Dodany: 29.01.2014 21:11|Autor: lutek01
Lepko i brudno
Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem kilka dni temu informację, że dziennikarz Ziemowit Szczerek dostał Paszport Polityki za swoją książkę "Przyjdzie Mordor i nas zje, czyli tajna historia Słowian". Świetnie - myślę sobie - akurat stoi pa półce. Pora udać się na Wschód!
Czytam więc. Z rosnącą obawą przerzucam kolejne strony. No owszem, wiem już, o co chodzi panu Szczerkowi. Na ponad dwustu stronach rozprawia się z relacjami Polaków i Ukraińców, ich wzajemnymi zauroczeniami i fobiami, ich przeszłością, poglądami, czasem rewizjonistycznymi, czasem separatystycznymi. Przez karty książki przewija się galeria ludzi, którzy pokazują nam, jak żyją, jak mieszkają, jacy są, co myślą o Polsce i Polakach. Na przykład:
"- Po co tu przyjeżdżacie, Polacy? - zapytała - Przysłuchuję się wam, od kiedy wsiedliście do pociągu. Wygląda na to, że bardzo wam się tu nie podoba. (...) To ja ci powiem, dlaczego tu przyjeżdżacie.(...) Przyjeżdżacie tutaj, bo w innych krajach się z was śmieją. I mają was za to, za co wy macie nas: za zacofane zadupie, z którego się można ponabijać. I wobec którego można poczuć wyższość. (...) Bo wszyscy mają was za zabiedzoną wschodnią hołotę - nie tylko Niemcy, ale i Czesi, nawet Słowacy i Węgrzy. To tylko wam się wydaje, że Węgrzy to są tacy zajebiści kumple. Tak naprawdę nabijają się z was jak wszyscy inni. Nie wspominając o Serbach czy Chorwatach. Nawet, kolego, Litwini. Wszyscy uważają was za trochę inną Rosję. Za trzeci świat. Tylko wobec nas możecie sobie pobyć protekcjonalni. Odbić sobie za to, że wszędzie indziej podcierają sobie wami dupy"[1].
Mamy tu więc bardzo realistyczny i naturalistyczny obraz współczesnej Ukrainy i jej mieszkańców naszkicowany ręką... No właśnie, czyją? Solidnego reportażysty, pieczołowicie, choć kontrowersyjnie pokazującego sylwetkę naszego wschodniego sąsiada, dziennikarzynę-amatora, który goni za tanią sensacją, byle tylko sprzedać tekst, zblazowanego studenciaka, który wybrał takie, a nie inne miejsce i metody poznawania żyjących w nim ludzi? Na to pytanie każdy czytelnik odpowie sobie sam, tak jak ja to zrobiłem, czytając w wielkim zdumieniu kolejne reportaże (?) z Kijowa, Lwowa, Kamieńca czy Krymu.
Nie mogłem wyjść z zażenowania i podziwu, że autor zrobił to sobie i swojej książce. Z zażenowania - bo ilość niepotrzebnych wulgaryzmów, chamskich wstawek oraz opisów sposobów chlania, ćpania i tym podobnych rozrywek jest wręcz niewiarygodna i absolutnie nieprzystająca do książki o takiej tematyce, z podziwu - bo umieszczając cały ten śmietnik w opisywanych historiach Szczerek dokonał niebywałego mordu swojej książki, która faktycznie mogłaby być dobra, ale też ważna i potrzebna, szczególnie chyba dla Polaków, ponieważ jak w lustrze odbijają się w niej nasz nacjonalizm, ksenofobia i zamiłowanie do wywyższania się w stosunku do Ukraińców, Rosjan czy Cyganów. Jednak forma, zła forma, zdecydowanie zabija tu - bywa, że bardzo dobrą - treść. Cytuję:
"Do tego jeszcze te pieprzone budy z badziewnym ruskim dicho - każdy ze sprzedawców, smagłoskórych kaukazczyków w podrapanych czapkach adidolca, podkręcał gałkę swojego odtwarzacza na baterie, a w związku z tym, że postęp techniczny jest jednak, kurwa, imponujący i byle gówno na baterie potrafi ryczeć jak syrena w rocznicę powstania warszawskiego - to ryczało.
I z każdego odtwarzacza napierdalało co innego, z każdego głośnika inna lasia skrzeczała pod syntezator, że kocha, lubi, szanuje, nie chce, nie zna, otruje, i że dawaj, kochany, pojedziemy na plażę do Hurghady leżeć. Te melodie uderzały o siebie wzajemnie jak rydwany w »Ben Hurze«, krzesząc iskry i wypierdalając się wzajemnie na glebę. I pomiędzy tym wszystkim, pomiędzy tą nadupcanką, tąpały umęczone, pomarszczone babuszki objuczone wszelkim możliwym towarem: siatami, torbami, reklamówkami z logami Dolce & Gabana, Bruno Banani i wódki Smirnoff"[2].
Ta specyficzna autodestrukcja książki to jednak nie jedyny samobój, którego strzela Ziemowit Szczerek. Z rozbrajającą (nie?)szczerością opowiada, w jaki sposób pisuje do gazet gonza - artykuły zainspirowane życiem na Ukrainie, lecz jednak znacznie podkoloryzowane, często niemające z faktami nic wspólnego, bezsensownie wyssane z palca, mimo że - jak sam przecież udowadnia w swojej książce - materiału reporterskiego jest aż nadto. Szczerek jest po prostu niewiarygodny w tym, co pisze. Po kilkunastu stronach lektury czytelnik sam nie wie, czy to, co czyta jest prawdą, czy gonzo.
Podsumowując, kiedy czytałem "Przyjdzie Mordor...", czułem się trochę jakby ktoś na mnie co i raz pluł. Nie dlatego, że odnalazłem się wśród Polaczków opisywanych przez bohaterów książki (nie odnalazłem się) albo dlatego, że jestem nadmiernym estetą językowym (nie jestem). Oczekiwałem, że dostanę mniej czy bardziej rzetelne opracowanie dokumentalne, spisane może trochę na luzie, ale z zachowaniem klasy, opracowanie fachowca-ukrainisty, ciekawego świata i ludzi podróżnika, spostrzegawczego obserwatora, który był, widział, rozmawiał i chce mi pokazać, jaki jestem w oczach Ukraińców. Zamiast tego dostałem zapis faktycznych lub może częściowo wymyślonych podróży po Ukrainie faceta, który udowadnia, że nie spędził tam ani jednego dnia na trzeźwo i który bluzga na mnie rynsztokowym słownictwem, jakby nie mógł lub nie umiał wyrażać swoich myśli w sposób bardziej cywilizowany. Dla mnie to książka lepka i brudna.
---
[1] Ziemowit Szczerek, „Przyjdzie Mordor i was zje, czyli tajna historia Słowian", wyd. Korporacja Ha!art, 2013, s. 37.
[2] Tamże, s. 184-185.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.