Dodany: 18.05.2014 11:52|Autor: Marylek

Rozkosz czytania Hena


Siedzi sobie dorosły i wspomina dzieciństwo. Któż tego nie robi? Jednak wspomnienia wspomnieniom nierówne. Tak wiele dziś ukazuje się literatury wspomnieniowej, zdawać by się mogło, że każdy chce podzielić się własną przeszłością. Dużo w tym gonienia za sensacją, dużo afer, czasami wielkie nazwiska lub małe skandale. Im świeższej daty wspomnienia, tym więcej szans na odkrycie nieznanej a ekscytującej anegdotki czy szczególiku.

I w tym wszystkim – Hen. Hen ze swoją piękną, wyważoną narracją; Hen ze swoimi wspomnieniami żydowskiego dzieciaka z warszawskiej dzielnicy Nowolipie; bez wielkich nazwisk, bez afer. Bo cóż to za afera, że chłopcy w gimnazjum rzucali gąbką o ścianę i nakrył ich na tym dyrektor? Cóż to za bohaterowie wspomnień: służąca, sprzedawca koszernych win, dozorca, woźny?

Od najdawniejszego obrazu – słonecznej plamy na ścianie budynku – kilkuletni chłopczyk zaczyna zapamiętywać swój świat. „To od tej chwili mam świadomość, że jestem”[1]. „Trzeba powiedzieć – nie krępując się posądzeń o megalomanię – że od tego sobotniego popołudnia na bazarze nie tylko ja jestem, ale i świat jest. Bo przecież skoro my trwamy w niebycie, to i świat trwa w niebycie. Nigdy by ten świat nie stał się rzeczywistością, gdybym się nie był urodził”[2]. Ale urodził się, na szczęście dla nas, czytelników, i ku naszej radości zapisuje wspomnienia z tamtego świata: o członkach rodziny po mieczu i kądzieli; o przedszkolu (które się wtedy nazywało freblówką), kolejnych szkołach, nauczycielach i kolegach; o wakacyjnych perypetiach dziecka i niepokojach młodzieńca; jest tu powolne dojrzewanie w czas beztroski i przyspieszone – w tych kilka jesiennych tygodni roku 1939, które zmieniły świat w sposób, jakiego nikt wówczas nie przeczuwał.

Dzieciństwo przeżywane ponownie, po latach, z wiedzą o tym, co stało się później, nierzadko bywa zanurzone w nostalgii. Jakże często kończy autor kolejny rozdział bezradną uwagą: nie wiem, co się z nim stało; nie wiem, czy się uratował; nie wiem, czy przeżył. Albo inaczej: z tego placu pojechała do Treblinki; wywieziony do Oświęcimia, nigdy już stamtąd nie wrócił; nigdy już o nim nie słyszałem; ślad po nim zaginął. Albo tak: „Nie wiem, jaki był los pana Krelmana ani jego gorszego brata Jankla, ani żony, ani córki, ani syna, który tak znakomicie się uczył w gimnazjum i miał zostać profesorem. Nie wiem, kto się z nich uratował. Nic nie wiem”[3].

Nie znaczy to, że książka jest smętna. Duchy przeszłości zapełniające „Nowolipie” to chętni do zabawy chłopcy, to radosne, zalotne dziewczyny, zapobiegliwi rodzice, nauczyciele lepsi i gorsi – jak dziś. Inne są realia; te same, zawsze te same emocje.

I ludzie, tylu ich było wartych upamiętnienia! Bo nie tylko rodzina, koledzy, nauczyciele, ale i sklepikarze, woźnice, wędrowni akrobaci i kuglarze, domokrążcy, węglarze, żebracy nawet! Barwne podwórko sprzed wojny, wędrowni rzemieślnicy oferujący swoje usługi przeciągłym pokrzykiwaniem, podwórzowi muzykanci z solistami wyśpiewującymi szlagiery, ba, nawet magicy i sztukmistrze! „Możliwe, że i na naszym podwórku były godziny, kiedy powietrze zastygało z nudy, ale teraz, we wspomnieniu, które kondensuje przeszłe wydarzenia, przedstawia mi się ono jako nieustający festiwal”[4].

Podobnym festiwalem radości poznawania świata są wakacyjne wyjazdy rodzinne – najpierw do Michalina, potem do Świdra. Choć w miarę dorastania życie robi się poważniejsze: swoje wymagania ma szkoła, ambitny rozczytany chłopak próbuje swoich sił w pisaniu, odkrywa przyjemności uprawiania sportów i rozkosze zwycięstw. Kino, teatr, książki, bieżnia, boisko, szkoła i wakacje, rodzeństwo, dziewczyny, coraz ciekawszy, wspanialszy, bogatszy we wrażenia świat. Jesienią Józek skończy szesnaście lat, a lato tymczasem jest piękne, upalne. Lato 1939 roku.

„Tego ostatniego przed wojną lata, będąc w Warszawie między jednym a drugim pobytem w Świdrze, wybrałem się w upalny dzień nad Wisłę, na pływalnię Makabi. Było tłoczno, wesoło, nikt nie przyjmował do wiadomości grozy nadciągającej wojny mimo trwającej w eterze wojny nerwów. Chyba się w nią jednak nie wierzyło, w tę prawdziwą wojnę, świat, zwłaszcza tu, na plaży, wydawał się jakoś nazbyt uporządkowany, żeby ktoś ośmielił się go zburzyć, a jeśli już dopuszczało się myśl o wojnie, to krótkiej i zwycięskiej. Słońce, piasek, woda – lody »Pingwin« na patyku – oranżada – ogórki kiszone – hałas rozmów, uderzenia podbijanej piłki, plusk wioseł kajakarzy – nawoływania – atmosfera beztroski, rozleniwienia. Spokoju… Na tarasie klubowego budynku stały rozśpiewane dziewczęta. Przechylone przez balustradę, śpiewały, trzymając się za ręce i kołysząc się pod rytm muzyki”[5].

A za chwilę – 1 września, przyspieszone dojrzewanie. „Dlaczego nie obżerałem się jak bydlę jeszcze kilka dni temu, kiedy wszystkiego było w bród? Idiota”[6]. „Wieczorem, kiedy wszyscy kładą się spać, czytam przy świeczce »Pogrom« Zoli. Opis jest przejmujący, znajduje we mnie odzew, bo opowiada o czymś znajomym. Czy w ogóle istnieje obiektywny odbiór sztuki? Zaczynam wątpić. Tekst o klęsce jest mi teraz bliższy od najbardziej poetyckiego romansu. Ile znajomych szczegółów!... Myślałem, że przeżywamy coś takiego, czego nie zna historia. Czyżbyśmy tylko powtarzali? Czuję się prawie obrażony”[7]. Jeszcze więc stawianie barykad, jeszcze szaleńczy strach przed kolejnym bombardowaniem, jeszcze kolejne chwile wiary w szybkie zwycięstwo, bo przecież to niemożliwe, żeby nas tak zostawili – żółta smuga nadziei od lampowego radia jaśniejąca w ciemności pokoju; przecież Niemcom zaraz skończy się benzyna... a marszałek Rydz-Śmigły... a nasza niezwyciężona kawaleria… „Mówią, że Adolf jest pod kluczem”[8]. Niemcy wchodzą jednak do Warszawy, ale to tylko do wiosny, bo na wiosnę… Nadzieja wciąż żyje, choć jest jakby mniejsza, przykurczona, lecz wciąż żywa, gdy się jest młodym, górę bierze bunt, bo niby dlaczego? Dlaczego mam się wciąż bać, dlaczego nie wolno się uczyć, skąd tyle nienawiści wokół i czy to prawda, że będzie getto? I myśl o ucieczce, na wschód, bo na zachodzie są przecież Niemcy więc może Białystok, a może Lwów?

„Zaczęła się tułaczka. Nie wróciłem nigdy na swoje Nowolipie. Nie widziałem, jak ono umiera”[9].

I to już koniec?

Jaki koniec?! Ówczesny szesnastolatek ma dziś lat ponad dziewięćdziesiąt, książkę dedykuje swoim wnukom. Jaki koniec! Przecież wystarczy otworzyć książkę, by wrócił tamten świat, dzieciństwo, młodość, kumple, siostry, brat… Dramatyzm codziennego życia, drobne dziecięce problemy, rozterki dorastającego chłopca, wahania nastoletniego młodzieńca.

Znów więc są. I zawsze już będą: tamte dziewczyny radosne i rozśpiewane, chłopcy zadziorni i nieśmiali, rozbrykane dzieciaki, poważni dorośli spełniający przypisane im role: rodzice, dziadkowie, wychowawcy, kupcy, krawcy, sportowcy, dziennikarze…

„Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty, jak pierwsze kochanie.”[10]


---
[1] Józef Hen, „Nowolipie. Najpiękniejsze lata”, wyd. W.A.B., 2011, s. 7.
[2] Tamże, s. 8.
[3] Tamże, s. 77.
[4] Tamże, s. 36.
[5] Tamże, s. 236.
[6] Tamże, s. 250.
[7] Tamże, s. 263.
[8] Tamże, s. 266.
[9] Tamże, s. 291.
[10] Adam Mickiewicz, „Pan Tadeusz”, cytuję z pamięci.



(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8820
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.05.2014 07:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Siedzi sobie dorosły i ws... | Marylek
Marylku - wspaniała recenzja, gratuluję po trzykroć!
A książka to już wiem, że obowiązkowo do przeczytania.
Użytkownik: Marylek 19.05.2014 07:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku - wspaniała recen... | dot59Opiekun BiblioNETki
Zdecydowanie obowiązkowo, Dot.
Tu jest fragmencik, dla smaku - to świetna proza: cytat z książki
Użytkownik: joanna.syrenka 19.11.2018 00:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Marylku - wspaniała recen... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja właśnie czytam i naprawdę dawno nie miałam takiej literackiej uczty. Cudowna proza!
Użytkownik: misiabela 19.05.2014 10:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Siedzi sobie dorosły i ws... | Marylek
Ech... przesuwam Nowolipie w kolejce ;-)
Użytkownik: natanna51 26.05.2014 10:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Siedzi sobie dorosły i ws... | Marylek
Znakomita recenzja. Czytałam ją z ogromną przyjemnością.
A Hen znalazł się już wcześniej w kręgu zainteresowania.
Użytkownik: Marylek 26.05.2014 11:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Znakomita recenzja. Czyta... | natanna51
Dziękuję. :-)
Hena naprawdę bardzo warto czytać.
Użytkownik: Suara 16.06.2014 18:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Siedzi sobie dorosły i ws... | Marylek
Piękna recenzja, przeczytam w najbliższej przyszłości choć kolejka coraz dłuższa... ech
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: