Dodany: 17.05.2022 13:54|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Zazdrośni
Márai Sándor

2 osoby polecają ten tekst.

Po buncie czas na ból i tęsknotę


Od wydarzeń przedstawionych w „Zbuntowanych” upłynęły mniej więcej dwie dekady. Péter Garren, od dawna przebywający za granicą – w Niemczech? w Szwajcarii? (w każdym razie dość daleko od ojczystej ziemi, bo, aby ją odwiedzić, korzysta z samolotu) – otrzymuje od siostry list z informacją o ciężkiej, najwyraźniej nieuleczalnej chorobie ojca. Powraca więc na pewien czas do domu, podobnie, jak szukający szczęścia aż za oceanem młodszy brat Tamás i jak dwaj najmłodsi, Albert i Edgár, którzy pozostali w kraju. Sędziwy Gábor Garren większość dni przesypia, a i w chwilach, gdy się budzi, nie zawsze dąży do kontaktu z domownikami, więc póki co wszyscy – żona, piątka dzieci, dwie synowe i dwoje wnucząt, a okresowo także „krewniak i subiekt”[1] Sebestyén, nadzorujący interesy seniora – snują się po domu, od czasu do czasu zjedzą wspólny posiłek, zamienią ze sobą parę słów i… to wszystko.

Niejeden więc czytelnik, zwłaszcza taki, który wcześniej twórczości autora nie znał, odkłada tę powieść z niemiłym zaskoczeniem: oczekiwał jakiegoś wielkiego dramatu, a tu nic, żadnych zaskakujących zwrotów akcji ani nawet zakończenia powalającego na kolana! Gdyby się chociaż bliscy, jak, powiedzmy, w „Miasteczku Middlemarch”, targowali o spadek, próbowali podejść umierającego starca, by jeszcze zdążył dokonać zmian w testamencie, gdyby się spierali, kto z nich ma kontynuować to nieokreślone „dzieło Garrenów” (no, bo co nim właściwie jest? Prowadzenie anachronicznej, nierentownej firmy tylko dlatego, że nikt w mieście nie wyobraża sobie jej nieistnienia? Robienie wrażenia kogoś, kto „wiedział o świecie, wysiadując w swoim pokoju, wiedział coś, czego nie wiedzieli inni”[2]?)! Ale i to nie: nic się nie dzieje. Przynajmniej, jeśli patrzymy na scenę z zewnątrz.

Jednak przecież autor daje nam i inną perspektywę: wejrzenia we wnętrze praktycznie każdej postaci, która się na tej scenie pojawia na dłuższą chwilę. Péter, tkwiący w wiecznym rozdarciu między ojczyzną naturalną a przybraną, między mieszczańską stagnacją a płynnością pracy w wielobranżowej i wielozadaniowej firmie, między stałą partnerką, śpiewaczką Edit a… powiedzmy, że dziewczyną na telefon, ale nie na wyłączność… Karolą zwaną La. Anna, jedyna spośród całej piątki rodzona siostra Pétera, niezamężna i – choć ojcu pewnie nie sprawiłoby kłopotu jej utrzymanie – w jakiś sposób samodzielna, bo pracująca etatowo jako nauczycielka języków. Neurotyczny Tamás, od zawsze trochę odstający od rodzeństwa, bo mający w żyłach krew nie jakiejś solidnej mieszczańskiej córki, lecz niezrównoważonej artystki. Rozpaczliwie przyziemny, dziecinnie zachłanny Albert. Egocentryczny laluś Edgár. W myśli trojga starszego rodzeństwa zagląda sam narrator; dwaj młodsi bracia, podobnie jak ich małżonki – Marta, wnosząca w życie Garrenów niemiły akcent prostactwa i Judit, skromna, płochliwa, za to zachowująca się już „jak początkująca Garrenówna”[3] – a także ostatnia żona Gábora, wciąż żyjąca, lecz praktycznie niewidzialna Erzsébet, kuzyn Sebestyén, dwie kobiety Pétera i jego pracodawca, zagadkowy Emmánuel, którego osoba jest hiperboliczną alegorią nowego modus operandi w biznesie – wszyscy oni ukazywani są przez pryzmat spojrzenia kogoś z tej starszej trójki. Co nie znaczy, że powierzchownie i nieuważnie. Bo przecież każda z tych postaci ma w dziele Garrenów jakiś udział – choćby tylko pośredni, poprzez wpływanie na myśli i czyny którejś z pozostałych.

Najmniej, paradoksalnie, wiemy o umierającym patriarsze rodu – nic poza tym, że miał wykształcenie muzyczne, że żył zapewne z dywidend, a nie z firmy, której prowadzenie interesowało go w stopniu, powiedzmy, minimalnym, i że żenił się trzy razy z kobietami znacznie od siebie młodszymi (pierwsza żona, Krisztina, zmarła w wieku lat 27 po urodzeniu Anny; musiał ją poślubić, będąc już koło pięćdziesiątki, skoro potem, mając lat sześćdziesiąt i dwójkę małych dzieci związał się z osiemnastoletnią wędrowną aktoreczką – za sprawą czego „ze starym Garrenem stało się coś, czego nie wybaczono by nikomu”[4] oprócz, rzecz jasna, Garrena – i został ojcem Tamása, młodszego od Pétera o sześć lat, od Anny zatem o nie więcej niż pięć; „jego trzecia żona, Erzsébet, matka Edgára, była już niemłoda w chwili ślubu”[5], ale też pewnie przynajmniej o dwadzieścia czy dwadzieścia pięć lat odeń młodsza, skoro zdołała urodzić mu kolejnego syna. I teraz pytanie za sto złotych: a z kim spłodził Alberta? Może dowiemy się z któregoś z następnych tomów?). Ale jakim był człowiekiem? Jakimi uczuciami darzył swoje dzieci? Czy robił między nimi różnice? Tego na razie nie zdradza nam narrator ani żaden z bohaterów, dając jedynie podgląd relacji między rodzeństwem i indywidualnych problemów Pétera i Tamása. Dlaczego akurat ci dwaj tak wcześnie opuścili dom i tak się od niego oddalili – też możemy jedynie zgadywać, przypuszczając, że „wszystko wtedy się zaczęło, od żółtego fraka i siodła”[6], czyli od wydarzeń przedstawionych w „Zbuntowanych”. Nawiasem mówiąc, w tym wątku autor trochę wpędza czytelnika w konfuzję, nie do końca konsekwentnie trzymając się wcześniej podanych szczegółów. Bo wszystko wskazywało na to, że w roku 1918 Péter był w klasie z Áblem, Bélą, Ernő i Tiborem: teraz wspomina, że „tego dnia zdali maturę”[7], a z tomu opisującego bezpośrednio tamten czas wiemy, że „Béla siedział w ostatniej ławce i (…) prawie nigdy nie rozmawiał z Áblem czy Péterem”[8]. Jakim więc cudem przypuścili do swojej „bandy” Tamása? Teraz, gdy są dorośli, ta różnica wieku to nic, ale sześć lat dzielących osiemnastolatków i dwunastolatka to przepaść niemal nie do przebycia! I dlaczego właśnie Tamás – który przecież nie mógł być z dorosłymi chłopakami na pomaturalnej „majówce” – a nie Péter tak dobrze przypomina sobie wydarzenia z tamtych dni i pyta brata: „ty już pewnie nie pamiętasz bandy? (…) Jego też nie pamiętasz?”[9]? A Péter rzeczywiście nie pamięta, bo parę dni wcześniej, nim Tamás zadał mu to pytanie, zastanawiał się, jak się nazywał „pewien chłopiec w żółtym fraku; (…) Geza. Albo Ervin? Ernő?”[10]. Jak, u licha, można w ciągu niecałych 20 lat zapomnieć imienia kolegi z klasy, w dodatku kolegi, z którym miało się wspólne… hm… powiedzmy, zainteresowania pozalekcyjne… i z którego postacią związane było tak drastyczne przeżycie? Mechanizm wyparcia? Ale czemu miałby zadziałać akurat u Pétera, skoro obaj, „Péter i Tamás, funkcjonowali w bandzie na zasadzie członków-korespondentów”[11], nie będąc obecni w najbardziej znaczących momentach?

Może znów rozwiązanie znajdzie się w którymś z kolejnych tomów, a może po prostu autor nie zwrócił uwagi na ten detal, mając w „Zazdrosnych” do ukazania wiele innych, w tym momencie ważniejszych zjawisk – chociażby opozycję między odchodzącym w przeszłość, blaknącym jak stare fotografie mieszczańskim światem, zamkniętym w sobie i statycznym niczym sam stary Garren, a nadchodzącą z impetem nową erą, w której przestaną być ważne dawne formy, dawne reguły społeczne i ludzie umiejący ich dochować, zaś zaczną się liczyć jedynie błyskotliwe efekty i ci, którzy je potrafią, obojętnie, w jaki sposób, uzyskać…
Albo to cały czas widoczne w duszach Pétera i Tamása emigranckie rozdarcie, o którym tak przekonująco – i jakże proroczo, jeśli weźmiemy pod uwagę późniejsze życie autora – mówi Edit: „wrócisz do domu i powiesz: no tak, to jest moja prawdziwa ojczyzna. Taka inna. Bardziej zwyczajna. Tu się urodziłem, tu powinienem umrzeć. Wszystko będzie znajome, nawet strach przed śmiercią. (…) Ale któregoś dnia zaczniesz marznąć, przypomni ci się ta druga ojczyzna (…). I wtedy naprawdę poczujesz, że istnieją dwie pory roku, dwie ojczyzny i dwa światy, że musisz wiecznie wędrować i że obie wywołują taki sam ból i tęsknotę”[12].

Gdyby tak zacząć analizować tekst strona po stronie, dałoby się o nim napisać więcej… i jeszcze więcej… niech jednak każdy czytelnik sam się dokopuje do wszystkiego, co się w tym pozornym spokoju i bezruchu kryje. Bo warto.

[1] Sándor Márai, „Zazdrośni”, przeł. Teresa Worowska, wyd. Czytelnik, 2010, s. 132.
[2] Tamże, s. 115.
[3] Tamże, s. 229.
[4] Tamże, s. 129.
[5] Tamże, s. 128.
[6] Tamże, s. 180.
[7] Tamże, s. 12.
[8] Sándor Márai, „Zbuntowani”, przeł. Teresa Worowska, wyd. Czytelnik, 2009, s. 48.
[9] Sándor Márai, „Zazdrośni”, s. 179.
[10] Tamże, s. 12.
[11] Sándor Márai, „Zbuntowani”, s. 67.
[12] Sándor Márai, „Zazdrośni”, s.104.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 215
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: