Dodany: 01.12.2021 13:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

2 osoby polecają ten tekst.

Czytatka-remanentka XI 21


Jak zwykle, w tym miejscu o listopadowych lekturach, które nie zdążyły się doczekać własnych czytatek lub recenzji:

Asteroid i półkotapczan: O polskim wzornictwie powojennym (Jasiołek Katarzyna) (5)
Jak głosi podtytuł, jest to rzecz „o polskim wzornictwie powojennym”.
Jest to publikacja ciekawa ze względu i na ogromną ilość ilustracji, uświadamiających czytelnikowi, że nie wszystko, co w PRL-u projektowano i wytwarzano, to był szarobury chłam (najlepszą tego uświadomienia miarą może być fakt, że choć generalnie nie przywiązuję dużej wagi do tego, z czego piję kawę czy herbatę, przynajmniej ze cztery z prezentowanych tam serwisów byłabym gotowa kupić od ręki, byle tylko móc na nie patrzeć, i choć nie przepadam za „durnostojkami”, to przynajmniej na kilka wazoników – w szczególności z serii „Flora” i „Izolda” Danuty Duszniak oraz z serii bez nazwy projektu Ludmiły Pokornianki – i na obłędną figurkę „Leżącej kotki” z ćmielowskiej porcelany autorstwa Mieczysława Naruszewicza chyba znalazłabym miejsce… Porcelanowa czarno-biała kicia jest nawet i dziś dostępna, tylko kosztuje prawie 700 zł), i na przedstawienie procesów produkcyjnych (które zwłaszcza w przypadku szkła są opisane kapitalnie), i samych dziejów niektórych projektów, a co jeszcze ważniejsze, ludzi w nie zaangażowanych. Wspomnienia, anegdoty, reportaże z wystaw – świetnie się to czyta, jedynie początkowe partie poszczególnych rozdziałów i podrozdziałów, zawierające nieco monotonne wyliczenia nazwisk projektantów związanych z poszczególnymi placówkami, dat i faktów z dziejów tychże placówek, są cokolwiek cięższe w odbiorze. Mam też wrażenie, że poszczególne działy są omówione trochę nierównomiernie: ceramice i szkłu poświęconych jest mniej więcej 160 z 420 stron, przy czym nie wszyscy poszczególni producenci (i pracujący dla nich projektanci) zasłużyli na tyle samo uwagi – Huta Szkła Gospodarczego w Zawierciu, wytwarzająca głównie bardzo wówczas cenione przez klientów kryształy, jest ledwie gdzieniegdzie wspomniana, a przecież one też się same z siebie nie wzięły, to również design, tylko, że dziś już niemodny. Około 100 stron zajmuje temat mebli, reszta – to informacje wprowadzające plus trzydziestostronicowy wykaz wystaw, na których w latach 1991-2019 można było podziwiać dzieła peerelowskich projektantów. A gdzie wzornictwo tkanin ozdobnych (byłoby o czym mówić, sądząc choćby po zasłonach, które sobie z domu przypominam), albo drobnych przedmiotów gospodarstwa domowego? Mimo lekkiego niedosytu przeczytania nie żałuję, bo z niejakim wzruszeniem znalazłam na zdjęciach parę przedmiotów zapamiętanych z mieszkania rodziców. Malusi pękaty wazonik w pionowe malinowe i białe pasy – mieliśmy takie dwa, trzymało się w nich fiołki czy stokrotki – to „wazonik projektu Zofii Przybyszewskiej dla IWP, produkowany w Zakładach Porcelany »Bogucice« w Katowicach”[94]. Nieco większy – tak gdzieś z 8-10 cm wysokości i ze 12 szerokości – wazonik z brązowego porcelitu z reliefowym wzorem w bąbelki i ostre kąty – „wazonik z Mirostowickich Zakładów Ceramicznych”[155]. Niebieski czy raczej szafirowy wąski wazon z podłużnymi fałdami i kielichem rozchylającym się jak płatki kwiatu – to „wazon »Rotterdam«- projekt Bogdana Kupczyka”[338], a i tytułowy »Asteroid« Jana Sylwestra Drosta – niski i szeroki wazon z żółtego, groszkowanego szkła, mnie przypominający kształtem raczej półotwartą muszlę małża, postawioną szparą do góry, musiałam gdzieś widzieć, jeśli nie w domu rodzinnym, to u kogoś z bliskich krewnych, bo pamiętam go doskonale, choć nie wiedziałam, że tak się nazywał. Zaś kubki z Mirostowic (o których pochodzeniu nawet pojęcia nie miałam, nabywając je prawdopodobnie pod koniec lat 80.), brązowe z prążkami na dole, nadal stoją w mojej szafce kuchennej…

Trzy wiedźmy (Pratchett Terry) (powt; zmiana z 5 na 5,5)
Powtórna wizyta w Świecie Dysku, jak prawie zawsze zresztą, okazała się nad wyraz satysfakcjonująca. Uwielbiam większość Dyskowych postaci, w tym – niezmiennie – Śmierć, którego obecność na scenie jest tu stosunkowo krótka, lecz wyrazista, i oczywiście Nianię Ogg, zwłaszcza, gdy śpiewa piosenkę o jeżu (co nie znaczy, że mniej lubię pozostałe czarownice; wszystkie lubię, tylko każdą inaczej), i krasnoluda Hwela, i kota Greebo (dobra, nie jest bez wad, ale… koty są miłe, czyż nie?), i tłum bezimiennej zwierzyny, który pokazuje lady Felmet, gdzie raki zimują… Uwielbiam dokopywanie się do aluzji literackich i popkulturowych, zwłaszcza do tych, których poprzednim razem nie zauważyłam… Uwielbiam ten ironiczny humor Sir Terry’ego, przetykany licznymi celnymi i często gorzkimi uwagami na temat ludzkiej natury, prawideł rządzących światem, etc. etc.:
„Z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że bogowie tego świata nie grają w szachy – i tak jest istotnie. Nie mają dostatecznej wyobraźni. Bogowie wolą proste, okrutne gry, gdzie Nie Osiągasz Transcendencji, ale Trafiasz Prosto w Otchłań. Kluczem do zrozumienia wszelkiej religii jest fakt, że dla boga najlepszą zabawą są Węże i Drabiny z nasmarowanymi tłuszczem szczeblami”[narrator; 8];
„Rzeczy, które próbują wyglądać jak rzeczy, często wyglądają bardziej jak rzeczy niż same rzeczy” [Babcia Weatherwax; 32];
„A wtrącanie się do polityki zawsze źle się kończy. Kiedy raz człowiek zacznie, nie może przestać. To podstawowa zasada magii” [Babcia Weatherwax; 137];
„Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre” [Niania Ogg; 141];
„- (…) A czy słowa mogą zmienić przeszłość? (…)
- (…) Chyba nawet łatwiej. (…) Przeszłość jest przecież tym, co ludzie pamiętają, a wspomnienia to tylko słowa (…)” [Błazen; 143].
No i czy można było nie podwyższyć oceny?

Skywalker: Odrodzenie (Carson Rae) (4)
Zanim się zdecydowałam, którą z osiągalnych w bibliotece powieści z serii „Gwiezdnych Wojen” chciałabym przeczytać, ukazała się trzecia część najnowszej trylogii z nurtu głównego – „Skywalker: Odrodzenie”. Z definicji nie spodziewałam się po niej za wiele: „opowieści filmowe”, pisane na podstawie scenariusza już wyemitowanego filmu, nie dość, że nie niosą ze sobą żadnych niespodzianek fabularnych – bo przecież czytając, już wiemy, co się w filmie wydarzyło – to jeszcze na ogół są pisane dość przeciętnie. Autorki, Rae Carson, dotąd nie znałam, więc obawiałam się, czy nie okaże się, że skorzystano z usług jakiejś słabiutkiej literatki, byle tylko książkę wydać. Tymczasem okazało się, że przełożenie filmu na język prozy udało jej się nawet trochę lepiej, niż jej poprzednikom, Alanowi Deanowi Fosterowi i Jasonowi Fry’owi.
Przypomnijmy, w czym rzecz: zbliża się ostateczna próba sił między Rebelią a Najwyższym Porządkiem. Do bazy rebeliantów dociera informacja, że Imperator Palpatine w jakiś sposób się odrodził i przebywa na planecie Exegol w Nieznanych Regionach Galaktyki. Rey, choć nie ukończyła jeszcze szkolenia Jedi, sądzi, że będzie w stanie tam dotrzeć, jeśli zdobędzie pewien starożytny artefakt. W poszukiwaniach towarzyszą jej Poe, Finn i Chewbacca, a potem wspomaga ich i spotkany przypadkiem Lando Calrissian; Kylo Ren cały czas śledzi ją i od czasu do czasu nawiązuje z nią więź wbrew jej woli, informując ją, dlaczego została porzucona przez rodziców, a w końcu, gdy udaje jej się odnaleźć poszukiwany przedmiot, dochodzi do dramatycznego starcia. Jednak nie jest to starcie ostateczne; dużo trudniejsze przeżycia czekają Rey w podziemiach na Exegol, a czytelnika jeszcze wcześniej, gdy będzie musiał pożegnać jedną z najbardziej ulubionych postaci…
Wiadomo, że tych elementów walk i przygody musi być najwięcej, bo taka to konwencja – ale prócz tego jest i to, czego brakowało dwóm poprzednim częściom, czyli obszerniejsze ukazanie wewnętrznych zmagań Rey i Kylo Rena (zwłaszcza zawodu doznanego przez tego ostatniego, gdy orientuje się, że cały czas był manipulowany przez sprytniejsze i bardziej bezwzględne wcielenie zła). Toteż powieść zasłużyła na ocenę o połówkę wyższą.

Mroczny Eros (Rusinek Michał (ur. 1972)) (4)
Wbrew intrygującemu tytułowi, felietony w tym zbiorze są poświęcone językowi polityki (a skąd się tytuł wziął, można sobie łamać głowę, póki się nie natrafi na jeden z ostatnich tekstów). Jest kilka takich, z których można się uśmiać do rozpuku, sporo ciekawych i zabawnych, ale duża ich część to przede wszystkim publicystyka polityczna o wydźwięku jednoznacznie antypisowskim i antyklerykalnym. A ja, mimo sympatii zgodnych z sympatiami autora, wolałabym, by w pierwszym rzędzie wytykał nowomowę, faux pas i błędy językowe - i także reprezentantom własnej opcji politycznej, którzy przecież bez wątpienia też je mają na sumieniu, na pewno częściej, niż znajduje to odzwierciedlenie w tekście. Zdarza się mu też niektóre myśli i cytaty powtarzać, np. treść pewnych transparentów pojawiających się na antyrządowych demonstracjach wspominana jest bodaj trzykrotnie, a to trochę osłabia wrażenie.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 317
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: fugare 18.12.2021 18:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak zwykle, w tym miejscu... | dot59Opiekun BiblioNETki
Bardzo mnie zainteresował fragment o wzornictwie użytkowym, które w latach 50. i 60. było naprawdę przepiękne. Figurki z Ćmielowa czy Chodzieży są tak doskonałe i nowoczesne (cokolwiek to znaczy) w swojej formie, że trudno uwierzyć, że zaprojektowano je tyle lat temu. Jestem posiadaczką, a właściwie strażniczką, bo nie pozwalam się do niej zbliżać, "Siedzącej Kobiety" z Ćmielowa, którą zaprojektował Henryk Jędrasiak. Przepiękne są figurki zwierząt - koty, sowy, psy, jest nawet piękny i bardzo drogi "Mamut". :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: