Dodany: 27.10.2023 15:38|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Niepoważne? Ważne, że nie całkiem nieważne!


Czy wybitnemu poecie wypada parać się twórczością niesięgającą wyżyn literatury, a jeśli już to zrobi, nie schować jej na amen, obwarowawszy takimi zakazami, by w razie przypadkowego odkrycia nikt nie ośmielił się jej drukować? Zanim odpowiemy: „oczywiście, że nie wypada!”, zastanówmy się, czy żartobliwe rymowanki Johna Keatsa o niesfornym chłopcu albo o flircie z mleczarką ujmują artyzmu jego sonetom i poematom? Czy egzystencjalna wymowa kunsztownych wersów Thomasa Stearnsa Eliota maleje poprzez fakt, że oprócz nich napisał także cykl wierszy o kotach obdarzonych zgoła ludzkimi słabościami i przywarami, wykorzystany później jako libretto musicalu? A to tylko dwa przykłady, które mi przyszły na myśl jako pierwsze. Wiadomo, że nie będziemy podchodzić do tego rodzaju twórczości z taką rewerencją, jak do tej „prawdziwej”, że nie dostarczy nam ona przeżyć artystycznych z najwyższej półki, unaoczni nam za to, że jej autor na co dzień nie jest spiżową figurą w laurowym wieńcu, tylko, jak każdy prawie człowiek, potrzebuje się czasem powygłupiać.

W przypadku Wisławy Szymborskiej ta potrzeba regularnego zstępowania z wyżyn „prawdziwej” poezji była oczywista dla wszystkich, którzy ją bliżej znali, a przez nich i czytelnikom od czasu do czasu dostawały się próbki utworów mniej albo całkiem mało poważnych (i w dodatku niekiedy lekko niecenzuralnych). Jeszcze za życia poetki część z nich wydano w tomiku „Rymowanki dla dużych dzieci”, po jej śmierci ukazał się zawierający kolejną ich porcję „Błysk rewolwru” (tak właśnie, z błędem, odmieniała ten wyraz dziesięcio- czy jedenastoletnia Ichna w pisanej przez siebie powieści, która wówczas wydawała się jej bardzo poważna, nas jednak może już tylko śmieszyć), zaś teraz, krótko po setnej rocznicy jej urodzin, pomieszczono wszystkie tamte i jeszcze nieco dodatkowych w większym zbiorku.

Oprócz juweniliów, wierszy i wierszyków okolicznościowych oraz limeryków i epitafiów (pisanych, rzecz jasna, za życia wspominanych w nich postaci, bo inaczej nie byłyby zabawne) znalazło się tu kilka kategorii utworów, których nie znano, póki nie zaczęła ich uprawiać Szymborska z przyjaciółmi, a mianowicie:
- moskaliki, wywodzące się ( jak pewnie wszyscy wiedzą, ale dla porządku warto o tym wspomnieć) ze starej pieśni patriotycznej („Kto powiedział, że Moskale/są to bracia nas Lechitów…”)[1], a zbiorczo określone jako „Rymowana rozprawa o wyższości Sarmatów nad innymi nacjami tudzież o słusznej karze na zatwardziałych, którzy tego poglądu nie podzielają”[2],
- lepieje, oceniające bezmiar negatywnych doświadczeń, jakich doznać można, spożywając konkretne danie w jakiejś (niewymienionej z nazwy) placówce gastronomicznej. Któż przynajmniej raz w życiu nie pomyślał, że „lepiej nająć się na hycla,/niż napocząć tego sznycla”[3]?
- odwódki, wzorowane na znanym od lat, jeśli nie od stuleci, powiedzonku „Od wódki rozum krótki”, i analogicznie skonstruowane,
- altruitki, zainspirowane, jak dowiemy się z posłowia, reklamowym wierszykiem, a opierające się na zasadzie propozycji, co można zrobić, by komuś/czemuś oszczędzić trudu („Oszczędzając gardło kota/ mrucz za niego, moja złota”[4]),
- jaroszady, zachęcające do zmniejszenia udziału produktów zwierzęcych w diecie („Silny, zwarty i gotowy/ ten, kto obiad ma jałowy”[5]),
- kiziostychy, opisujące zachowania kotki Kornela Filipowicza po spożyciu rozmaitych gatunków ryb („Przyszła Kizia zjadła brzanę/ i drapała się o ścianę”[6]),
- rajzefiberki, podsumowujące domniemane wady różnych miejsc w taki sposób, by uzasadniało to wykręcenie się od podróży do nich („W Toruniu/ kuku na muniu”[7]),
- adoralia, przedstawiające powody, dla których narratorowi nie udały się zaloty do pań o różnych imionach („Chciałem adorować Bronię/ ale poskarżyła żonie”[8]),
- metzyje, czyli „aż” dwa wierszyki o konstrukcji limeryku, wykorzystujące fakt, że zbitka spółgłoskowa w nazwie miasta Metz czyta się jak „c”,
- podsłuchańce, czyli krótkie dialogi/monologi prozą (czy rzeczywiście gdzieś zasłyszane, czy wymyślone tak udatnie, by każdy myślał, że naprawdę zostały zasłyszane – tego już dziś nie rozstrzygniemy),
a także przysłowia nadrealistyczne, „galeria pisarzy krakowskich” i trochę innych utworów, niewpisujących się w klasyfikacje gatunkowe.

Całości dopełnia indeks nazwisk wymienianych w tekstach osób oraz wyborne posłowie pióra Joanny Szczęsnej, pozwalające zajrzeć za kulisy tej mało poważnej twórczości noblistki. Mało poważnej, ale przecież nie nieważnej, skoro jednego bawi, drugiego inspiruje, a trzeciemu po prostu ukazuje jeszcze jedno oblicze poetki.

[1] Wisława Szymborska, „Zabawy literackie”, wyd. Znak, 2023, s. 252.
[2] Tamże, s. 100.
[3] Tamże, s. 110
[4] Tamże, s. 131.
[5] Tamże, s. 139.
[6] Tamże, s. 142.
[7] Tamże, s. 150.
[8] Tamże, s. 156.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 285
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: