Dodany: 10.05.2014 19:57|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Są ludzie, których nie powinno się wpuszczać do domu...


Zawsze się zastanawiam, czy tekst liczący niewiele ponad sto stron formatu kieszonkowego kalendarzyka, z szerokimi marginesami i wcale nie najdrobniejszą czcionką, to już powieść, czy jeszcze opowiadanie. Definicje jako cechę opowiadania wymieniają „niewielkie rozmiary”. Jaki rozmiar jest niewielki? Sześć stron z pewnością – a sześćdziesiąt? A jeśli te sześćdziesiąt ktoś złoży czcionką o 4 punkty większą, ta sama treść zajmie sto dwadzieścia… Może to czas czytania rozstrzyga? Ale zdarzyło mi się już nieraz „coś” trzystustronicowego z akcją galopującą jak tabun koni wyścigowych, co na pewno opowiadaniem nie było, czytać krócej niż „Dziedzictwo Estery”… Chociaż właściwie jakież to ma znaczenie? Nazwijmy to „małą prozą” – tak, jak brzmi nazwa serii, w której utwór ten został wydany. Mała proza może być czymś w sam raz nadającym się na zapełnienie czasu w poczekalni u dentysty albo w trakcie krótkiej podróży. Ale może też być czymś, co czytamy uważnie, starannie, zdanie po zdaniu, delektując się każdym obrazem, każdą figurą stylistyczną. I tak właśnie jest z „Dziedzictwem Estery”. Zresztą nie wiem, czy Márai w ogóle kiedykolwiek napisał coś, co da się czytać pędem; w każdym razie dotychczas na nic takiego nie natrafiłam.

Prawie wszyscy, którzy o „Dziedzictwie Estery” piszą lub mówią, wskazują na jego pewne podobieństwa do „Żaru”. Bo rzeczywiście, i tu, i tam historia rozpoczyna się w zbliżonej scenerii, od takiego samego zdarzenia. Jest jakaś stara posiadłość, w której ktoś żyje wspomnieniami mniej lub bardziej odległej przeszłości. Nadchodzi wiadomość o przyjeździe osoby, która dawno temu zapisała się w pamięci bohatera/bohaterki czymś, co jeszcze dziś jemu/jej sprawia ból. I na tym się kończy podobieństwo fabularne. Bo relacja między Henrykiem i Konradem jest zupełnie inna, niż między Esterą a Lajosem, i inny też cel ma wizyta tego ostatniego. Spotkanie dawnych przyjaciół, których rozdzieliła kobieta i którzy po czterdziestu latach próbują sobie opowiedzieć, co i dlaczego się stało, by nie zostawić po sobie niewyjaśnionych spraw, jest zupełnie czym innym, niż spotkanie zgorzkniałej niewiasty w średnim wieku z mężczyzną, w którym ongiś pokładała wszystkie swoje nadzieje, a który nie tylko ją zawiódł, ale też skrzywdził praktycznie całą jej rodzinę. Tu właściwie nie ma miejsca na dopowiedzenia. Jeśli coś trzeba by wyjaśniać, to chyba tylko, dlaczego nikt tego gada nie poczęstował serią solidnych kopniaków, nie spuścił ze schodów, w ostateczności nie podał do sądu??? I jak to możliwe, że całkiem inteligentna kobieta, zdając sobie sprawę z łajdackiej natury swojego byłego zalotnika, a później szwagra, może jeszcze żywić w stosunku do niego jakieś złudzenia??? A kiedy już nawet tych złudzeń nie ma – mimo wszystko pójść mu na rękę??? Taaak… wiem… niezbadane są meandry ludzkiej psychiki… Wiem, ale nie rozumiem. Estera zresztą też chyba sama nie rozumie, dlaczego podjęła tak zdumiewającą decyzję – i opowiada o tym bez cienia zmieszania, bez żalu do siebie, jakby sprawa była już od dawna przesądzona, a ona nie miała na jej bieg najmniejszego wpływu!

Za tę jej inercję, której ścierpieć nie mogłam, obniżyłam ocenę o połówkę – ale tylko o tyle, bo techniczna strona tej minipowieści jest perfekcyjna. Właściwie nie wiemy, jak wyglądają bohaterowie (z wyjątkiem paru postaci drugoplanowych, zresztą też scharakteryzowanych dość skąpo), ani wnętrza domu, ani ogród. Nie musimy, bo w tym przedstawieniu nieważna jest scenografia: ważna jest Estera i jej przeszłość, wszystko, co spowodowało, że dzisiaj znajduje się w takim, a nie innym położeniu. I to autor nam zapewnia – a czyni to, jak zawsze zresztą, swoim pięknym, kształtnym stylem, który, podejrzewam, zachwycałby nawet w tekście niezawierającym żadnych istotnych treści. Wspaniała lektura, szkoda tylko, że tak krótka.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2420
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: cordelia 15.05.2014 12:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Zawsze się zastanawiam, c... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dla mnie krótkość to zaleta, więc, zachęcona Twoją recenzją, tym chętniej sięgnę po tę książkę. :-)
Użytkownik: imogena 15.05.2014 14:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Zawsze się zastanawiam, c... | dot59Opiekun BiblioNETki
O, właśnie. Ja też obniżyłam oceny niektórych książek za inercję bohaterów, a wręcz nieraz miałam ochotę pójść i nawrzucać autorowi (nieważne, żyjącemu czy nie ;) ) A Marai do schowka. Mam podobnie jak Cordelia, krótkość jest dla mnie zaletą.
Użytkownik: ilia 06.06.2015 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Zawsze się zastanawiam, c... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tak mnie zezłościła ta książka, że zwyzywałam (na głos :) główną bohaterkę od debilek i kretynek. Jak oceniłam "Żar" Maraiego na 6, tak "Dziedzictwo Estery" na 1,5. Te pół punktu za to, że autor umiał wzbudzić w czytelniku takie emocje.
Postępowanie głównej bohaterki jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Gdyby taki facet, notoryczny kłamca i oszust, zaproponowałby mi to co Lajos Esterze w ich ostatniej rozmowie, wykopałabym faceta z domu na zbity pysk.
Marai jest mężczyzną, pisze z punktu widzenia kobiety, pisze o postępowaniu Estery - "Myślę, że tylko kobiety mogą to naprawdę zrozumieć i to kobiety już niemłode". No, ja jestem kobietą i to już niemłodą, a jakoś ni w ząb nie mogę tego zrozumieć. Doceniam kunszt pisarski Maraiego, ale książka zgrzyta fałszem.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: