Dodany: 20.02.2014 00:39|Autor: male_czarne

Książka: On wrócił
Vermes Timur

3 osoby polecają ten tekst.

Nie wszystko było takie złe


Minimalistyczna okładka – białe tło, a na nim czarny kształt przypominający zaczesane na bok włosy. Do tego krótkie "On wrócił" tworzące wzór charakterystycznego wąsa. Już wiadomo.

On wrócił. On, czyli Adolf Hitler.

Timur Vermes jest niemieckim pisarzem, ghost writerem. Na debiut (pod swoim nazwiskiem) wybrał temat, który niejedną osobę mógłby przyprawić o zawał. Czy słowa "Hitler" i "satyra" dobrze wyglądają obok siebie? A "Hitler" i "niepohamowany śmiech"? Czy myślą, słowem i czynem Hitlera można skrytykować współczesne społeczeństwo, jednocześnie przyprawiając czytelnika o zadyszkę od ciągłego chichotu? Czytając "On wrócił" pokładałam się ze śmiechu, stwierdzając co jakiś czas: "Ach, ten Hitler jest fantastyczny!".

Zanim uznacie, że ogłupiałam do reszty, z grubsza nakreślę sytuację:

Rok 2011, Berlin. Adolf H. otwiera oczy. Ze zdziwieniem konstatuje, że leży na betonie, wokół niego nie krąży, niczym tresowana małpka, Martin Bormann, mundur, który ma na sobie, śmierdzi benzyną, a Berlin wygląda zaskakująco dobrze jak na miasto oblężone przez rosyjską swołocz. Konstatacja przeradza się w oburzenie, gdy młody Hitlerjunge grający w piłkę nie rozpoznaje swego wodza, nie wita się nazistowskim pozdrowieniem, a gazety prześcigają się w artykułach, jakim to niezwykłym zbrodniarzem, katem historii i niszczycielem Niemiec był Führer.

Ale nie ma tego złego... Doskonały w byciu Adolfem (kimże innym mógłby być?), zostaje zauważony przez przedstawicieli mediów, którzy angażują go jako komika odgrywającego samego siebie. I tylko nikt nie chce uwierzyć w zapewnienia, że on naprawdę nazywa się Hitler…

Mijają miesiące, i z ulicznego "artysty" Hitler wyrasta na nową gwiazdę telewizji. Otrzymuje własny program, asystentkę, wychodzi zwycięsko ze swojego pierwszego starcia z tabloidami. Rozwija się, w planach ma nawet kolejną książkę o wdzięcznym tytule "Nie wszystko było złe"[1]. Noszony na rękach ulubieniec mediów.

Narratorem powieści jest Hitler. Czy to jest w porządku? Czy można wdzierać się do umysłu Führera, próbować rekonstruować jego myśli, nawet jeśli dotyczą one świata 66 lat po wojnie? Czy można śmiać się z Hitlerem, lubić Hitlera, zgadzać się z Hitlerem? Czy to nie jest groźne?

To nie ten sam Führer, który wyłania się z historycznego opracowania Reesa. Tamten pod koniec wojny miał już głębokie zaburzenia psychiczne (włącznie z halucynacjami), Adolf Vermesa zachowuje trzeźwość umysłu i nieposkromioną chęć odbudowania Rzeszy. Zanim jednak na nowo zapanuje nad światem, musi poradzić sobie z jego formą, która przez ostatnie kilkadziesiąt lat znacznie się zmieniła.

Siła "On wrócił" leży w prześmiewczym stosunku do społeczeństwa niemieckiego, mediów w szczególności, bez polewania go łopatologicznym i patetycznym sosem. Komedia jednej wielkiej omyłki (wpuszczenie do TV prawdziwego Hitlera) faktycznie pokazuje, jak niewiele czasem trzeba, by ktoś, kto powinien być całkowicie pozbawiony wpływu na szersze masy dostaje do ręki megafon. Bohaterowie traktują Hitlera trochę z uwielbieniem (kura znosząca złote jaja), a trochę protekcjonalnie. Przecież to tylko doskonały sobowtór, niemożliwe, by on tak naprawdę myślał. Przypomina mi to sytuację z lat 30. XX wieku. Taki, ot, dawny kapral. Nikt go specjalnie nie darzył sympatią. Założył partię, potem dostał się do Reichstagu. Zażądał stanowiska kanclerza, dobrze, damy mu, przecież to taki niegroźny frustrat, w razie czego nim pokierujemy…

Hitler nie przydarzył się Europie. On z tej Europy wyrósł i w niej został wybrany. Wybrany został również do nowego programu telewizyjnego, gdyż "dobre numery poznajecie już tylko po tym, że facet na scenie rech­cze gło­śniej niż ludzie na widowni. Niech się państwo tylko rozejrzą po naszej scenie kabaretowej: nikt już nie potrafi wy­gła­szać pu­en­ty, nie śmie­jąc się przy tym sam do roz­pu­ku, żeby tyl­ko nikt jej nie przega­pił. A jak ktoś jest za poważny, to się puszcza śmiech z offu"[2]. A tu ktoś z taką pasją, z taką wolą walki o Niemcy! Tak bardzo charyzmatyczny, tak bardzo niepoprawny politycznie, bo kto może publicznie bezkarnie wyśmiewać problemy z imigrantami, z Niemców utrzymujących południe Europy? Niepokorny, a przez to wyrazisty i autentyczny. No… Hitler po prostu.

"– Tylko w jednej sprawie musimy mieć jasność – rzekła pani Bellini, spoglądając raptem na mnie bardzo poważnie
– To znaczy?
– Jesteśmy zgodni co do tego, że temat »Żydzi« nie jest zabawny!
– Ma pani absolutną rację – zgodziłem się z nią, niemalże z ulgą. Nareszcie ktoś, kto naprawdę wie, o czym mówi"[3] - przeczytałam i nie mogłam przestać się śmiać. Choć przecież tu chodzi o Holocaust! Miliony ludzi. A jednak absurdalność wygrała i od dziś możecie mówić mi "zły człowieku".

Timur Vermes również wie, o czym mówi i wie, jak to powiedzieć. Jeżeli czarny humor Wam nie straszny – zabierajcie się za "On wrócił" i sami sprawdźcie, jak daleko za Hitlerem jesteście w stanie pójść.


---
[1] Timur Vermes, "On wrócił", przeł. Eliza Borg, wyd. W.A.B, 2013, s. 285.
[2] Tamże, s. 67.
[3] Tamże, s. 68.


[Recenzję opublikowałam także na swoim blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2127
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Monika.W 13.07.2014 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Minimalistyczna okładka –... | male_czarne
Równie dobra była rozmowa z panią z partii Zielonych. Albo z dziennikarką z Bilda - i jej wynik, czyli całkowicie zmanipulowany wywiad.

Właśnie skończyłam czytać. W pełni zgadzam się z recenzją. Świetna pozycja, świetny obraz społeczeństwa. Książka prześmiewcza, ale nie toporna. Satyra, która nie jest głupawa.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: