Dodany: 09.11.2009 17:06|Autor: dot59
Ocalić skrawek chłopskiej duszy…
Inaczej niż w przypadku „Widnokręgu”, powtórna lektura „Kamienia na kamieniu” sprowokowała u mnie wątpliwości, czy nie za nisko oceniłam tę powieść za pierwszym razem.
Bo jest to skończony majstersztyk, jeśli chodzi o stronę techniczną - z perfekcyjną stylizacją językową, umożliwiającą wychwycenie indywidualnych cech wypowiedzi u kilku postaci mówiących tą samą gwarą, z rewelacyjnym odwzorowaniem sposobu monologowania człowieka, który pod wpływem jakiegoś bodźca zaczyna opowiadać jednym cięgiem całe swoje życie, próbuje trzymać się porządku chronologicznego, ale wciąż przeszkadza mu pamięć, z której ni stąd, ni zowąd wyłaniają się obrazy przekształcające się w parostronicowe dygresje.
I jest to równocześnie przejmująca elegia na śmierć wsi polskiej; śmierć nie w znaczeniu dosłownym - bo przecież nadal jakaś część ludności mieszka w miejscowościach nie będących ani miastami, ani miasteczkami, jakaś inna, choć może mniejsza, utrzymuje się wyłącznie z rolnictwa, nadal ktoś orze, doi krowy, wyrzuca gnój, Burki szczekają przy budach i koguty pieją o poranku - lecz metaforyczną, wyrażającą się zmianami niemal w wszystkim, co trwało niezmienione przez co najmniej parę setek lat.
Z pozoru zdaje się, że nie ma za czym płakać, bo i czego tu żałować - przednówkowego głodu, w wyniku którego uchowana od Wigilii kromka chleba staje się dla dziecka zakazanym przedmiotem pożądania? nieokrzesanych obyczajów, wódki lejącej się strumieniami i mącącej w głowach potąd, pokąd nie pójdą w ruch ławy i noże? targowania się o znaleziony „na niczyim” kawałek mebla, prawowania się latami o przyoraną miedzę? cepów, bron, drewnianych kół, a może braku prądu, bieżącej wody i asfaltowej drogi? Zresztą i sam Szymon, narrator i zarazem główny bohater powieści, początkowo daje się uwieść znakom nowego czasu: „czemu nie, mam kapustę zwozić, to za biurkiem wolę siedzieć”[1]. Ale za wszystko trzeba czymś zapłacić; postęp to nie tylko nowa szosa, nawozy sztuczne i maszyny do liczenia w gminie, ale i rozpad więzi rodzinnych („Co we wsi, miałem im pisać, kiedy może nie bardzo już chcieli wsi pamiętać?”[2], „Kiedyśmy się to ostatni raz widzieli? Na pogrzebie ojca”[3]), i grunt pod kontrowersyjną decyzję Małgorzaty, raz na zawsze grzebiącą uczucie Szymka do jedynej kobiety, którą zdążył pokochać…
I tak powoli, choć przewodniczący Maślanka przekonuje go, że „nie da się już dzisiaj z chłopską duszą żyć”[4], w bohaterze ta dusza odzywa się coraz wyraźniej i głośniej, nakazując mu snuć nostalgiczną pieśń na cześć ziemi, gdzie „i kret ryje, i drzewa zapuszczają korzenie (…) źródła biją i pot ludzki wsiąka”[5], i ludzi, którzy święcie wierzyli, że ta ziemia jest ich nieuniknionym przeznaczeniem, a jeśli „sprzeniewierzy się jej człowiek, to mu nie daruje”[6]…
Wiem, że nie każdego to przekona, ale jeśli nie przekona, to chociaż pomoże zrozumieć tych, co czasem na przekór światu albo i sobie nie oddali swego skrawka chłopskiej duszy do muzeum…
---
[1] Wiesław Myśliwski, „Kamień na kamieniu”, Glob, Szczecin 1986, s. 152.
[2] Tamże, s. 76.
[3] Tamże, s. 81.
[4] Tamże, s. 246.
[5] Tamże, s. 365.
[6] Tamże, s. 287.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.