Dodany: 16.11.2004 20:18|Autor: woy

Książka: Narty Ojca Świętego
Pilch Jerzy

1 osoba poleca ten tekst.

Może raczej w teatrze?


"Narty Ojca Świętego" to sztuka teatralna, taka groteska-jednoaktówka, a może pastisz jednoaktówki? W każdym razie da się wystawić na scenie, co już zresztą uczyniono i ludziska ponoć walą drzwiami i oknami, a bilety wyprzedane na dwa miesiące naprzód. Mimo potraktowania na serio formy tego dzieła, mimo ogłoszenia go debiutem scenicznym autora, ja czytając miałem wrażenie, że Pilch się zgrywa, że to pisanie w formie scenariusza teatralnego to jego kolejny wic, kpina z cmokających z podziwu krytyków.

Jerzy Pilch, urodzony wiślak (1952 r.), góral z żywiecczyzny, prozaik, publicysta, luter-heretyk, laureat Nike, mistrz lekkiego pióra, człowiek trunkowy, enfant terrible polskiej literatury. Autor niezliczonych felietonów, a ponadto m.in. "Spisu cudzołożnic" (1993), "Rozpaczy z powodu utraty furmanki" (1994), "Innych rozkoszy" (1995), "Bezpowrotnie utraconej leworęczności" (1998), "Pod Mocnym Aniołem" (2000) i wreszcie "Miasta utrapienia" (2004). To ostatnie dzieło podkreślam nie bez powodu, ponieważ "Narty..." wywodzą się wprost z niego.

Rzecz jest bowiem kontynuacją jednego z bocznych wątków "Miasta utrapienia", mianowicie wątku o możliwym przyjeździe papieża do Granatowych Gór, miejsca, gdzie Ojciec Święty jeździł w młodości na nartach. W tych ramach kreśli Pilch kilka scenek, pokazuje kilka postaci, parę razy pozwala się uśmiechnąć, nawet szczerze. Niestety, nic więcej nie mogę zdradzić, bo książeczka jest tak cienka, że każdy bardziej szczegółowo opisany przykład byłby ujawnieniem znacznej części fabuły. Nie ma jej niestety za dużo. Ładnie za to Pilch kilkoma kreskami naszkicował postacie. Podobała mi się zwłaszcza... nie, no nie powiem, bo znów zdradziłbym sens połowy książki. Taka to cienizna, chociaż na oko nie wygląda, bowiem składana jest wg nowej mody, która prekursorów ma, jak się zdaje, w - nomen omen - masarnictwie, gdzie z 1 kg surowego mięsa robi się ostatnio zgodnie z normą 1,20 kg wędzonej szynki.

Czyta się "Narty...", jak zwykle u Pilcha, wartko, gładko i szybko. Zabawny prowincjonalizm tej książeczki wygląda autentycznie, sceny, mimo ze krótkie i w niewielkiej ilości, są spójne i celne. A jednak...

Mimo niewątpliwych zalet omawianej pozycji, znowu mnie Pilch na kolana nie rzucił. Jak to jest, że pisarz, który generalnie mi się podoba, którego felietony lubię, którego pojedynczo rozpatrywane elementy powieści cieszą mnie i śmieszą, czytany w całości, w zamkniętej formie książki, jakiś wydaje mi się w ostatecznym rozrachunku nijaki? Mam nawet takie wrażenie, że on mnie olewa. Nie wiem, nie wiem... Do psychoanalityka iść, czy do teatru? Bo może tam...?

woy

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5290
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: krzak 20.08.2005 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: "Narty Ojca Świętego" to ... | woy
A mnie właśnie felietony nie wciągają, może dlatego że to za krotka forma żeby "popłynąć". Zdecydowanie wole dłuższe wynurzenia Pilcha, tam czuję że płynę z prądem improwizacji, zaskakujących połączeń, przejść, powiązań. Osobiście nie oczekuję żeby autor ze mną rozmawiał, ja chcę posłuchać co on ma do powiedzenia.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: