Dodany: 14.05.2016 22:49|Autor: zsiaduemleko

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Miód trzmieli
Lindgren Torgny

4 osoby polecają ten tekst.

O miodzie trzmieli, nie trzmielim


Pierwsze skojarzenie: jeśli Szwecja, to przede wszystkim Roxette. ABBA trochę też, ale nie lubię, bo za bardzo przypałowi. Za to Roxette – och, za szwedzkim duetem w ogień nawet tu i teraz, zabierzcie moje oczy, ale nie empetrójki z Roxette. Pewnie wypadałoby teraz popisać się znajomością szwedzkiej literatury, bo o tym przecież powinien opowiadać ten wpis, ale dajmy sobie siana: żaden Stieg Larsson, żadna Tove Jansson, nawet żaden Lagerkvist (noblista przecież) nie spłodzili nigdy nic lepszego od "Dressed for Success" czy "The Look" (na na na na na NA NA NA na na NA!) i kilkunastu innych pop-hiciorów, od których samoczynnie pękają ściągacze w skarpetkach, taka prawda. Przy "A Thing About You" i "Spending My Time" zdarzyło mi się dawno temu nawet nieumiejętnie całować. W usta. Z dziewczyną. Ładną, pachnącą, bystrą i trzeźwą. Niech te fakty przemówią same za siebie i głoszą chwałę Roxette. Natomiast jeśli Lindgren, to tylko Astrid i nie wiem, skąd tutaj jakiś Torgny (co to w ogóle za imię). Zupełnie nie mam pomysłu, jak się do tej niezręczności odnieść i zapewne skończy się na tym, że się nie odniosę, by jakoś nie uchybić autorowi – ponoć szanowanemu w ojczystym kraju, wielokrotnie nagradzanemu członkowi Akademii Szwedzkiej. Moje słowa (bądź ich brak) nie zrobią żadnej różnicy. Zresztą zauważyłem, że oni wszyscy zawsze są wielokrotnie nagradzani i przestałem się zastanawiać, czy tylko ja o tym nic nie wiedziałem. Zostawmy więc w spokoju autora i zatopmy drapieżne pazury pożądania w surowym powieściowym mięsie.

"Miód trzmieli" jest z pozoru historią o tym, jak pewna szwedzka autorka książek (których nikt w gruncie rzeczy nie czyta) naiwnie udaje się z obcym mężczyzną do jego domu, by tam przenocować. I dopiero na miejscu zaczyna się zasadnicza część opowieści, bo Hadar mieszka na całkowitym odludziu, gdzie, jak się mówi, "psy dupą szczekają", a niesprzyjające warunki atmosferyczne zmuszają ją do pozostania tam dłużej, niż początkowo planowała. To, rzecz jasna, stwarza wyśmienitą okazję do bliższego poznania gospodarza. Jeśli ktoś spodziewał się, że Hadar będzie więził kobietę wbrew jej woli, stosował wymyślne tortury psychiczne i fizyczne oraz karmił surowym mięsem z własnoręcznie zabitych dzików czy innych reniferów, srodze się rozczaruje, bo to nie ten rodzaj opowieści. Hadar jest starym, schorowanym samotnikiem, a jedynymi jego towarzyszami są rak (w sensie nowotworu) oraz odór śmierci, który wydziela. No i od teraz ta czterdziestopięcioletnia kobieta, która może się uznać za szczęściarę, skoro znalazła się pośród takiej arystokracji. Gdyby jednak wyjrzeć przez okno domu Hadara, niedaleko dojrzymy drugą chatę, z której komina unosi się dym. Kto tam mieszka? – zapyta kobieta. Mój brat, Olof – odpowie mężczyzna. – On także umiera, choć nie na raka, a na serce i mam nadzieję, że umrze pierwszy.

Na tej niecodziennej relacji między braćmi opiera się "Miód trzmieli", a pisarka staje się zarówno świadkiem rywalizacji oraz braterskiego wyścigu do śmierci, jak i pośredniczką między zwaśnionymi Hadarem i Olofem. Ten pierwszy jest rachityczny i cuchnący niezmywalnym rozkładem, ten drugi – z powodu swojej tuszy praktycznie unieruchomiony na kanapie, dramatycznie przygnieciony własnym, sięgającym do kolan brzuchem i uzależniony od słodkości, w związku z czym zajada kostki cukru jak jakiś koń. Poza tym obrzydliwy z tymi swoimi wrzodami, błe. Jasne, iż nie pozostając dłużnym bratu, Olof gorąco dopinguje nowotwór Hadara, życząc temu ostatniemu prędkiej śmierci i, paradoksalnie, jedynie to trzyma obu przy życiu – świadomość, że brat i wróg nadal żyje. Genezę tego konfliktu będziemy wraz z kobietą poznawać fragmentami, odzyskiwać ze strzępków opowieści, którymi zajmą nam czas obaj bracia. Pole do interpretacji jest spore, bo Hadar i Olof mają własne wersje wydarzeń i wspomnienia dotyczące danego epizodu zazwyczaj się diametralnie różnią w zależności od tego, kto akurat opowiada. Która relacja jest bliższa prawdy, to rzecz do rozsądzenia we własnym zakresie. Pytanie tylko, czy istnieje taka potrzeba.

"Olofowi nabiegły do oczu łzy, gdy wspomniał wszystko, czego nauczył się od Hadara: kląć jak szewc, rzeźbić piszczałki z wierzby, wyrywać nogi żabom, poznawać skryte tajemnice ciała ludzkiego, łapać szczupaki, śpiewać piosenkę o dziewczynie siedzącej na dachu, kwasić sok brzozowy, gwizdać przez zęby. Tak, tego wszystkiego nauczył się od Hadara, bez lekcji Hadara nie wiedziałby, jak żyć"[1].

Atmosfera "Miodu trzmieli" w dużym stopniu kojarzy się z mitem oraz czymś w rodzaju biblijnej przypowieści i gdyby tak metaforycznie na kartki dmuchnąć, to obstawiam, że uniósłby się z nich pył baśniowości, również metaforyczny. Wszystko jest jakieś nierealne, mistyczne, oderwane od rzeczywistości jak samo miejsce akcji, a fakt, że bohaterka łatwowiernie udaje się z obcym (z którego przecież żaden mister uniwersum i w dodatku śmierdzi) na noc do jego domu, pozwala dostrzec pewną umowność w logice zachowań postaci. To wszystko ma służyć uniwersalnemu wymiarowi powieści: historiom o ludzkiej naturze, jej wrodzonych cechach, o miłości do najbliższych, braterskiej rywalizacji, bólu samotności i wreszcie o śmierci. Bo na końcu czeka właśnie śmierć i w pewien pocieszający sposób to symboliczne, że bracia kurczowo trzymają się życia, póki jest na świecie ktoś z ich najbliższych. Ktoś, dla kogo warto żyć, choćby jemu na przekór.

"Każda książka jest gotowa dopiero, gdy wszystkie postacie umrą, czyż nie?"[2]



[1] Torgny Lindgren, "Miód trzmieli", przeł. Dawid Jabłoński, wyd. Oficyna Literacka, 2012, str. 60.
[2] Tamże, str. 136.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 983
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: