Dodany: 26.07.2008 15:42|Autor: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Gnój
Kuczok Wojciech

2 osoby polecają ten tekst.

Wszyscy ubabrani w gnoju


To książka, która zagrała dla mnie nie stylem, a emocjami. Przeczytałem ją, ja wiem, jakieś kilkanaście dni temu. Może mniej, może więcej. Gdzieś tam w zakamarkach pamięci zostało coś o gwarze śląskiej, którą, niekultywujący miejscowej tradycji, posługiwali się w chwilach wzburzenia, o miejscu akcji, na które wskazuje przepływająca Rawa bądź „niebiescy” w kontekście miejscowego klubu piłkarskiego. Katowice, Chorzów? Cóż ja mogę wiedzieć o Górnym Śląsku, oddalonym od moich stron o kilkaset kilometrów? Oczywiście, pozostają pewne skojarzenia, jak festiwal bluesowy, filmy Kutza, pomarańczowe zachody słońca, które przez parę dni mogłem obserwować znad hałd na początku lat 90., tudzież piękne bluesy żarliwie wyśpiewywane gwarą przez Jana Skrzeka. Także niezbyt jasno pamiętam pewne swoiste wyrażenia włożone przez Kuczoka w usta jego małego bohatera. Jakieś dziecięce neologizmy, którymi próbował opisać swój ból czy też widziany i odczuwany świat. Do czego dążę? Pragnę wydobyć z siebie zrozumiałe i dla innych poczucie sensu tej powieści. A więc na pewno to nie rzecz o Śląsku w kontekście tradycji, kultury i historii. To rzecz, która mogłaby się dziać w latach 60. lub 70. w każdym polskim mieście. Ach! Zbytnie uproszczenie! Bo przecież Wojciech Kuczok jednak opisuje pewne środowisko. Żeby akcję przenieść gdzie indziej, żeby stworzyć odpowiednią atmosferę, bijącą z tej historii, należałoby spełnić wiele warunków. Przede wszystkim małe miasto bądź specyficzna dzielnica dużego, gdzie, jak sam pisze na okładce, niezbędna jest konfrontacja dwóch światów, dwóch żywiołów: „robotniczego, chacharskiego, z tym inteligenckim, arystokratycznym”[1]. Ale czy o takie środowiska było wówczas trudno? Od lat 50. po początek 90. to właśnie był świat, w którym się wychowaliśmy. I tutaj chyba dochodzę do sedna, tego, co było przede mną ukryte, czego nie potrafiłem wyartykułować. Mianowicie uważam, jestem przekonany, że autor pisze o PRL-u. Smutnym, szarym, wręcz niebezpiecznym dla dziecka. O kraju, w którym patologia goniła patologię. Od rodziny, przez szkołę i podwórko, po wszystko inne, czego mogło dotknąć dziecko choć trochę bardziej wrażliwe niż te inne, wyzywające i rozkwaszające nosy tym, których uważały za obcych, nieprzystosowanych. O kraju, gdzie prawie wszyscy złamani są podłym ustrojem, nie mają możliwości, czy też po prostu nie potrafią, wyprostować swoich stosunków ze światem, społeczeństwem, najbliższymi. Gdzie głowa rodziny, mająca zapisane w genach i pamiętająca inne standardy życia i wychowania, próbuje wskazać własnemu dziecku receptę na życie, na dorosłość, co zamienia się w koszmar dzieciństwa tego ostatniego, w przerażającą nienawiść do ojca, w końcu pewnie traumę i powielanie w przyszłości takich właśnie zachowań. To są straszne wspomnienia bohatera. Krzyki porywczego ojca, który „w dbałości” o zdrowie syna wydziera się: „Odzdechlaczyć go w sanatorium!! Gdzie jest papeteria? Gdzie jest długopis?! (…) Odzdechlaczyć!! Tam się go na pewno uda odzdechlaczyć!!”[2]. Czy wyobrażacie sobie, jak mogło być w innych sytuacjach? A jest ich bez liku! Czy wiecie, co to znaczy, gdy dziecko zostaje sam na sam z takim rodzicem, który próbuje go wychowywać, wszczepiać w niego własne histerie i szaleństwa, własne chore wizje, niepozostawiające dziecku ani krztyny wolnej woli? Jedzenie, choroba – to zostaje w pamięci małej ofiary: „Nic tak nie pomaga w chorobie jak Haydn. (…) I ja od tego zdrowiałem, choć po prawdzie musisz wiedzieć, synek, że ja nie chorowałem nigdy, ja zawsze byłem chłop, to znaczy, morowy chłop. (…) W tym domu zawsze się słuchało porządnej muzyki, nie żadnych wyjców. W tym domu się leczono muzyką. Bach, Mozart, Haydn, Beethoven, Strauss (…). Przecież już samo brzmienie tych nazwisk uzdrawia…”[3]. Straszne, nieprawdaż? Najkrótsza droga do tego, żeby zniechęcić własne dziecko do przecież niezwykle cudownej muzyki poważnej, do klasyków wiedeńskich…

A Wy? Jak pamiętacie ojca, oj! tatę? Czy spacer za rękę po mieście? Czy wspólne oglądanie meczów w telewizji? Czy słuchanie muzyki na jego kolanach? Czy zdrowieliście, gdy siedział przy Was godzinami w chorobie i kładł chłodną rękę na rozgrzanym czole? Nie płaczecie? A ten chłopak? Jakie ma pierwsze wspomnienia? „Pejcz nie był zbyt długi, miał około czterdziestu centymetrów długości, był za to gruby, krępy – gumowy nahaj, twardy i wypełniony w środku”[4]. Po co taki opis? Więc dalej: „Mówiłem, że dostaniesz? – (cios) – Obiecywałem, że dostaniesz? – (cios) – Mówiłem – (cios) – mówiłem – (cios) – mówiłem, że dostaniesz? – (cios po trzykroć)...”[5].

PRL-owska matka była, ale jakby jej nie było. W kolejkach, przy sprzątaniu i przygotowywaniu jedzenia. Nie widziała, czy też nie chciała widzieć, jak zachowuje się jej zmęczony życiem, a podniecony wychowaniem rodziny małżonek. Za zasłoną przykrywającą cały świat krzątała się, żeby ogarnąć ognisko domowe. Ta Kuczokowa matka kuli ogon, kładzie po sobie uszy, bo jest według swego „ukochanego” hipochondryczką, tępą babą, pochodzącą z niższych warstw społecznych. Czasami, sama nie wiedząc, jak do tego doszło, wznosi się na wyżyny odwagi i walczy o syna, o swoją godność. Awantura, krzyki i wyzwiska: „Komu ty ubliżasz, ty Casanovo z Koziej Wólki, na siebie zerknij do lustra, a synka w spokoju zostaw, łachudro! Brzuch ci się wylewa, cycki jak u panienki, zęby do wymiany. (…) Milcz, ty… wściekła suko, milcz, a nie szczekaj tym swoim głosem jazgotliwym! (…) Szczekaczka? Suka? A co ja robię teraz? Co ja, do kurwy nędzy, w rękach teraz trzymam i segreguję nad pralką?! Majciory twoje białe, chamie! Podkoszulki zaśmierdłe potem! Skarpety skisłe od szwai, śmierdzącej nogi!”[6]. Cóż, za dużo chyba tych cytatów. Ale są tak sugestywne, takie mocne! Odzwierciedlają poziom emocji zawartych w książce. Dają obraz nieznośnej atmosfery domu, w którym nie daje się żyć.

Poświęcam tak dużo słów temu, co się dzieje w rodzinie, bo to wywiera według mnie największe wrażenie. Zresztą odczytacie to sami. To esencja tej opowieści. To zapada najbardziej w pamięć bohaterowi, który niestety właśnie stąd będzie czerpał w dorosłym życiu wzorce zachowań w stosunkach z innymi ludźmi. Aczkolwiek odnajdziemy w powieści cały wachlarz wydarzeń pozadomowych, jego stosunków z innymi dorosłymi i rówieśnikami w przeróżnych sytuacjach, bardzo zgrabnie wpasowanych w historię takich czasów i takiego miejsca.

Książkę podzielił autor na trzy części. Pierwsza jest bardzo interesująca. To rodzinna historia. Ale też historia miejsca i stosunków społecznych. A że jest także niezwykle ważna dla części kolejnych, odkrywa się z zaskoczeniem później, w trakcie lektury części drugiej, której tematem jest to, co próbowałem nieśmiało opisać wyżej. Ostatnia część to podsumowanie. Trochę magiczne. Jakby zadośćuczynienie. Jakby dziecięca fantazja. Dla tych, którzy, tak jak ja, lubią przed rozpoczęciem czytania zajrzeć na koniec, nie będzie w tym momencie niczym odkrywczym. Więc nie warto. To swoista wisienka na torcie. Aczkolwiek przegniła.

Nie będę pisał więcej o szczegółach treści, bo naprawdę warto je odkryć samemu w tej wartościowej książce i porównać z pamięcią o latach chyba nie do końca minionych.

Na myśl przychodzą mi pewne porównania. Najpierw Myśliwski, potem Niziurski, na koniec Masłowska. Myśliwski, bo to rzecz o PRL-u. O tym, jak łamie ludzi, niszczy więzi, potwornie nas wszystkich kaleczy. I zostawia bezradnych i bezsilnych tutaj, w XXI wieku. Niziurski, ale wczesny. Z powodu tego „chacharskiego” świata, młodocianych cwaniaczków, ich pozowania na dorosłych, przekraczających ustanowione przez tych dorosłych zasady i wprowadzających swoje własne. A Masłowska? Może trochę język? Może miejscami pisarski ekshibicjonizm? Jakaś bezpardonowość w odczytaniu rzeczywistości, bez odrobiny poezji?



---
[1] Wojciech Kuczok, „Gnój”, wyd. „W.A.B.”, 2003, seria wydawnicza „WAB w kieszeni”, tekst z okładki.
[2] Tamże, str. 129-130.
[3] Tamże, str. 125.
[4] Tamże, str. 61.
[5] Tamże, str. 81.
[6] Tamże, str. 174.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 12870
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: Vemona 29.07.2008 10:43 napisał(a):
Odpowiedź na: To książka, która zagrała... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Jak zwykle - wspaniale napisałeś. Jestem zachwycona tym, jak umiesz przekazać odczucia z lektury, ale tym razem z pewnością po tęże nie sięgnę. Za nic. To dla mnie za mocne.
Użytkownik: Ysobeth nha Ana 30.07.2008 13:39 napisał(a):
Odpowiedź na: To książka, która zagrała... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Hmmm... A właściwie dlaczego te wszystkie okropieństwa rodzinne (i nie tylko) mają być powiązane akurat z PRLem? Że niby skoro się go pozbyliśmy, to już jest lepiej, już się nie zdarza? W tych wszystkich środowiskach typu opisanego nagle się cudownie poprawiło, ojcowie przestali tyranizować rodziny, matki stały się prawdziwymi Matkami Polkami? Więzi się stały normalne, wszyscy ozdrowieli, nazwawszy się Prawdziwymi Polakami i Patriotami stali się skokiem lepszymi ludźmi? A gdyby nie było PRLu, gdybyśmy z koszmaru wojny i okupacji wypadli prosto w to samo co było przed wojną - ci wszyscy ludzie byliby inni?...
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 30.07.2008 13:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Hmmm... A właściwie dlacz... | Ysobeth nha Ana
Masz absolutną rację! Mało się zmieniło. No, może trcohę więcej niż mało. Jednakże wtedy to było takie... jakby to powiedzieć... takie normalne, wszędobylskie. Sam nie wiem jak to ująć.
Wiem, och! jak bardzo, żyjąc właśnie w małym miasteczku, co się dzieje. I nie tylko w enklawach.
Czy byliby inni bez PRL-u? Często się nad tym zastanawiałem. Być może. Jestem jednak absolutnie pewny, że PRL wykrzywił wszystkich. Cóż, czytajmy Myśliwskiego.
Oczywiście takich środowisk, takich zachowań jest mnóstwo na świecie, w Europie. Trzeba je tępić, zwracać uwagę i.. . uważać na siebie...
Użytkownik: koko 01.08.2008 07:43 napisał(a):
Odpowiedź na: To książka, która zagrała... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Widziałam "Pręgi" nakręcone na podstawie "Gnoju". Zrobiły na mnie duże wrażenie. Dużo mieszanych uczuć. I znając treść nie wiem, czy chciałabym, czy dałabym radę, czy miałabym dość siły, żeby przeczytać Kuczoka. A recenzja piękna. Słowa uznania.
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 04.08.2008 19:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Widziałam "Pręgi&quo... | koko
Dziękuję serdecznie! Jesteś jedną z wielu osób, które wypowiadają się pozytywnie na temat tego, co napisałem, ale zastrzegają się, że książka jest zbyt trudna, tragiczna, smutna, ciężka, przygnębiająca, żeby ją czytać. To chyba dobrze o niej świadczy? I o autorze też.
Miałem taki dylemat. Bałem się. Zatem rozumiem taką właśnie postawę. Oj, dużo się myśli w czasie lektury i po jej zakończeniu. I nie są to wesołe myśli...
Użytkownik: koko 05.08.2008 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję serdecznie! Jest... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Przyznam się szczerze: kiedy oglądałam film z przejmującą dla mnie (tak! mimo, że brzmi to jak herezja!) rolą Frycza-ojca, nie wiedziałam, kogo, której postaci, trzeba bardziej żałować, który z nich, ojciec czy syn, bardziej zasługuje na współczucie. Obawiam się, że nie zniosłabym w książce tego ładunku złości, chamstwa, ordynarności skierowanego w stronę dziecka. Chyba tylko z tego powodu nie sięgam po tę książkę.
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 05.08.2008 13:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Przyznam się szczerze: ki... | koko
Tak, Frycz w filmie jest fenomenalny. Rola bardzo dobra. Cóż, w książce jest trochę inaczej. Stary K. jest wstrętny. Chciałbym napisać "jest wstrętny na pozór", ale to chyba nie odzwierciedla charakteru i zachowań tej postaci. Chodzi mi o to, że autor wypracował tę postać tak, że pozwala, czy nawet, zmusza czytelnika, żeby się o jego (starego K.) przeszłości, o jego wychowaniu. Skąd w nim tyle nienawiści, szaleństwa, złości, głupoty. To wychowanie? A może stracone dorosłe życie?
Użytkownik: koko 05.08.2008 13:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, Frycz w filmie jest ... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Nie wydaje mi się, żeby ktoś, sam z siebie, mógł być tak zły. Pytasz, czy to wychowanie, myślę, że tak, że zło, które odebrał w dzieciństwie, przekazał dalej. Nikt nie jest sam z siebie niegodziwy, a najgorszą mieszanką jest niegodziwość wzmocniona głupotą właśnie, brakiem wiedzy, jakichkkolwiek horyzontów, wrażliwości, brakiem myśli o tym, że drugi czuje, cierpi, boi się. Strach pomyśleć, ile dzieci żyje w takich warunkach i jak mało te dzieci mają szans, żeby nie powielić w swoim życiu sylwetek swoich rodziców.
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 05.08.2008 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie wydaje mi się, żeby k... | koko
Niestety powielają. A ile trzeba odwagi, żeby zdać sobie sprawę i przyznać się do tego, że powielamy te okropne schematy z dzieciństwa odebrane od naszych rodziców. A trzeba być naprawdę kimś wielkim, żeby próbować owe schematy usunąć przy wychowaniu własnego dziecka!
Głębiej się zastanowić, to ciekawe pytania zadaje Kuczok, prawda?
Użytkownik: koko 06.08.2008 06:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety powielają. A ile... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Tak. Tylko tak strasznie trudno znieść, gdy dzieciom dzieje się krzywda - nawet tym nieistniejącym. Nie wiem, czy umiałabym brnąć, strona po stronie, przez chamstwo, obelgi, inwektywy, lekceważenie, złośliwość, grubiaństwo skierowane w stronę dziecka. Już podczas ogladania filmu miałam problem z Fryczem, a nie była dla mnie postać ojca jednoznacznie zła, Ty z kolei mówisz, że powieściowy ojciec jest gorszy, że nie ma w nim nic, co by go usprawiedliwiało. Dlatego boję się tej książki.
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 06.08.2008 07:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak. Tylko tak strasznie ... | koko
I tak, i tak nie - trudno znieść... To uczy. Poza tym książka jest naprawdę dobrze napisana w sensie wzbudzania emocji. Jest w niej wiele innych fragmentów, które warto poznać, chociaż rzeczywiście tragiczne dzieciństwo góruje nad wszystkim. Ale rozumiem.
Użytkownik: koko 06.08.2008 16:07 napisał(a):
Odpowiedź na: I tak, i tak nie - trudno... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Wiesz, Jerzy, może kiedyś. Jak już moi synowi urosną, staną się mężczyznami... teraz za bardzo bym ich widziała. Ten typ*) tak ma, nic nie zrobisz :)

*) Nadwrażliwa mamusia
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 06.08.2008 17:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, Jerzy, może kiedyś... | koko
Tak sobie myślę, że wcale nie musimy czytać rzeczy, które są smutne, tragiczne. Nie wiem... coś mnie pchało do tej książki. A ten z kolei typ (nadwrażliwy syn i nadwrażliwy tata) ma podobnie, ale lubi popłakać...
Użytkownik: koko 06.08.2008 20:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak sobie myślę, że wcale... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Popłakać to co innego. Ja się boję niemocy.
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 07.08.2008 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Popłakać to co innego. Ja... | koko
Cóż to niemoc? Depresja, zwątpienie w siebie, strach po prostu...
I ten bity dzieciaczek z "Gnoju", czy jakiegokolwiek innego mieszkanka w Polsce, czy na świecie, jakie będzie miał dorosłe życie? Wredne, albo depresyjne. Albo takie i takie...
Jest taki smutny bardzo artykuł we wczorajszej Polityce. Chciałbym napisac, żebyś przeczytała. Ale, nie czytaj! Jeżeli można mieć jakieś nadzieje, pewnie złudne, że "Gnój" może być fikcją literacką (ale chyba tak nie jest do końca), to w tym artykule rzeczywistość boli jak cholera.
Użytkownik: koko 07.08.2008 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż to niemoc? Depresja, ... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Niemoc dla mnie to niemożność działania, poczucie bezradności. A rzeczywistość faktycznie boli, jak cholera. Ostatnio czytałam u dentysty w poczekalni o Bartku z Kamiennej Góry. Nie chce się wierzyć, że takie historie się zdarzają.
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 07.08.2008 13:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Niemoc dla mnie to niemoż... | koko
Jak sobie przypomnę te PRL-owskie lata siedemdziesiąte, zapijaczonych ojców wracających z roboty, bezradne matki "tkwiące w ramówkach kolejek", to nie wydaje się to takie niewiarygodne...
Użytkownik: melissa 30.08.2009 10:49 napisał(a):
Odpowiedź na: To książka, która zagrała... | jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki
Dobra recenzja.
A książka imponująca głębią psychologiczną i językiem, który ją wyraża. Trochę się zdziwiłam, że napisał ją ktoś tak młody.
Gratulacje dla autora! Polecam wszystkim.
Użytkownik: jolietjakebluesOpiekun BiblioNETki 03.09.2009 09:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Dobra recenzja. A książ... | melissa
Dziękuję. Ja też ją polecam z całego serca i duszy, które zostały poruszone treścią.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: