Jak to autor do spółki z tłumaczem potrafią zepsuć książkę...
Przez pierwsze trzy strony przeklinałam tłumacza. Za ilość zaimków, niefortunny dobór wariantu tłumaczenia dla jakiegoś słowa, za stylistykę. Z każdą następną stroną docierało do mnie, że żaden tłumacz AŻ tak nie mógł nabroić.
Piszę o "Dźwięku grawitacji" Joe Simpsona, powieści, która jest dowodem na to, że alpinista mający mnóstwo do opowiedzenia, którego wspomnienia połyka się na raz, nie powinien zabierać się za fikcję.
Rozczarowująca, nielogiczna, pełna sprzeczności i bełkotu, przez co ledwie do przebrnięcia - I część kilkanaście razy na rozdział prowokowała mnie do rzucenia książki w kąt.
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
II część zapowiada się obiecująco - być może przez wprowadzenie dialogów.
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie zwolnić z odpowiedzialności tłumaczki - bo jak można coś takiego dobrze przetłumaczyć? Jednak po polsku niektóre zdania brzmią ewidentnie źle i nienaturalnie.
Panie Simpson - jestem pewna, że ma pan w sobie jeszcze niejedną książkę z gatunku literatury faktu. Potrafi pan niesamowicie absorbująco pisać zarówno o swoich przeżyciach, o historiach usłyszanych od kolegów po fachu, jak i o egzystencjalnych przemyśleniach. Została mi jeszcze do przeczytania "Gra z duchami", po którą sięgnę z przyjemnością. Ale proszę - niech pan więcej nie próbuje swoich sił w powieściach.
Dźwięk grawitacji (
Simpson Joe)
- ocena: 2 (za te 40 stron w środku)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.