bez tytułu
Gdyby ktoś spytał, dlaczego "Podróż..." warto znać, trudno by mi było odpowiedzieć... Język, plastyczność... to za mało, bo w książkach Carpentiera jest coś więcej.
Muzyka. Nic dziwnego, skoro pisarz był z wykształcenia muzykiem, to i ta dziedzina sztuki wybija się na pierwszy plan. Wariacje formalne, zmiany tempa i - właśnie - poszukiwanie pierwotnej muzyki.
Główny bohater (dosyć irytujący facet, trochę à la Oliveira z "Gry w klasy" Cortázara) wyrusza w archetypiczną podróż - do południowoamerykańskiej puszczy, która jest symbolem źródeł życia ludzkiego, czystości i pierwotności. Tam wlaśnie mężczyzna odnajduje siebie i - co za tym idzie - szczęście.
Osławniony "powrót do natury" został tu ujęty w sposób bardzo świeży. Muzyka to obraz nas samych - nie znających własnych korzeni, wiecznie spekulujących, zwyczajnie przytłoczonych i smutnych... Bohater odkrywa owe korzenie. Na chwilę.
W "Podróży..." jest coś jeszcze - bogactwo. Uczuć i nastrojów (bo powrót do miasta po idealnym życiu z dala od miasta, od Mouche, od żony sprawia - mnie, czytelnikowi - ból i powoduje dyskomfort niemalże fizyczny). Bogactwo języka. Malowniczość.
I coś jeszcze - można powiedzieć: "duch" iberoamerykański, którego na próżno szukać w literaturze europejskiej - na świecie wszystko jest możliwe; na świecie każdy jest nieszczęśliwy...
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.