Dodany: 04.04.2024 12:25|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Wygrana batalia


Dość dawno już nie miałam w ręku żadnej lektury na motywach medycznych, ale gdy znalazłam się w bibliotece pod półką z literaturą faktu, mimo woli wpadały mi w oko prawie same tytuły tego rodzaju. Przejrzawszy ich pięć czy sześć, wybrałam taki, o którym – ani o jego autorach – nigdy nie słyszałam, choć od lat systematycznie przeglądam działy literackie kilku czasopism i zapowiedzi wydawnicze w księgarniach internetowych. I chyba rzeczywiście musiał zupełnie nie być reklamowany, bo choć ukazał się przed trzema laty, w Biblionetce doczekał się ledwie dwu ocen, w konkurencyjnym portalu „aż” 13. Oczywiście, wiadomo, że literatura z medycyną w tle wymaga od czytelnika pewnych predyspozycji psychicznych i żeby sięgnąć po opowieść anonsowaną jako „lekcja przetrwania na onkologii”[1], trzeba mocniejszych nerwów, niż do niejednego brutalnego thrillera, ale nie sądzę, by był to główny powód tak małej poczytności – wydaje mi się, że ludzie, którzy by tego rodzaju książkę przeczytali, po prostu o jej istnieniu nie wiedzieli.

Historia przedstawia się tak: Andrzej, dwudziestoczteroletni sportowiec, który dopiero co założył własny klub pływacki, „żeby zarażać swoją pasją do wody innych ludzi”[2], zaczyna mieć jakieś dziwne objawy. W zimie ludzie przecież się przeziębiają, tylko że w ciągu kilku tygodni kaszel, zamiast mijać, staje się coraz silniejszy, utrudnia oddychanie i połykanie, na szyi i klatce piersiowej pojawiają się nabrzmiałe żyły, twarz puchnie, koszula przestaje się dopinać… Zaniepokojona Asia, dziewczyna Andrzeja, wymusza na nim wizytę u lekarza. Już po pierwszym badaniu wiadomo, że coś jest bardzo nie tak, a w ciągu kolejnych 48 godzin pada wstępna diagnoza: w klatce piersiowej znajduje się ogromny guz, prawdopodobnie chłoniak. Nowotwór? U tak młodego człowieka, wysportowanego, niepalącego i ogólnie prowadzącego zdrowy tryb życia? Za kilka dni Andrzej zorientuje się, że nie jest jedynym takim pechowcem, ten rodzaj nowotworu akurat nie omija ludzi młodych i dbających o siebie. Za to zabija więcej niż połowę, co z czasem też będzie do zaobserwowania. Ale czy mając „jedynie trzydzieści procent szansy na wyleczenie”[3], można się poddać? Zwłaszcza, kiedy nie zdążyło się jeszcze za wiele dokonać, kiedy ma się tyle marzeń i planów? Od tej chwili życie Andrzeja i Asi, a także obu ich rodzin, znacząco się zmieni: on będzie spędzał całe tygodnie w szpitalu – „na początku (…) jakieś trzy miesiące”[4] – oni będą „żyć z dnia na dzień”[5], planując co najwyżej, kto kogo zmienia przy odwiedzinach, a czekając tylko na kolejne wyniki ze świadomością, że „szpital to nie sklep i nie daje gwarancji, a w chorobie onkologicznej niczego nie można być pewnym”[6].
Tym bardziej, że sami lekarze nie są do końca zgodni, jaka metoda leczenia okaże się w danym przypadku lepsza…

Czytałam tę historię jednym tchem, przerywając jedynie po to, by sprawdzić, z czym się będę musiała zmierzyć na końcu (trafiła mi się kiedyś podobna lektura, nawet o podobnym tytule – „Jeszcze jeden oddech” Paula Kalanithiego – w trakcie czytania której sądziłam, że skoro książka powstała, to autor przeżył, po czym okazało się, że nie: jego wspomnienia i zapiski dokończyła żona) i od początku do końca mając wrażenie, że jest to jedna z najlepszych książek, opisujących leczenie onkologiczne zakończone sukcesem.
Najlepszych, bo:
a/ wydarzenia, podobnie jak w doskonałej „A Private Battle” Corneliusa i Kathryn Ryanów (gdzie, niestety, sukcesu nie było), dokumentowane są równolegle przez dwoje autorów: pacjenta i najbliższą mu osobę, która nader szybko dostrzega prawdę, że „nowotwór bowiem nigdy nie dotyka tylko chorego”[7];
b/ proporcja tematu właściwego do dygresji jest wręcz idealna,
c/ kwestie medyczne przedstawione są zrozumiale, bez popadania w skrajności w postaci zbytniego upraszczania lub zbytniego „unaukowiania”,
d/ autorzy unikają obszerniejszych odniesień do wszelkiego rodzaju duchowości, czy to religijnej (choć przynajmniej jedno z nich jest wierzące, co można wywnioskować dosłownie z kilku zdań), czy nie, skupiając się na ciele i psychice,
i wreszcie e/ pod względem stylistyczno-językowym książka jest dopracowana doskonale: partie narracyjne Andrzeja i Asi różnią się na tyle, by czytelnik, otworzywszy tom w dowolnym miejscu, bez trudu poznał, kto w danym momencie ma głos; język obydwojga jest naturalny (jeśli pojawiają się jakieś wulgaryzmy czy kolokwializmy, to tylko w takich miejscach, w jakich można się ich spodziewać, ale też nie w nadmiarze) i stosunkowo oszczędny, bez silenia się na eksperymenty słowotwórcze (wyjątkiem jest tu jedynie szpitalny żargon w dialogach między pacjentami, starannie zresztą objaśniony, włącznie ze słowniczkiem na końcu) czy ortograficzno-interpunkcyjne; i nawet korekta spisała się świetnie. Wrażenia nie popsuła mi nawet zamieszczona na końcu ulotka fundacji DKMS, bo w tym przypadku nie jest to reklama, lecz informacja i zarazem zachęta do jednej z najpiękniejszych form pomocy, jakiej człowiek może udzielić drugiemu człowiekowi: oddać mu cząstkę siebie (konkretnie, porcję szpiku kostnego, co w odróżnieniu od przeszczepu wątroby czy nerki nie wymaga pozbycia się raz na zawsze kawałka ciała, bo jest to tkanka, która się odradza), by tamten mógł żyć.

Autor dzięki takiemu gestowi żyje i robi to, co chciał robić przedtem: uczy pływania i sam startuje w zawodach, w 2023 roku na Światowych Igrzyskach Osób po Transplantacji zdobywając pięć medali (to oczywiście informacja nie z książki, wydanej dwa lata wcześniej, tylko ze stron DKMS, ale nie mogłam się oprzeć przytoczeniu jej tutaj jako dowodu, że nawet tak wredna choroba nie przekreśla planów). A ja, choć wybór lektury był całkiem przypadkowy, jestem z niej bardzo zadowolona, bo była i kształcąca, i pełna emocji, i dobra literacko.

[1] Andrzej Dziedzic, Joanna Głuchowska, „Liczy się każdy oddech”, wyd. Wydawnictwo Literackie, 2021, z okładki.
[2] Tamże, s. 5.
[3] Tamże, s. 5.
[4] Tamże, s. 71.
[5] Tamże, s. 138.
[6] Tamże, s. 143.
[7] Tamże, z okładki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 171
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: