków na tematy społeczno–obyczajowe. Myślenie o nich powoduje w toku narracji swoiste zatrzymania w czasie, podkreślane przez autora także tym, że po każdym takim popadnięciu w zamyślenie towarzysze Vimesa zwracają mu uwagę na to, że wyłączył się z rzeczywistości na kilka minut. Poza więc pisaniem o zatrzymywaniu czasu, mamy w powieści takie zatrzymywanie czasu przez głównego bohatera. "Vimes całe życie spędził na ulicach, spotykał ludzi przyzwoitych i głupców, i takich, którzy potrafili ukraść pensa ślepemu żebrakowi, ludzi, którzy za brudnymi szybami w oknach małych domków codziennie dokonywali niewielkich cudów albo popełniali zbrodnie... Nigdy jednak nie spotkał ludu"[6]. Zamiast jednak zajmować się przekazywaniem swoich przemyśleń potomnym, Vimes potwierdza je w praktyce. Z poszczególnymi przedstawicielami tego abstrakcyjnego ludu.
Kolejna historia z cyklu o Świecie Dysku poświęcona Straży Miejskiej okazuje się kolejną fenomenalną powieścią Pratchetta, od której nie można się oderwać. A kiedy już trzeba, bo przewróciło się ostatnią stronę, ma się ochotę cofnąć w czasie jak komendat Vimes. W końcu historia sama znajdzie sposób, jak wrócić na właściwe tory... "Historia znajdzie sposób? No cóż, powinna więc wpaść na naprawdę dobry pomysł, gdyż teraz musi się zmierzyć z Samem Vimesem"[7].
---
[1] Terry Pratchett, „Straż nocna”, przeł. Piotr W. Cholewa, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2008, s. 330
[2] Tamże, s. 200.
[3] Tamże, s. 272.
[4] Tamże, s. 245.
[5] Tamże, s. 202.
[6] Tamże, s. 208.
[7] Tamże, s. 272.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.