Antoni Ferdynand Ossendowski [1878-1945] to współcześnie twórca prawie nieznany. Nie, nie dlatego, że był pisarzem miernym. Jego książki do 1945 roku miały swoich zagorzałych wielbicieli, a bestsellerowa powieść „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” w ciągu zaledwie kilku lat została przełożona na 17 języków i w liczbie wydań mogła konkurować z zawsze u nas poczytnym Sienkiewiczem. Jeszcze większy rozgłos uzyskał „Lenin”. I to właśnie biografia Włodzimierza Ilicza w powojennej Polsce skazała Ossendowskiego na literacki niebyt. Szczęście miał pisarz, że zmarł przed wkroczeniem do Polski Armii Czerwonej, skoro nawet po śmierci NKWD nie dało mu spokoju – na cmentarz w Milanówku, gdzie go pochowano, sprowadzono siłą dentystę, by zidentyfikował wydarte z grobu zwłoki, a potem... obcięto im głowę[1]! Przynajmniej w ten sposób enkawudziści ukarali tego, który poważył się zszargać pamięć nieśmiertelnego Włodzimierza Uljanowa!
Skąd Ossendowski miał tak gruntowną wiedzę na temat rewolucji i jej wodza? Między innymi z autopsji! Pisarz współpracował z kontrwywiadem „białych”, czego dowodzą znalezione w Instytucie im. J. Piłsudskiego jego zmikrofilmowane raporty. Był również zaangażowany w przekazanie oficerowi amerykańskiego wywiadu korespondencji przywódców bolszewików z niemieckim Sztabem Generalnym[2]. To już byłoby dość, by sowiecki nóż przejechał mu po gardle. Niemniej „grzechem głównym” pisarza stał się „Lenin”, biografia odzierająca tę postać z legendy, bezkompromisowo obnażająca okrucieństwo, cynizm, pogardę dla człowieka i zmierzanie po milionach trupów do celu.
Być może czytałabym „Lenina” z pewnym niedowierzaniem, ale tak się złożyło, że wcześniej zetknęłam się z książką rosyjskiego historyka, Dmitrija Wołkogonowa,
Lenin: Prorok raju, apostoł piekła (
Wołkogonow Dmitrij)
. Dostrzegam w tych pozycjach uderzającą zgodność co do zasadniczych faktów. Oczywiście różne są pod względem warsztatu i sposobu prezentacji treści: Wołkogonow powołuje się na źródła, patrzy na Lenina obiektywnie, przez pryzmat dokumentów. Ossendowski, bazując na faktach, nie przestaje być epikiem, jego obrazy są pełne emocji, dynamizmu, napawają grozą. Z obu książek wynika jednoznacznie, że to Lenin, nie Stalin, stworzył potworny terror, za pomocą którego zdławił przeciwników i utrzymywał miliony w nędzy i strachu, łudząc je, że potrzebne jest poświęcenie, by nastał czas dostatku i poczucia bezpieczeństwa.
Ossendowski ukazuje Włodzimierza Uljanowa jako zimnego racjonalistę, doskonale umiejącego wykorzystać najniższe instynkty mas, by popchnąć je do działania, mającego świadomość tego, że tłuszczy trzeba pozwolić pohulać, by potem umiejętnie skierować jej impet tam, gdzie zechce dyktator. Wybuch rewolucji październikowej opiewało wielu twórców, kreując obraz świętego tryumfu wolności nad zniewoleniem. Wystrzał z „Aurory” i zdobycie Pałacu Zimowego zaistniały dzięki nim w świadomości całych pokoleń jako czysty akt heroizmu mas ludowych zrzucających kajdany niewoli. Ossendowski tak oto przedstawia zwycięzców:
„W rogu wisiały obrazy święte i na srebrnych łańcuchach wspaniała, rzeźbiona lampka kościelna. Portrety i obrazy leżały już na podłodze. Był to sypialny pokój cara i carowej. Zgromadziła się w nim niewielka grupa marynarzy i kilka dziewczyn ulicznych. Nagie, rozpustne, przeraźliwie nawołujące, leżały na atłasowych pokrowcach z wyhaftowanemi na nich czarnemi orłami herbowemi. Bezwstydnemi wyuzdanemi ruchami podniecały mężczyzn, krzycząc:
- Jam caryca... Hej, towarzyszu, chcesz być carem? Idź-że do mnie!
Na łożach, nie skrępowane obecnością ludzi, odbywały się ohydne orgie, mroczne misterjum dzikiego szału”[3].
Rzeź, gwałty, niszczenie dzieł kultury, profanacja świątyń i cmentarzy, grabieże... Pisarz tworzy przejmujące obrazy apokalipsy, która jest realizacją scenariusza wodza, potrafiącego przejrzeć najciemniejsze zakamarki duszy ludzkiej i perfidnie obudzić i wykorzystać drzemiące w niej zło.
Lenin bardzo szybko zdaje sobie sprawę, że w świadomości „maluczkich” on sam musi być otoczony nimbem świętości, a przecież moloch rewolucji wciąż żąda krwi! Krwi, która nie może plamić świetlanego wizerunku ukochanego przywódcy. I tu na scenę wkraczają Feliks Dzierżyński i Czeka[4]. „Czerwony Feliks” nie waha się przed użyciem najbardziej ohydnych metod: tortur, szantażu, łamania opornych znęcaniem się na ich oczach nad żonami, matkami czy dziećmi. Tak potraktowany został m.in. szofer Lenina, oskarżony o udział w zamachu na jego życie, który złożył obciążające siebie i innych zeznania. Następnie, wbrew obietnicom, został zastrzelony wraz z żoną i synkiem. Metody przesłuchań, nieodbiegające od stosowanych w najbardziej haniebnych katowniach inkwizycji, wzbogacano nowszymi sposobami eksterminacji:
„Jest to cela „naturalnej” śmierci! Zarażona wszelkiemi możliwemi chorobami: głodowy i plamisty dur, gruźlica, skorbut, cholera, nosacizna, nawet, zdaje się, dżuma... Wszystko to zastępuje nam katów i oszczędza pracy. Mrą tu ludziska, jak muchy... Mieści się tam stu więźniów, a komplet zmieniamy gruntownie co tydzień”[5].
Niemniej największe wrażenie wywarł na mnie obraz postępującej degrengolady społeczeństwa, które przyjąwszy nową moralność rewolucyjną, za normę uznało mord, grabież, rozwiązłość, donosy, zaś ideałem młodzieży stał się Pawlik Morozow, który zadenuncjował własnego ojca. Szkoła stała się miejscem bezpardonowej indoktrynacji, wypaczania umysłów i sumień. Głód, sieroctwo czy zwyczajna chęć zaznania nieskrępowanej wolności sprawiły, że ulice miast zaroiły się młodocianymi bandytami, których rzemiosłem stał się rozbój, złodziejstwo, stręczycielstwo i nierząd. Gdy porażające rozmiary zjawiska dotarły do Lenina, wezwał do siebie kierowniczkę komisariatu opieki nad dziećmi, Lilianę Zinowjewą i zażądał rozwiązania problemu.
„Siedem miljonów bezdomnych dzieci, a z nich zaledwie 80 000 w przytułkach? Giną fizycznie i moralnie! Chorują na trąd, nosaciznę, syfilis! Prostytucja dzieci szerzy się w sposób zatrważający... Wstyd! Hańba! Niech towarzyszka zaradzi złemu, a pamięta, że wszelkiemi sposobami należy ukrywać tę plagę przed cudzoziemcami. Właśnie mają tu wkrótce przybyć towarzysze z angielskiej Labour Party”[6].
Otóż i mamy przyczynę ojcowskiej troski wodza rewolucji o bezdomną dziatwę! Jak Zinowjewa rozwiązała problem? Ostatecznie. I w stylu rewolucji.
Oczywistym jest, że sugestywnie nakreślony portret Lenina i rewolucji miał służyć jako ostrzeżenie przed „czerwoną zarazą”, której trucicielski dech pisarz odczuł na własnej skórze. Ossendowski jako pierwszy i na długie lata jedyny uderzył w rodzący się mit nieskazitelnego wodza, idealisty, człowieka niezbrukanego krwią, o najczystszych intencjach. Ukazał cynicznego, pozbawionego uczuć potwora, podstępnego demagoga i bezwzględnego manipulatora jednostkami i masami, który do perfekcji opanował „rząd dusz” za pomocą inteligentnej retoryki rewolucyjnej, propagandy i nieznanego dotąd na podobną skalę terroru.
„Lenin” Ossendowkiego, wydany w Polsce w 1930 roku, doczekał się kolejnej edycji dopiero 60 lat później. To reprint pierwszego wydania, zatem lektura nie należy do najłatwiejszych. Niemniej archaiczna już dziś pisownia i słownictwo to, moim zdaniem, dodatkowy atut tej książki, dodaje bowiem autentyzmu i wiarygodności prezentowanym zdarzeniom, które odbieramy emocjonalnie, jak relację bezpośredniego świadka. Nie mam co do tego wątpliwości, że Ossendowski świadomie i celowo wykorzystał swój talent epicki, by wstrząsnąć sumieniem Europy, że niektóre obrazy są tendencyjne, obliczone na wywołanie emocji, jak chociażby opis majaczeń Lenina w malignie po zamachu. Ponura dramaturgia opisu choroby przywodzi na myśl obraz konającego Radziwiłła, sprzedawczyka i zdrajcy, mistrzowsko wykreowany w „Potopie”. Sam moment śmierci dyktatora wyraźnie nawiązuje natomiast do finalnej sceny „Nie-Boskiej komedii” Krasińskiego. Czy to wada, czy zaleta? Oceńcie sami.
Moim zdaniem warto przeczytać książkę Ossendowskiego i podumać nad naturą człowieka i świata, który na zapomnienie skazuje nie tych, których skazać powinien.
Przyznam, przeraża mnie, że truchło Lenina wciąż straszy w mauzoleum na Placu Czerwonym, że, wbrew faktom, nadal wielu postrzega go jako idealistę, którego „śmiałą i czystą wizję” wypaczył Stalin.
---
[1] Informacja zaczerpnięta z książki Joanny Siedleckiej „Obława. Losy pisarzy represjonowanych”.
[2] Informacje ze wstępu: Witold St. Michałowski, „Banicja za Lenina”, [w:] Antoni F. Ossendowski, „Lenin”, wyd. Alfa, 1990.
[3] Antoni F. Ossendowski, „Lenin”, wyd. Alfa, 1990, s. 235.
[4] Czeka, CzK, WCzK - akronim nazwy radzieckiego organu czuwającego nad bezpieczeństwem państwa, odpowiedzialnego za represje w Rosji Sowieckiej w latach 1917-1922, na czele którego stanął Feliks Dzierżyński.
[5] Antoni F. Ossendowski, op. cit., s. 340.
[6] Tamże, s. 433.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.