Dodany: 09.03.2024 23:49|Autor: Marioosh

Mało udane nie wiadomo co


„Zamieszczone tu relacje, razem wzięte, mają wyraźny aspekt pedagogiczny. Dla wszystkich potencjalnych przestępców stanowią oryginalne momento [tak w oryginale], wśród innych budzą ufność, rodzą poczucie bezpieczeństwa i spokoju: nie ma takiej zbrodni ani takiego przestępstwa, które by – przy obecnej sprawności aparatu MO i jego nowoczesnemu wyposażeniu – prędzej czy później nie zostały wykryte”*. Jakieś pytania? Mamy po prostu do czynienia z kolejną książeczką z jednej strony straszącą potencjalnych naśladowców, a z drugiej pokazującą prozę milicyjnej służby – sęk tylko w tym, że jest to proza dość niskich lotów. Nie ma tu jakichś spektakularnych śledztw, jakichś burz mózgów; większość przedstawionych spraw jest opisana wręcz banalnie: przestępstwo, wytypowanie podejrzanych, wskazanie winnych, aresztowanie, kropka.

Bohaterem tych opowieści jest pułkownik Władysław Trzaska – poznajemy go w lutym 1945 roku na Białostocczyźnie, kiedy jako dziewiętnastolatek postanawia zostać milicjantem. Odpowiedzialna decyzja, trudny rejon, ciężka służba – i na początku widzimy młodego człowieka o którego nie raz ociera się śmierć; z czasem jednak jest pchany w górę i już na początku 1948 roku zostaje oficerem milicji. Zostaje wysłany gdzieś na Dolny Śląsk, tam odnosi dość banalnie opisany pierwszy sukces – i ni z tego, ni z owego znajduje się w Warszawie, gdzie będzie już do końca książki. A tu już mamy napady, kradzieże czy morderstwa, czasem bardziej makabryczne, czasem bardziej prymitywne ale zawsze wykryte i wyjaśnione. I szkoda, że ten „sprawnie działający aparat MO i jego nowoczesne wyposażenie” nie jest pokazany jakoś bardziej szczegółowo – może zamiast dzielić tę książkę na 24 opowieści, lepiej było skupić się na kilku sprawach i konkretnie je opisać, pokazać metodyczną pracę milicji, przedstawić metody jej działania? Idea tej książki była na pewno słuszna, ale zrobiono z niej ni to pitawal, ni to kronikę milicyjną z ostatnich stron gazet, ni to laurkę ku czci milicji – powstała więc książka, która wyparowuje z głowy już w trakcie czytania.

*Władysław Trzaska, Grzegorz Fedorowski, „Nim zapadnie wyrok”, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, 1966, str. 5.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 252
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 10.03.2024 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: „Zamieszczone tu relacje,... | Marioosh
Zaciekawiła mnie osoba drugiego autora, bo to lekarz, pisujący książki o charakterze wspomnieniowym (Dziadek z placu Napoleona: Wspomnienia lekarza pogotowia (Fedorowski Grzegorz)) lub popularnonaukowym (Mędrca szkiełko: Odkrycia i wynalazki w walce o zdrowie człowieka (Fedorowski Grzegorz)) - te dwie, które tu przytaczam, bardzo dobre.
Ciekawe, czemu się zaangażował w tę milicyjną inicjatywę - może posłużył spokrewnionemu/zaprzyjaźnionemu milicjantowi jako "ghostwriter"?
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: