Dodany: 09.05.2024 21:26|Autor: Margiela

"Rajski ptak śpiewający w piekle" *


Gdy równo przed stu laty na świat przyszedł Bułat Okudżawa, data jego urodzin nie miała w sobie żadnych szczególnych znaczeń. Także sam nowy przybysz wydawał się niemowlęciem jednym z tysiąca, może dlatego tylko nie całkiem zwykłym jak na małego moskwianina, że po kądzieli miał rodowód ormiański, a po mieczu gruziński. W dwie dekady później dziewiąty maja zyska nową tożsamość: stanie się Dniem Zwycięstwa, finałem wojny, na której młody Bułat nie tylko walczył (przez mniej więcej sto dni), ale którą wyśpiewał w swojej poezji. I, dodajmy, uczynił to w taki sposób, jakiego nie próbował wcześniej nikt inny, choć dokładnie to samo trzeba powiedzieć o wszystkich wielkich, zasadniczych tematach jego twórczości. I tak właśnie ukazuje "barda" (jak wielu innych śpiewających poetów tamtego czasu, Bułat Szałwowicz tego słowa nie znosił) znakomity biograf, Dmitrij Bykow. Jego Okudżawa jest kimś głęboko zanurzonym w zwyczajność, trud i nędzę sowieckiego życia, a równocześnie kimś, kto zdołał posiąść sekret alchemii słowa w najpiękniejszym wydaniu i wie, jak przeobrazić pośledni kruszec w czyste złoto poezji. Niepowtarzalność, własny, odrębny głos, dyskretny, niedonośny i nieodparty – wszystko to miało stać się jego udziałem, jego życiem i losem. Czy więc można się dziwić, że tak nie lubił koturnowego, tłocznego i hucznego dnia swych urodzin, święta zwycięstwa, które każdego roku usiłował przeczekać w ustronnym kącie? Jak mógłby czuć się dobrze w tej atmosferze oficjalnych przemówień, surm i sztandarów, on, który miał odwagę nazwać wojnę nie Wielką, nie Ojczyźnianą, ale podłą i brudną, a w jednym z późnych tekstów umieścił słowa, przywodzące na myśl historie kobiet spotkanych przez Swietłanę Aleksijewicz, gdy wspominały twarze poległych żołnierzy, swoich i wrogów, twarze ociekające deszczem jak łzami:
„Co było, to było, powtarzać się nie ma zwyczaju;
Nikogo, niczego i nigdzie nie wzywa już nic…
I Niemiec, zabity przez Lońkę, przebywa dziś w raju,
I Lońka, zabity przez Niemca, też tam musi być”.*

A jednak, pisząc w taki sposób, ukazuje się tylko pewną część prawdy – i dlatego są też i inne wiersze, inne piosenki, równie odległe w tonie od pompatycznej i nieludzkiej celebry: te o żołnierskich butach, o pierwszej ranie, o dziesiątym batalionie desantowym i o dziewczynie, która idzie na front, zostawiając za sobą ścięte warkocze. Obraz nasyca się, rośnie, zyskuje pełnię, bo przecież prawdą było i to, i tamto: głód, chaos, błoto, krew; braterstwo, uniesienie, wolność i miłość.
„Płyną białych obłoków ryby majestatyczne,
W dali wybuch się wzbija snopem pomarańczowym,
Przed oczami mam mrówkę, upuściła patyczek
I przebiera nóżkami w żwawej drodze po nowy.
Jeśli przeżyję mimo wszystko,
Patyczków jej nagarnę dłonią,
Wielkie zbuduję jej mrowisko…
Kocham tę mrówkę niestrudzoną.” *

A wojna, choć tak niezmiernie wiele waży i znaczy, to tylko jedna przestrzeń jego pisarstwa. Będzie w nim miejsce i na głęboki namysł nad rolą sztuki („Piosenka o Mozarcie”, Przejezdny muzyk), i na prywatną mitologię dzieciństwa (cykl piosenek poświęconych Arbatowi), i na przejmujący do głębi serca rozrachunek z losem swoich najbliższych – rodzice, w czasach młodości żarliwi twórcy nowego wspaniałego świata, trafili w tryby ludożerczej machiny:
„A ten, co strzelał, sprawny kat,
Z piwnicy wyszedł, otarł twarz,
Do domu wrócił, obiad zjadł,
Pomyślał, że na urlop czas.
Dobrze mu w domu, nie ma co –
Z dziećmi się bawić, wódkę pić;
Mój sąsiad, swojak, rodak to
Człowiek! A z ludźmi trzeba żyć.” *

I mimo zatrważającej kruchości życia, życia pojedynczej ludzkiej drobiny, którą koła historii miażdżą na proch, tyle w wierszach pieśniarza i pieśniach poety zadumy i zachwytu nad pięknem świata, nad najprostszymi urokami istnienia, jak w tym peanie na cześć małej gruzińskiej rybki chramuli:
„Na półmisku leży przyprawiona wonnie,
Leży i błękitną głową kiwa do mnie,
[…] Toasty ją śmieszą i złote widelce ją złoszczą,
Wymaga ust ciepłych i palców natchnionych miłością,
Chramuli się nie je, lecz długo smakuje z rozkoszą,
Jak gdyby rozmowę o duszy zbawieniu z nią tocząc…” *

Można by tak cytować, cytować bez końca. Również dlatego, że opowieść Bykowa to nie tylko biograficzny majstersztyk – wnikliwy, pełen blasku zapis spotkania z tajemnicą twórczej osobowości, ujętej na bogatym tle swoich czasów. To również antologia tekstów poety, często ukazujących się po raz pierwszy w tłumaczeniu na polski, a nadto – co za uczta dla czytelników zainteresowanych sztuką przekładu! – podanych wraz z wersjami oryginalnymi.
Tylko jak właściwie, zapyta ktoś, można słuchać Okudżawy teraz? Jak o nim czytać, jak się wzruszać i cieszyć jego poezją, jednym wielkim hymnem na cześć dobroci, wrażliwości, jasności? A przecież właśnie dzisiaj, gdy to kraj Okudżawy rozpętał wojnę zasługującą po trzykroć na miano podłej, gdy język Okudżawy, język "Piosenki o papierowym żołnierzyku", tym, co tak pragnął walki za dobrą sprawę, został utożsamiony z językiem kłamstwa, nienawiści i zła – dziś właśnie trzeba sięgać do jego wierszy, do jego pieśni i do jego biografii. Po to, by w nich zobaczyć odmienny świat. I uwierzyć, że jeszcze będzie możliwy.


[*] Dmitrij Bykow, "Okudżawa. Życie, piosenki, legenda", przeł. Michał B. Jagiełło, wyd. Prószyński i S-ka, 2020; wszystkie cytaty przytaczam za tym wydaniem [wersja elektroniczna].

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 136
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: