Apologia przypadkowości - o "Lodzie" Dukaja słów kilka
„Lód” Jacka Dukaja to powieść, na którą wiele osób długo czekało. Czemu tak długo? Bo z zapowiadanego przez autora opowiadania zaczęła wyrastać powieść, a potem, jakby tego było mało, zaczęła przybierać na wadze. I oto rzecz w polskich księgarniach niespotykana: książka objętości tysiąca stron rozchodzi się błyskawicznie, czytelnicy czekają na dodruk, pojawiają się opinie, że dobra, zła, przegadana, niesamowita… Na pewno jest więc „Lód” książką kontrowersyjną, na pewno też – znaczącą jako część polskiej literatury. Już wyjaśniam, dlaczego.
Jest to powieść o historii alternatywnej, z elementami fantastycznymi. Oto na świecie pojawiają się lute, czarna fizyka; Lód rozrasta się, zamrażając nie tylko materię, ale i świat logiki i ducha. W efekcie wszystko może zostać sprowadzone do jednej, jedynej możliwości. Nie będzie wyboru – będzie Droga.
Główny bohater, Benedykt Gierosławski, ani dobry, ani zły, przeciętny aż do bólu, zwyczajny aż do pogardy, odbywa długą drogę – w poszukiwaniu ojca, ale i w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, których coraz więcej.
Czy Lód wygra? Czy wolna wola, wybór, chwiejność i niepewność rzeczywistości znanej nam wszystkim, z nieprzewidywalną przyszłością, pełną zaskoczeń i zdziwień przegra walkę ze stałością, słusznością i koniecznością? Jak wyglądałby świat w pełni zdefiniowany, raz na zawsze określony? To jeden z tematów tej książki. Jeden – bo jak każda prawdziwa powieść, jest „Lód” wielowątkowy.
Dla mnie jednym z ważniejszych wątków jest wielokrotnie przez Dukaja ukazywany w bardzo różnych ujęciach motyw dojrzewania głównego bohatera. Mieliśmy okazję przyglądać się temu w cieniutkiej „Extensie” (notabene – arcydzieło), „Czarnych oceanach”, „Innych pieśniach” – i w końcu w „Lodzie”. Jest bowiem „Lód” powieścią o dojrzewaniu. Benedykt, wciągnięty w wir wydarzeń, musi się określić – nie tylko „pod Lodem”, ale sam w sobie, dla siebie. Odpowiedź na pytanie: kim jestem, jaki jestem, nigdy nie jest łatwa i oczywista. „Pod Lodem” jest o tę odpowiedź łatwiej – ale czy obraz, jaki wówczas widzimy w lustrze, łatwo zaakceptować? Jeśli jestem hazardzistą – czy „hazardzista” określa mnie raz na zawsze? Kim mogę być? Kim mógłbym być, gdybym nie był tym, kim jestem? Jeśli chodzi o psychologię postaci – chwilami jest wspaniała, chwilami fatalna. Być może wynika to z zasad rządzących światem przedstawionym.
Powieść Dukaja jest również powieścią traktatem – i nie sposób o tym zapomnieć przez całe tysiąc stron książki. Bogactwo tez, ścierających się w ogniu dyskusji argumentów, spojrzeń na historię, logikę, człowieka. Można wybierać i przebierać w punktach widzeniach, we frakcjach historyczno-alternatywnych, w wierzeniach i wizjach przyszłości. Trzeba przyznać, że ma tu Dukaj rozmach i mnoży byty… jakby nie pamiętając o brzytwie Ockhama. To jeden z zarzutów, jakie pojawiają się w recenzjach – że „Lód” jest powieścią sztucznie rozdmuchaną.
„Terror” Dana Simmonsa liczy sobie niespełna 600 stron, „Underdog” Torbjörna Flygta – 400, ale w mniejszym formacie. Mimo to objętościowo rzuca się w oczy na półce w księgarni. Klasyka powieści fantastycznej, „Diuna” Herberta jest wielotomową (i zapewniam, że wielostronicową) przygodą, nad którą jedna noc to za mało. Kolejna powieść, jedna z najnowszych, około 600 stron – Orhan Pamuk, „Nazywam się Czerwień”. Czy mam wymieniać dalej?
Bystry czytelnik dostrzegł już pewną tendencję – powieść z reguły jest wielowątkowa, ma rozbudową narrację i część opisową. W rezultacie z reguły jej objętość jest większa niż opowiadania. Być może czytelnik dostrzegł też jeszcze jedną ciekawostkę – w wymienionych przeze mnie pozycjach nie ma literatury polskiej. Dlaczego? Ano dlatego, że trudno o współczesną powieść polską z prawdziwego zdarzenia. Trudno nazywać powieściami książki Pilcha czy Piątka. Nie wiem, czy ktoś z Was pamięta jeszcze, jak spędzał noce, czytając do białego rana – ja dawno nie miałam po temu okazji, większość książek czytam w godzinach „normalnego funkcjonowania” – zwykle nie wciągają mnie wystarczająco mocno, żeby zarywać dla nich noce. Dla „Lodu” Dukaja złamałam tę zasadę. I dlatego również warto przeczytać tę powieść – spędzić nad nią więcej niż kilka godzin, dzień po dniu, wieczór po wieczorze zagłębiać się w inny – a podobny – świat, poznawać nowych bohaterów, obcować z pięknym, bogatym językiem.
Język bowiem to kolejna zaleta „Lodu”. Jego bogactwo, neologizmy, archaizacja, zmieniająca się w zależności od sytuacji stylistyka, narracja będąca elementem rzeczywistości – to wszystko stanowi o wyjątkowości „Lodu” w polskiej powieści współczesnej. Drugiego takiego pod tym względem nie ma. Po prostu.
Kolejny element to intertekstualność. I tu pojawia się pytanie – dla kogo Dukaj pisze? Kto jest odbiorcą idealnym? Jaką wiedzę i wyobraźnię musi posiadać, by zrozumieć zamysł pisarza? Oczytanie nie wystarczy; logika, fizyka, abstrakcja, matematyka, historia – Dukaj sięga do wielu dziedzin, chwilami przemawia bardzo specjalistycznym językiem, a piętrowe dygresje nie ułatwiają zrozumienia.
Zastanawia mnie, czy opowiadanie, jakim „Lód” miał być, nie byłoby jednak zgrabniejsze w odbiorze. U Dukaja można zaobserwować tendencję do coraz to większych objętościowo pozycji. Być może autor nie do końca panuje nad słowem i zamysłem. A to jednak niedobrze i odbija się na dziele – mniej więcej w połowie książki akcja, dotąd dość wartko się tocząca, zaczyna zwalniać pod ciężarem dygresji i dyskusji. Powieść traci rytm. A czytelnik może zacząć się nużyć.
I, niestety, jeden z ważniejszych elementów – zakończenie, które (czy zamierzenie? wątpię) zaskakuje swoją bylejakością. Jakby było na siłę wciśnięte. Jakby autor rozpędził się – i nie wiedział, jak się zatrzymać. Hamowanie awaryjne Orient Expressu.
Jednak, moim zdaniem, nadal warto – nie tylko po to, by na własną rękę poszerzać wiedzę, ale też dla wspominanego już piękna języka, rozsmakowywania się w słowie, odkrywania perełek, cudnych fragmentów, nad którymi można się zamyślić na chwilę czy nawet dwie, zastanowić, odłożyć książkę i wrócić do niej, niespiesznie, spokojnie, dokładnie. Chcę podkreślić: to nie jest książka do przeczytania w dwie godziny, na skróconym oddechu. Przeciwnie: wymaga głębokiego wdechu i zanurkowania w jej świat. Na długo. Na spokojnie.
Na początku wspomniałam, że „Lód” jest książką znaczącą w polskiej literaturze. Powieść, która w momencie ukazania się nie budzi emocji, kontrowersji, zastrzeżeń i sporów, nie jest prawdziwym dziełem. Śmiało mogę napisać: nie ma w tej chwili konkurencji dla „Lodu” (a szkoda). Jednocześnie widać wyraźnie, że powieść przerosła Dukaja. Za dużo chciał tam wrzucić, za dużo zawrzeć. Efekt jest, jaki jest, można „Lodowi” wiele zarzucić, to powieść bardzo nierówna. Ciągle jednak uważam, że warto, naprawdę warto go przeczytać. Dla języka. Dla historiozofii. Dla nowych myśli i nowych wrażeń.
Polecam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.