„Fakt, iż jakiś pogląd jest szeroko rozpowszechniony, nie stanowi żadnego dowodu na to, że nie jest on całkowicie absurdalny. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że większość ludzkości jest zwyczajnie głupia, należy oczekiwać z dużym prawdopodobieństwem, iż powszechnie panujące przekonania będą raczej idiotyczne niż rozsądne”
Bertrand Russell
„Próba zrealizowania nieba na ziemi kończy się zawsze wyprodukowaniem piekła”
Karl Popper
Książki Ayn Rand to nie są dzieła, które można sobie przeczytać „od tak”, tylko dla miłego spędzenia wolnego czasu i jak gdyby nigdy nic wrócić do porządku dziennego. Są to utwory specyficzne, które można pokochać lub znienawidzić, ale których nie da się określić mianem przeciętnego czytadła. Obydwa dzieła mają pewne braki, ale o sile ich wydźwięku świadczy przede wszystkim przekaz, czyli wykładana na kartach powieści myśli filozoficzna, zwaną również filozofią obiektywistyczną.
„Źródło” czytałem ponad półtora roku temu, zaś „Atlas zbuntowany” skończyłem czytać dopiero wczoraj. „Źródło” przeczytałem, a właściwie pochłonąłem przez trzy dni, natomiast „Atlasa” męczyłem przez prawie okrągły miesiąc. Na pewno znaczenie miało tu zjawisko pierwszeństwa. Pierwsze zetknięcie się z dość, że tak to ujmę, niepopularnym w życiu codziennym stanowiskiem. Nowe zawsze mocniej kusi, niż już nam znane. Ale sprawa jest bardziej złożona.
„Źródło” traktuje o indywidualnej drodze jednostki do doskonałości i samostanowienia, do wyjścia z podniesioną głową z objęć wszechogarniającego kolektywizmu. Traktuje o walce w obronie własnej niezależności, świadomości i rozumu. O trudnościach, z jaką przychodzi wywalczenie swojego miejsca w świecie opętanym przez bezmyślność i celowe zaprzeczanie rozumowi. Nie powiem, lektura wywarła na mnie ogromne wrażenie, bo wiele z tego sam sobie wcześniej uświadamiałem, w mniejszym bądź większym stopniu, a powieść Ayn Rand pozwoliła mi te myśli skrystalizować, dzięki czemu przybrały wreszcie należytą formę i twardość. Więcej o moich wrażeniach odnośnie „Źródła” można przeczytać w recenzji:
Jeden skromny głosik
Niedziwne zatem, że do „Atlasa” podchodziłem z już wyrobioną opinią i oczekiwaniami. Zabawne jest to, że książkę „Atlas Zbuntowany” zakupiłem wcześniej niż „Źródło” i to ją właśnie miałem przeczytać jako pierwszą. Później jednak zorientowałem się, że „Źródło” zostało wydane 14 lat wcześniej, więc wypadało czytać w kolejności chronologicznej. Słyszałem też, iż obydwie powieści są do siebie dość podobne (to w dużej mierze prawda), więc wolałem sobie zrobić dłuższą przerwę między jedną a drugą. Miało to być pół roku, ale czas tak szybko leci, że owa przerwa nieco się wydłużyła.
Gdy „Źródło” stawia na podejście indywidualne, tak „Atlas” chce przede wszystkim pokazać sprawy w szerszym świetle. Co by było, gdyby jednostki wybitne ogłosiły bunt przeciw narzucanej im woli większości? Wokół tego pytania kręci się cała oś fabularna „Atlasa”. Zasadniczą różnicą jest też, że o ile w „Źródle” poznajemy losy genialnego, lecz niedocenianego architekta, tak „Atlas” przedstawia losy przemysłowców i wielkich korporacji. Przyznam, że nie potrafiłem się tak dobrze utożsamiać z drugim, jak z pierwszym. I to na pewno mocno odbiło się na mojej końcowej ocenie.
Można powiedzieć, że „Źródło” było dużą przymiarką do „Atlasa”. Dopiero w tej drugiej książce autorka stara się wyłożyć swoją filozofię w pełnej krasie i jak najszerszym ujęciu. I przez to wychodzą na wierzch pewne zasadnicze błędy tej doktryny. To, co dobrze sprawdza się na gruncie indywidualnego charakteru, nie zawsze udaje się z tym samym efektem przenieść na wymiar uniwersalnej prawdy (to akurat tyczy się chyba wszystkich utopii). Przede wszystkim w filozofii Ayn Rand brakuje zwykłej ludzkiej empatii. Brakuje spokoju oraz zrozumienia dla innych od nas. Zakładanie, że nasz sposób myślenia jest jedynym słusznym, nie prowadzi wcale ani do poprawy ogólnej sytuacji, ani do szczęścia. Nie każdy jest pracoholikiem, a i pracoholizm, choć efektywny, ma swoje wady i niejednego poprowadził do przedwczesnej śmierci (np. Jacka Londona). Sama Rand zaś podobno kilka razy przeżywała depresję wywołaną zapracowaniem (z wielką chęcią przeczytałbym jej biografię, ale chyba nie znajdzie się takiej na polskim rynku wydawniczym).
Weźmy taką sytuację. Nastolatek jedzie z rodzicami na wczasy i w drodze ma wypadek, w którym przeżywa tylko on sam, i to z ciężkim urazem kręgosłupa. Co ma robić? Państwo ma go zostawić na pastwę losu, bo jego życie nie leży w interesie żadnej indywidualnej jednostki? Wariacji podobnym problemów są oczywiście setki. Wynika z nich jednak wyraźnie, że pewne prawa socjalne są konieczne. Nie można się kierować wyłącznie dobrą wolą jednostek, bo ta wola może wcale nie być dobra, lub po prostu być zła. To, co dobre w teorii, często musi się roztrzaskać w kontakcie z praktycznym zastosowaniem. Cierpienie istnieje, wyzysk także, i nie zawsze da się tymi problemami walczyć w sposób indywidualny. To, że Hank Rearden dobrze wynagradzał swoich pracowników, wcale nie oznacza, że jego alter ego postępowałoby podobnie.
Podstawowym błędem filozofii obiektywistycznej jest idealistyczne założenie, że wszystko da się oprzeć wyłącznie na mocy rozumu. A to zdecydowanie umniejsza złożoność ludzkiego umysłu, w którym niemal równie ważną rolę, jak racjonalne wnioskowanie, odgrywa zmęczenie, chwilowy nastrój oraz tysiąc innych czynników. Ludzki rozum nie jest niestety tak doskonały, jak moglibyśmy tego oczekiwać. Postępowanie racjonalne jest niezwykle istotne i większość ludzi rzeczywiście lekceważy rozum, starając się go omijać lub deprecjonować. Trzeba jednak zawsze mieć na uwadze ograniczenia. Człowiek jest „tylko” człowiekiem, ale i „aż” człowiekiem. Zapominanie o jednym bądź drugim może być dobre tylko na krótką metę.
W „Atlasie” autorka poszła o kilka kroków za daleko. Już w „Źródle” lekko denerwowało mnie takie spłycenie świata, do właściwie dwóch typów osobowości. Ale przymykałem na to oko. Pewne rzeczy trzeba czasem ukazywać w przejaskrawionym świetle. W „Atlasie” jednak, to już zaczyna zahaczać o groteskę i karykaturę. Ludzie perfekcyjni (piękni, super inteligentni, asertywni do bólu) kontra zupełne miernoty, rozhisteryzowane pokraki, żyjący udawanym życiem motłoch. Świat nie jest tak prosty i jednowymiarowy.
Mam dziwne wrażenie, że Rand miała ciężki i niełatwy charakter (co jest częste u ludzi wielkich; np. Steve Jobs postrzegał daną rzecz, albo jako „wspaniałą”, albo jako „gówno” – co bynajmniej nie zjednywało mu sympatii podwładnych, których produkty oceniał – i w ogóle trudno się z nim współpracowało na dłuższą metę, gdyż był bardzo samolubny). Czytałem, że niektórzy z jej uczniów narzekali, że potrafiła ostro wybuchnąć gniewem, gdy ktoś nie podzielał jej opinii i często wpadała we frustrację. Bezkompromisowość jest dobra, gdy w jakiejś sprawie mamy absolutną rację, a to wcale nie zdarza się tak często. Rand – co można wyczytać z zapisków z jej dziennika zamieszczonych w przedmowie do „Atlasa zbuntowanego” – myślała o sobie, jako o ucieleśnieniu prezentowanych ideałów:
„Sądzę, że jestem wcieleniem właściwej, spójnej, pełnej istoty ludzkiej”*.
Nie wiem, jaka Rand była w istocie. Wiem tylko, że ludzie idealni nie istnieją. Są lepsi i gorsi, oczywiście. Można nawet powiedzieć, dlaczego ten jest taki, a tamten owaki. Jakie cechy są w nim dobre, a jakie złe. Dlaczego jeden zasługuje na uznanie, a drugi na potępienie. Każdy ma jednak jakieś braki. Chcąc nie chcąc, musimy się też porównywać z innymi. Nasza wolna wola jest tylko w części wolna.
Obrałem dość krytyczne podejście, ale wbrew pozorom zgadzam się gdzieś w 80-90% z tym, co Rand głosi. Obydwie powieści zawierają mnóstwo cennych mądrości i potrafią poważnie namieszać w głowie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Warto zwrócić uwagę, że filozofia obiektywistyczna jest zupełnym przeciwieństwem myśli chrześcijańskiej. I to pod praktycznie każdym względem. Wcale nie postrzegam tego za jej wadę. Prawdę mówiąc uważam ją za wiele lepszą, niż regresyjna filozofa chrześcijańska, która dużo mówi, lecz bez specjalnego realnego pożytku (często wręcz ze skutkiem przeciwnym). Aby móc obdarzać innych szczęściem, najpierw samemu trzeba być szczęśliwym, aby oczekiwać, należy dawać, aby w pełni doceniać zasługi innych, trzeba samemu na coś zasłużyć. Pochwała życia, pochwała mocy twórczej, wiara w siłę rozumu, w zdolności człowieka, jest dużo lepszym wyjściem niż narzekanie połączone z postawą roszczeniową. Jeśli chcemy, by świat stał się piękniejszym, doskonalszym miejscem, sami musimy działać w tym kierunku. Zwalanie całej odpowiedzialności na cudze barki, nie daje ani satysfakcji, ani zadowolenia, za to częściej rodzi uczucie niemocy i bezradności połączone z rozczarowniem.
Spójrzmy na marzenia zwykłych ludzi. Jakie są? Wygrana w totolotka – to pierwsze, co się nasuwać na myś. Zrzucić cały balast pracy i żyć pracą innych. Czy naprawdę tak można naprawić ten świat? Albo zapytajmy z innej strony. Co moim zdaniem oznacza godne życie? Jaki jest mój wkład w obecne osiągnięcia techniki, nauki, stanu społecznego? Czy umiem rzetelnie pokierować losem tego świata, własnego życia? Czy oczekuję, że inni zrobią to za mnie?
Pytania, pytania... Istnieje na nie zawsze jakaś odpowiedź. Wymaga jednak szczerości, wiedzy oraz umiejętności posługiwania się rozumem. Wymaga działania.
Świat jest niełatwym miejscem. Życie wymaga wysiłku. Ale szczęście istnieje. Trzeba na nie jednak samemu zapracować. I w tym właśnie zupełnie się z Ayn Rand zgadzam. Bo ludzie wiele by mogli mieć, gdyby tylko chcieli chcieć.
Źródło (
Rand Ayn (właśc. Rosenbaum Alissa))
(6)
Atlas zbuntowany (
Rand Ayn (właśc. Rosenbaum Alissa))
(5-)
---
* Ayn Rand, „Atlas zbuntowany”, przeł. Iwona Michałowska, wyd. Zysk i S-ka, 2008, str. 12.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.