Dodany: 06.03.2015 00:27|Autor: Marylek
Lawina rykoszetów
Rok 1968. Tadzik, chłopak z małej wsi pod Szczecinem, zapatrzony jest w swojego ojca-żołnierza. To najważniejsza postać w jego młodym życiu. Przez pierwsze czternaście lat życia stara się robić wszystko tak, by ojciec był zadowolony, by kochał go, może nawet bardziej niż jego brata, Zdziśka. Bardzo chce zasłużyć na jego zaufanie. Jest dobrym uczniem, lubianym przez kolegów i nauczycieli, w domu nie zbywa mu na niczym, jak na siermiężne lata sześćdziesiąte, rodzinie żyje się całkiem dobrze. Kochający rodzice, brat, własny rower, fajni kumple; w przyszłości perspektywa szkoły średniej i studiów. Chłopiec nie chce iść śladem brata do zawodówki. Poukładany, przewidywalny świat. Czy to możliwe, żeby się w jednej chwili zawalił? Jak zmieniłaby Tadzika taka katastrofa?
Szczecin, rok 2010. Policja i prokuratura pracują nad sprawą dwóch pozornie niezwiązanych ze sobą morderstw, popełnionych w krótkim odstępie czasu w Szczecinie i niedalekim Wołogardzie. Sprawy są wyjątkowo trudne, bo brak jakichkolwiek punktów zaczepienia; gdyby nie to, że popełnione zostały w identyczny sposób, nikomu nie przyszłoby do głowy je łączyć. Może to zbieg okoliczności? Jednak nie, okazuje się bowiem, że w obydwu przypadkach użyto tej samej broni. I nie było to pierwsze jej użycie.
Co łączy wydarzenia odległe od siebie o ponad czterdzieści lat? Jak splątane mogą być ścieżki ludzi mieszkających na terenie aglomeracji szczecińskiej i w jej okolicach? Jak rykoszetują źle lub pochopnie podjęte decyzje, czy da się odwrócić raz uruchomiony bieg wydarzeń, jak daleko sięgają konsekwencje niegdysiejszych czynów? Jak głęboko tkwią w człowieku stare zadry, niezaleczone urazy? Jak długo potrafią się jątrzyć, zatruwać organizm?
„Rykoszet” jest jak film zrobiony według przepisu Hitchcocka: zaczyna się mocną sceną egzekucji, a potem napięcie rośnie. Dwutorowo prowadzona narracja pozwala czytelnikowi spekulować na temat możliwych powiązań i motywów, powoli odsłaniając kolejne warstwy intrygi. Jest tu wszystko, co w dobrej powieści kryminalnej być powinno: ograniczone miejsce akcji; krąg podejrzanych, którego nie można zamknąć, bo zbyt wiele lat dzieli przedstawiane wydarzenia; podstawowe pytania dotyczące winy i kary; grupa sympatycznych policjantów, którym aż chce się pomóc, a szefowi grupy życzy się udanego życia osobistego; postać podejrzanego, którego próbuje się zrozumieć i w jakiś sposób mu się kibicuje. Motywy psychologiczne, tło społeczne i historyczne, postacie pierwszo- i drugoplanowe, opisy miasta, ba, nawet pogody, wszystko to bezbłędnie współgra i tworzy atmosferę niepozwalającą oderwać się od książki. I język: świetna, bogata polszczyzna, doskonale stylizowane dialogi, żadnych potknięć czy błędów stylistycznych, o powszechnie dziś spotykanych literówkach nawet nie wspominając.
To ogromna przyjemność i satysfakcja – czytać tak dobrze napisaną polską powieść kryminalną. Prawie 500 stron świetnej lektury, emocji, nawet zaniedbywania codziennych obowiązków. Poszukiwania klucza do zagadki i mentalnego wspierania tego czy tamtego bohatera. I nadzieja, że autor nie zepsuje zakończenia, że pozamyka wszystkie wątki, nie zostawi niesmaku. Że odłożę książkę z zadowoleniem, ale i z chęcią ponownego spotkania z twórczością autora. I tak właśnie jest.
Bardzo polecam.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.