Dodany: 02.09.2020 19:16|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Za wiele wspomnień, za mało nadziei


Została mi do przeczytania jedna jedyna spośród wszystkich wydanych u nas powieści Zeruyi Shalev, autorki, do której po pierwszym razie cokolwiek się zniechęciłam („Życie miłosne” miało zbyt niesympatyczną główną bohaterkę i zawierało zbyt dużo wulgaryzmów oraz obrazowych opisów anatomiczno-fizjologicznych, żeby mogło mi się spodobać), ale na szczęście nie potraktowałam tego pierwszego wrażenia jako definitywnej wskazówki – i słusznie, bo wszystkie trzy następne doceniłam znacznie bardziej. „Co nam zostało” udało mi się wypożyczyć sporo później niż pozostałe, ale ponieważ jest to powieść odrębna, niepowiązana fabularnie z żadną z tamtych, nie miało to istotnego znaczenia.

Podobnie jak każda z poprzednich (i… jak prawie każda powieść prawie każdego dobrego pisarza), także i ona jest właściwie o tym samym: jak często ludzie bardzo sobie bliscy nie potrafią się porozumieć, nie chcą albo nie umieją wypowiedzieć swoich zastrzeżeń, pragnień i oczekiwań, a potem czują się nieszczęśliwi i mają do innych żal, że tamci nie odgadli, o co im chodzi – ale sami także ignorują analogiczne sygnały od tej drugiej osoby; jak łatwo krzywdzi się drugiego człowieka „myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”[1] i jak trudno taką krzywdę naprawić; jak wielką rolę w naszym życiu odgrywają przodkowie, przynajmniej ci najbliżsi, jedno-dwa-trzy pokolenia wstecz, którzy pewne schematy myślowe, zachowania, przekonania wdrukowują mimo woli swoim dzieciom czy wnukom; jak bardzo miłość – i ta w związku, i ta oparta na więzach krwi – przypomina wrażliwą egzotyczną roślinę, której może zaszkodzić i krótkotrwałe wahnięcie temperatury, i zbyt szczodre lub zbyt skąpe podlanie, i przeciąg (w miejsce czynników geofizycznych wstawmy tylko rozmaite uwarunkowania emocjonalne…).

Chemda Horowitz, nękana licznymi niemocami wieku starczego, dożywa swoich dni w małym mieszkanku na peryferiach Jerozolimy jako jedyna osoba z rodziny, której udało się dobić do osiemdziesiątki. Mąż zmarł, gdy dzieci ledwie wchodziły w dorosłość, a zaraz potem pozakładały własne rodziny. Czterdziestosześcioletnia Dina i młodszy o trzy lata Avner, choć mieszkają w tym samym mieście, do matki wpadają rzadko, a sami prawie się nie widują. Gdy spotykają się w szpitalu przy łóżku nieprzytomnej Chemdy, patrzą na siebie spode łba i właściwie nie bardzo mają ochotę ze sobą rozmawiać. Bo pośród licznych frustracji, jakimi życie codzienne obarcza ich oboje, tkwi ta najdawniejsza: Dina zawsze czuła się mniej kochana, mniej doceniana, niż brat (i nie bezzasadnie, choć matka usiłowała udawać, że tak nie jest: „jego kochasz bardziej, zawsze kochałaś go bardziej, zarzucała jej córka już jako młoda dziewczyna, a ona uparcie zaprzeczała, próbowała przytulić ją, ale nie była w stanie opanować uczucia lekkiego wstrętu do tego dorastającego kobiecego ciała”[2] i jeszcze czyniła jej wyrzuty: „moja mama dawała mi dużo mniej, a i tak ją kochałam, nigdy nie wątpiłam w jej miłość, dlaczego cały czas mnie obwiniasz?”[3]), on zaś wyczuwał podświadomą wrogość siostry. Teraz jeszcze oboje mają własne problemy. Avnerowi doskwiera „uporczywa myśl, która dręczy go od lat, a on nie ma pojęcia, czy jest prawdziwa: że inni mają lepsze życie niż on”[4]. Zamiast ją odepchnąć, ciągle kłóci się ze Szlomit, najczęściej na tle niezgodności metod wychowawczych, ale prawda jest taka, że ich pochopnie zawarty przed laty związek już od dawna się sypie i oboje mają siebie serdecznie dość, że on się czuje „stale śledzony, nieustannie ścigany jej spojrzeniem, zawsze rozczarowanym, zawsze czemuś winny”[5].
Dina nie kłóci się z Gideonem, zresztą za bardzo nie ma czasu z nim rozmawiać; prawie nie ma go w domu, a kiedy jest, zwykle bagatelizuje jej narzekania i tęsknoty, nie rozumie, gdy ona mówi: „czuję, że nagle zostałam sama, że wszystko, co uważałam za swoje, zniknęło”[6], bo on do życia podchodzi na luzie. Także do kwestii bardzo ważnej dla żony, jaką jest jej niezaspokojony instynkt macierzyński. Niezaspokojony, bo szesnastoletnia córka już nie potrzebuje czułości i troski – przynajmniej nie w takiej formie, jak chciałaby ją okazać matka, a przecież „tak wielką przyjemność sprawiało jej poświęcanie się córce, dawanie jej tego wszystkiego, o czym kiedyś ona nie mogła nawet marzyć”[7] – zaś przeciw posiadaniu większej liczby potomstwa Gideon zawsze protestował, mówiąc: „Tak jest nam dobrze, po co ryzykować? Po co ryzykować to, co mamy, dla czegoś nieznanego?”[8]. A kiedy Dina wpada na pomysł, jak sobie z tym poradzić, los ich małżeństwa zawisa na włosku…

No więc gdzie tkwią korzenie tego wszystkiego, tych nieporozumień, żalów, frustracji? Czy w tym, że „Chemda Horowitz urodziła się za późno lub za wcześnie, w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu, bo czas i miejsce wymagały od niej rzeczy, których nie mogła dać, a to, co dawała, było odrzucane”[9], że „od wczesnego dzieciństwa przywykła do ponurej determinacji ojca, który był na niej całkowicie skupiony, ale bez radości i wydawało się jej, że nieświadomie utknęła w tamtym miejscu, widziała tylko gniewne oblicze miłości, bo potęgę miłości można sobie wyobrazić tylko przez potęgę mroku”[10]? Czy dlatego właśnie myślała: „Jakże rozczarowujące jest życie dorosłego, czy to samo odczuwał też jej ojciec, czy tak czuła jej matka? Wydaje jej się, że nie, ponieważ stawiali sobie zupełnie inne pytania, jak być człowiekiem, a nie jak powinno wyglądać życie”[11]? Zadaje sobie te pytania, ale sama nie wie, dlaczego „zmuszona była zilustrować swoim rozwlekle długim życiem cały bezsens istnienia, bo wydaje się, że niczego w życiu nie osiągnęła, jakby całe to życie było błędem, była żoną, która nie kochała swojego męża, nauczycielką, która nie lubiła uczyć, matką, która nie umiała wychować dzieci, autorką opowiadań, która nie potrafiła ich spisać. Przez wiele lat myślała, że wszystkiemu winny jest kibuc i dopiero gdy go opuści, zacznie się jej prawdziwe życie”[12]. Zaczęło się – inne, ale nie takie, o jakim marzyła, więc tak samo, jak jej córka, mogłaby jeszcze zapytać: „Kiedy nadszedł ten moment, w którym zachwiała się równowaga między wspomnieniami i pragnieniami? Nikt jej na to nie przygotował, nikt i nic, żadne książki ani gazety, ani rodzice, ani przyjaciele. Czy jest jedyną osobą na świecie, która doświadcza tego w tak wczesnym okresie życia, bez żadnej widocznej katastrofy, czy jest pierwszą, która czuje, że szala wspomnień jest przeciążona, podczas gdy szalka nadziei lekka jak piórko, czy jest jedyną, która usiłuje przywrócić im dawny stan równowagi?”[13].

Czytelnik może razem z trojgiem bohaterów analizować wszystkie przesłanki, wyciągać z ich retrospekcji fakty i hipotezy, roztrząsać ich obecne zachowania i stawiać rokowania na przyszłość, nie tyle dla Chemdy, co dla obojga jej dzieci, a może i wnuków. Nie dostanie gotowego rozwiązania; nie dowie się, czy zostanie do końca wyprostowane to, co się pokrzywiło, rozplątane to, co się pogmatwało, ale zobaczy przynajmniej, kto i na co ma szansę. A czy ją ten ktoś wykorzysta, będzie wiadomo dopiero w takim czasie, w który autorka już nam wejrzeć nie pozwoli. Jak w życiu. Wiemy, na co teoretycznie się zanosi, ale co z tego wyjdzie, okaże się dopiero wtedy, gdy – tak, jak Chemda – będziemy sobie mogli powiedzieć: „cóż nam zostaje pod koniec naszych dni, poza tymi najcenniejszymi obrazami w naszej wyobraźni, i kto ośmieli się odmówić im prawdziwości”[14].

Tę doskonale opracowaną psychologicznie, pełną emocji i dającą do myślenia historię trochę mi popsuł sposób opowiadania, dość zresztą typowy dla autorki, w którym zlewają się partie pisane z punktu widzenia poszczególnych osób – tak, że nieraz trzeba się dobrze zastanowić, czy dana myśl należy jeszcze na przykład do Avnera, czy już do Diny – miesza się czas teraźniejszy z przeszłym, a narracja z dialogami, wyodrębnianymi co najwyżej przy użyciu przecinków. I mimo całego podziwu dla wiedzy autorki o człowieku, o jego myślach i sposobie reagowania, musiałam ocenę o tę połówkę opuścić, co zresztą i tak plasuje tę powieść na całkiem dobrej pozycji w rankingu wartościowych lektur.

[1] Spowiedź powszechna, cyt. z pamięci.
[2] Zeruya Shalev, „Co nam zostało”, przeł. Anna Halbersztat i Bartosz Kocejko, wyd. WAB, 2013, s. 228.
[3] Tamże, s. 229-230.
[4] Tamże, s. 186.
[5] Tamże, s. 383.
[6] Tamże, s. 327.
[7] Tamże, s. 27.
[8] Tamże, s. 27.
[9] Tamże, s. 78.
[10] Tamże, s. 187.
[11] Tamże, s. 334.
[12] Tamże, s. 59.
[13] Tamże, s. 23.
[14]Tamże, s. 78.






(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 381
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: