Dodany: 15.04.2024 20:41|Autor: Marioosh

Dobrze się czyta, mało prawdopodobne, ale zabawne


Joanna, pierwsza żona autora, zaprasza go do spędzenia kilku tygodni w Rzymie z nią oraz jej nowym mężem, emerytowanym admirałem Alfredem. Na pokładzie „Mikołaja Kopernika”, w którym za pięć lat zginie Anna Jantar, Zygmunt poznaje młodą dziewczynę, Alicję Sarnowską, która po kilku dniach spotyka się z nim i mówi mu, że się czegoś boi. Zygmunt jest bardzo zaintrygowany („Rozmyślałem już nad tym, że mógłby to być zupełnie niezły pomysł do nowej powieści” [1]), tym bardziej, że dwa dni później Alicja zabiera go do posiadłości swojej ciotki, hrabiny Matyldy Gonzagi Monitelli i tam przedstawia mu swoją ciekawą rodzinę, zwłaszcza aluzyjnie mówiącą Luizę, pasierbicę hrabiny. Podczas powrotnego lotu Sarnowska zostaje otruta; śledztwo przejmuje major Downar, który namawia Zygmunta na powrót do Rzymu („Nieraz mówiłeś mi, że chętnie wziąłbyś udział w ciekawym śledztwie. Teraz masz znakomitą okazję” [2]).

Po przylocie do Rzymu Zygmunt udaje się do posiadłości hrabiny – a tam poznaje kobietę przedstawiającą się jako Alicja Sarnowska i mówiącą, że jej ciotka wyjechała na Sycylię. Tymczasem Luiza informuje go, że spotkana kobieta była trzecią Alicją Sarnowską – poznana w samolocie była druga, a pierwszą wykończyli „oni, jakaś sekta, jakiś klan, może mafia” [3]. Zygmunt wspólnie z Luizą próbuje rozwikłać tę zagadkę i stwierdza: „zrozumiałem, że o wiele łatwiej jest pisać o detektywach aniżeli samemu prowadzić śledztwo” [4]. W poszukiwaniu miejsca pochowania pierwszej Alicji Zygmunt trafia na cmentarz w miejscowości Trevignano, a tam miejscowy emeryt mówi mu: „Niech się pan o nic nie pyta, jeśli panu życie miłe” [5]. Sprawa bardzo się gmatwa, a sprzymierzeńcem autora staje się jego rodak potężnej postury, marynarz Henryk, na którego przyjaciele mówią Pieszczoch.

W ostatnim rozdziale autor daje żonie do przeczytania maszynopis tej książki, a pani Bożena mówi: „Dobrze się czyta. Bardzo mało prawdopodobne, ale zabawne. Powinni ci to chyba wydrukować” [6] – i to mogłaby być cała recenzja tej zwariowanej powieści. Ale czy to źle? Dobry kryminał ma być dobrą rozrywką, a to, że jest ona mało rzeczywista...? Osobiście wolę już takie świadome szaleństwo z dużym przymrużeniem oka i wyraźnym dystansem, za to lekko napisane i fajnie się czytające, niż kryminały silące się na coś niesamowicie poważnego, ale miejscami pozbawione logiki. Jest tu wszystko, czego powinno się oczekiwać od literatury czysto rozrywkowej: szybkie tempo, potoczysta akcja, brawurowa intryga, błyskotliwe dialogi, wyraziste postacie i delikatny humor. Czego chcieć więcej?

Pani Bożena stwierdziła też, że najmniej prawdopodobna była ilość waluty, jaką major Downar przed wyjazdem dał autorowi – faktycznie, mnie też wydało się mało realne stwierdzenie, że Zygmunt miał w portfelu „tysiąc dolarów żywą gotówką oraz sporą porcję czeków na Banco d'Italia” [7], gdyż z dzieciństwa kojarzę, że musiałby to być majątek. Sprawdziłem – jeden dolar w 1975 roku kosztował 3,332 złote dewizowe; realna wartość dolara wynosiła jednak około 150 złotych. Przeciętne wynagrodzenie wynosiło wtedy 3913 złotych, czyli jakieś 26 dolarów; autor miał więc w kieszeni równowartość trzyletniej średniej pensji! – to tak, jakby dziś miałby trzysta tysięcy złotych! Podzielam zdanie małżonki autora: to jest faktycznie nieprawdopodobne – ale jeśli się przymknie oko...

[1] Zygmunt Zeydler-Zborowski, „Alicja nr 3”, Krajowa Agencja Wydawnicza, 1975, str. 34.
[2] Tamże, str. 64.
[3] Tamże, str. 95.
[4] Tamże, str. 108.
[5] Tamże, str. 138.
[6] Tamże, str. 231.
[7] Tamże, str. 79.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 101
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: