Nieustanne tango zdarzeń
[Uwaga - zacytowany w tej opinii fragment książki zdradza istotne dla treści fakty! - przyp. red.]
Czasem wybierając książki w bibliotece kieruję się tytułem. Im bardziej interesujący tytuł, tym większa szansa, że książka zostanie wypożyczona. Jednak ta zasada jest niweczona przez zasadę ostrożności, którą stosuję w odniesieniu do potencjalnych lektur. Otóż jeśli na okładce znajduje się stwierdzenie wychwalające walory książki, poważnie zastanawiam się nad jej przyszłością w moich rękach. Właśnie taka sytuacja konkurencji quasi-reguł miała miejsce w chwili wyboru komentowanej pozycji. Na szczęście istnieje także reguła brzmiąca „jest ryzyko, jest przyjemność” i "Chłopiec z latawcem" powędrował ze mną do domu.
W tle pojawia się Afganistan okresu monarchii, republiki, a w mniejszym stopniu także rządów talibów, ze szczególnym uwzględnieniem obyczajów Afgańczyków. I już było ciekawie.
Uwagę natomiast w największym stopniu przykuwają zdarzenia pełne tragizmu, których nagromadzenie ponad pewien dopuszczalny bezpieczny próg z jednej strony prowadzi do katastrofy, z drugiej zaś stwarza możliwość uporania się z demonami przeszłości, z którymi nie poradził sobie czas.
Jakkolwiek literatura z oczywistych względów pełna jest pozycji, do których pasuje powyższe zdanie, to ta komentowana zawiera pewne novum. Główne role Hosseini powierzył dzieciom, ich ustami wyraził trudności, w obliczu których stają głównie dorośli - i związane z nimi obawy, strach, lęk. W ten sposób zabezpieczając się przed niepotrzebnym patosem, był w stanie w sposób prosty wyrazić istotę rzeczy, o czym świadczy chociażby nastepujący dialog:
„- Myślałeś o tym, o co cię pytałem?
Uśmiech zniknął. (…)
- Myślałem – odpowiedział Sohrab.
- No i?
- Boję się.
- Wiem, że możesz się bać – powiedziałem, chwytając się odrobiny nadziei. – Ale szybko nauczysz się angielskiego, przyzwyczaisz się…
- Nie o to mi chodzi. Tego też się boję, ale…
- Ale co?
Znów obrócił się do mnie. Podciągnął kolana pod brodę.
- A jeżeli ci się znudzę? Albo twoja żona mnie nie polubi?
- Nigdy mi się nie znudzisz, Sohrab – powiedziałem. – Przenigdy. Obiecuję. Przecież jesteś moim bratankiem, zapomniałeś? A Soraja-dżan to bardzo dobra kobieta. Uwierz mi, pokocha cię. – Zaryzykowałem. Wziąłem go za rękę. Nieco stężał, ale nie wyrwał dłoni. (…) Łzy kapały mu na poduszkę. Długo nic nie mówił”[1].
Jednocześnie, prawdopodobnie by zachować realizm, gdzieś na peryferiach opowiadania została umieszczona zapowiedź przyszłej radości.
„A potem zielony latawiec zakręcił się bezradnie, opadając w dół. (…) Spojrzałem w dół, na Sohraba. Jeden z kącików ust uniósł mu się w górę. Uśmiech. Krzywy. Prawie niewidoczny. Ale był”[2].
I w ten sposób czasem można trafić na coś naprawdę dobrego… ;]
----
[1] Khaled Hosseini, „Chłopiec z latawcem”, tłum. Jan Rybicki, wyd. Amber, Warszawa 2005, str. 233-234.
[2] Tamże, str. 268.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.