Dodany: 23.06.2015 01:12|Autor: adas

Czytatnik: nauka czytania

5 osób poleca ten tekst.

Twardoch "Drach"


Ja, przy lekturze tejże powieści naszego śląskiego dandysa, kolejnego duchowego przywódcy narodu ślunskiego in spe, zderzyły się me dwie nieufności.

Nie potrafię zaufać Twardochowi. No, nie daję rady. Nazwisko kojarzę od 10 lat, znam, z drugiej ręki, jego drogę twórczą i w jakimś stopniu życiową. I nadal nie potrafię poskładać tego co kiedyś, z tym co teraz. Nie kupuję tej przemiany, na obu obszarach, z tego co kojarzę, dość radykalnej. I po "Wiecznym Grunwaldzie", przejrzeniu (bardzo szybkim) "Morfiny" i teraz całym "Drachu" - to nadal nie jest gotowy pisarz, bardziej materiał na twórcę interesującego. Nadmiernie fetowany. Choć potrafię zrozumieć dlaczego, tak się dzieje.

I tu objawia się mój drugi niepokój, czyli pytanie o to ile we mnie hanysa czy inaczej, o zawartość hanysa w hanysie. Nie, nie nazwałbym hanyskości najgorszym brzemieniem świata, to już by była pycha zbyt wielka nawet dla hanysa, ale dwuznaczności hanyskości to materiał na dobrych kilka elaboratów i Twardoch całkiem zgrabnie wypełnia lukę. Pisze na przykład tak (s. 234):

"Może gdyby wychowywał się pod wpływem śląskiego ojca, jak inni, to przesiąkłby tą miałką śląską rzetelnością, która ceni tylko konkret, wymierność, pracę fizyczną, posłuszeństwo pokorę, asekuranctwo, w tym, co spontaniczne, połączone z tępą odwagą skupioną na obowiązku. Wyrastają z tego mężczyźni zacięci (...) gardzący siedzącymi w szynku ożyrokami, chadzający do kościoła tytułem społecznego zobowiązania, acz nie przepadający za farorzym, kobiety traktujący bez afektu i pogardy."

Ten akapit, a może bardziej moja reakcja, najlepiej oddaje wszystkie schizofreczności hanysowoskie. Najpierw pomyślałem, że to dość rozsądna opinia, zdecydowanie mniej cyniczna niż się wydaje, ba, gdybym mógł, dość drastycznie bym ją wzmocnił. Po chwili zacząłem się zastanawiać, czy Twardoch nie gra tu stereotypami, zarówno "polskimi" jak i "hanyskimi", nigdy zresztą prawdziwymi i coraz bardziej przynależnymi do krainy przeszłości. Ostatecznie jednak zaczynam sądzić, że tak naprawdę skrywa się tu wspomniana wcześniej pycha, to hanyskie zakompleksienie, dziwaczne poczucie wyższości z bycia "bardziyj Polokiem", bo zawsze ydzi do Rajchu pitnąć.

Tak, dawno żadna książka nie ofiarowała mi tak niejednoznacznych wrażeń. Bo to rzeczywiście jest ważna powieść, i to nie tylko dla hanysów. Twardoch kontynuuje rozważania o tożsamości, o tym jak jest płynna i jak nagle potrafi się utwardzić. Na śmierć. Pod sztandarem Wielkich Spraw. I pod wpływem małych ludzi.

To niestety powieść nierówna, meandryczna (jerunie, z reguły to atut dla mnie?), momentami automanieryczna - Twardoch powiela sporo pomysłów z "Wiecznego Grunwaldu", choć nie ma tu aż tak dobrych fragmentów jak rozmowa w krakowskim salonie czy opis miasta (Charkowa?) zniszczonego przez wojnę. I nie potrafię tych manieryzmów traktować jako własnego stylu Twardocha, jeszcze nie. Zbyt wiele tu nieporządku, zbyt wiele słów, zbyt wiele zagrywek z pogranicza grafomanii, by zacząć wszystkie te potknięcia traktować jako wyznaczniki stylu.

Podobnie z treścią. Historia, na szczęście stanowiąca większość grubej powieści, jest odmalowana solidnie, wystarczy przymknąć oko na kilka niedoróbek i/lub porywów fantazji - a niektóre z tych opowieści, takie same choć trochę inne, mam w rodzinnym DNA. Do 89 roku czytam więc z zainteresowaniem, jednak bohater najbardziej współczesny, Nikodem, równolatek autora i prawie rówieśnik mój, jest nieznośny, okropny. Przypuszczam, przeczuwam że w jego losach pisarz chciał niejako odzwierciedlić stan zawieszenia w jakim Górny Śląsk się znajduje, brak pomysłu na napisanie siebie od nowa. Albo nadmiar pomysłów. Nikodem jest więc może karykaturą, ale na pewno nie człowiekiem albo choćby postacią literacką. Sorry.

Słabe są finały, bo są dwa - historyczny i dzisiejszy. Nie, cofam to słowo, jeden, z 45 roku jest słaby, choć poprzedzony wariackimi, dosłownie, scenami z gatunku ciary na plecach, drugi, współczesny, jest koszmarny. #czystezło aż się chce oznaczyć. Nie, nie potrafię, nie chcę zrozumieć, dlaczego autorzy robią coś takiego.

PS Niy godom. Yno rozumia. A i to nie wszystko, i nie wszędzie.

I możliwe, że czepiam się tej książki na siłę.

---
Drach (Twardoch Szczepan)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 941
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: