Płatonow miał w Polsce dwa życia.
Pierwsze w połowie lat 60., kiedy na fali chruszczowsko-gomułkowskiej odwilży, czy też może bardziej - na jej odmętach, bo tam gensekiem był już Breżniew, u nas niedaleko (niedługo?) było do Marca, wydano szereg zbiorków opowiadań, po raz drugi o Płatonowie głośniej szeptano na początku lat 90., kiedy na kolejnej fali - rozliczeń z komunizmem, wydano jego najbardziej "antyrewolucyjne" (cudzysłów nieprzypadkowy, bo to książki w takim samym stopniu antyrewolucyjne, co rewolucyjne. Jednym z paradoksów władzy radzieckiej jest pisarska dekada lat 20. - powstał wtedy cały szereg utworów o cenie rewolucji i jej klęsce moralnej, i czasem były one nawet publikowane, co przez kolejnych 70 lat było absolutnie niewykonalne, choć ich autorów czasem pośmiertnie rehabilitowano) utwory, na pewno wybitny "Wykop" w chyba jeszcze lepszym tłumaczeniu Andrzeja Drawicza, i jednak słabszy, przemęczony "Czewengur".
Dziś, trochę ze zgrozą, trochę z satysfakcją wtajemniczonego, mogę odnotować, że pisarz to zapomniany. Tak głoszą przynajmniej nieliczne portale.
Czego nie sposób nie żałować, bo Andriej Płatonow był geniuszem. I jego utwory, opublikowane w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, mogły zrewolucjonizować literaturę. Tak, chyba aż tak.
Geniusz ten nie wynikał z nadzwyczajnego "czystego" talentu pisarza, z jego oczytania czy też nadzwyczajnej wiedzy. Płatonow był absolutnie literackim samorodkiem, a nawet może więcej: jedynym w historii pisarzem w pełni proletariackim. Tak to rewolucja sama siebie wysadziła w powietrze, spełniając zarazem - powtórzmy, może jedyny raz w historii - swe klasowe, polityczne i światopoglądowe założenia właśnie w Płatonowie.
Dałoby się obronić tezę, że z akademickiego punktu widzenia, znając wszystkie prozatorskie rewolucje XX wieku, to Płatonow za bardzo pisać nie potrafił. Jego utwory są wyjściowo w jakiejś mierze (czy celowym?) pastiszem pisarzy o pokolenie starszych, nie dysponuje on aż taką cierpliwością do opisów czy psychologii. Z perspektywy pisarzy młodszych jego książki pozostają jakieś takie niedopracowane, fraza nie trzyma rytmu, gatunkowo rozjeżdża się w kilku kierunkach (sama z siebie). Płatonow na przykład lubi po drodze gubić swoich bohaterów, co literacko jest wielkim przestępstwem, daje jednak poczucie tkwienia... w życiu. Górnolotnie, cholera.
"Osada Pocztyliońska" to pięć dłuższych opowiadań/opowieści, wszystkie pochodzą właśnie z lat dwudziestych i część została wydana (co w latach 30. przyczyniło się do aktywacji partyjnych krytyków i niemal skończyło Płatonowa jako pisarza, jeśli nie człowieka). Pierwsze to satyra na bolszewicką biurokrację (tak, tak), dwa są obrazem życia na wsi w czasach wojny i rewolucji, stanowią zapis biedy i głodu o jakim my nic nie wiemy (zresztą głód jest istotnym motywem w większości jego utworów, niezależnie od miejsca i czasu napisania). Ze zbiorku wybijają się dwie historie. "Epifańskie śluzy" o budowniczym kanału na stepach za czasów Piotra Wielkiego, jak dla mnie trochę na wyrost porównywane z Kafką (sorry, Major), ale formalnie najbardziej zwarte, dopracowane.
I finał, zdumiewający "Człowiek - istota nieznana". Pod socrealistycznym tytułem skrywa się absurdalna, okrutna, prześmiewcza opowiastka niemal filozoficzna o człowieku, co w rewolucji udział brał, ale całą ją, ze stosami trupów, ale i bohaterstwem, chamstwem i patosem, najchętniej by o kant d... roztrzasł. Takie sprawia wrażenie i dzielnie dokręca kolejną śrubę w kolejnym mechanizmie kolejnego frontu. Bardzo płatonowski typ, głupszy czy mądrzejszy od swego otoczenia?
Naiwny chytrus. Chytry naiwniak.
Wypisz wymaluj: Andriej Płatonow.
---
Osada Pocztyliońska (
Płatonow Andriej (właśc. Klimientow Andriej Płatonowicz))
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.