Dodany: 30.04.2024 15:40|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Anioł zemsty przybył do Fjällbacki


11 tom sagi z Fjällbacki wydany został 5 lat po poprzednim, jednak w powieściowej rzeczywistości upłynęło znacznie mniej czasu – ledwie gdzieś nieco ponad rok, co można wnioskować po wieku młodszej siostrzenicy Eriki (w „Czarownicy” dopiero szykowano się na jej przyjście na świat, teraz zaczęła chodzić).

Poprzedniego lata Erica zaprzyjaźniła się z Louise Bauer, synową znanego pisarza, którego rodzina ma dom letniskowy na maleńkiej wysepce nieopodal Fjällbacki; teraz wraz z Patrikiem zostali zaproszeni na złote wesele Elizabeth i Henninga Bauerów. Poznana tam artystyczna śmietanka tylko upewnia ich, że nie jest to towarzystwo, o jakim marzą, a kiedy usiłują dojść do siebie po obficie zakrapianym przyjęciu, Patrik zostaje wezwany do pracy: w galerii sztuki znaleziono ciało jedynego z zaproszonych gości, który odmówił udziału w uroczystości, fotografika Rolfa Stenklo. Śledztwo idzie opornie, bo nikt nie potrafi wpaść na możliwy motyw morderstwa, a śladów prawie nie ma. Erica mimochodem dowiaduje się, że wiele lat wcześniej w towarzystwie, w którym obracali się zarówno jubilaci, jak i nieboszczyk, wydarzyła się tragedia: zamordowano ich przyjaciółkę, pracownicę klubu, samotnie wychowującą dziecko. Była to osoba transpłciowa, a w latach 80. nawet w generalnie tolerancyjnej Szwecji nie mogła mieć lekko. To może być dobry materiał na nową książkę, więc Erica zostawia dzieci pod opieką teściowej i wyrusza do Sztokholmu. A kiedy tam zbiera informacje, w domu Bauerów na wysepce dochodzi do kolejnej tragedii…

Z początku jakoś przyciężko mi się czytało, ale nie obwiniam za to językowej strony powieści: tu utrudnień raczej nie ma, natrafiłam tylko na jeden niezgrabny fragment: „Lola zginęła od dwóch strzałów w głowę. Dziewczynka natomiast od zatrucia dymem. Lola nie miała śladów takiego zatrucia w płucach, zatem nie żyła już, kiedy powstał pożar, podczas gdy dziewczynka zginęła od zatrucia dymem”[1], budzący równocześnie moją wątpliwość w kwestii merytorycznej: jeśli zwłoki były „do tego stopnia zwęglone, że trudno się było zorientować, co jest czym”[2], to czy patolog był w stanie wyciągnąć powyższe wnioski? Myślę, że ta początkowa trudność wynikała raczej problemów z połapaniem się, kto jest kim (w pewnym momencie np. zaczęłam się zastanawiać, jakim cudem sześcio-czy siedmioletni William może być synem Louise, skoro ta w młodości – a teraz jest po czterdziestce – przebyła zabieg uniemożliwiający jej macierzyństwo. Dopiero jakiś czas później zostaje wyjaśnione, że chłopczyk jest jej pasierbem, a jego matka biologiczna nie żyje od kilku lat); jednak ta duża liczba wprowadzonych naraz postaci musiała być niezbędna dla rozwinięcia intrygi. Za to potem, kiedy już akcja nabrała tempa, trudno było książkę odłożyć. Pewnych elementów rozwiązania domyśliłam się wprawdzie stosunkowo wcześnie, ale wszystkiego samemu dociec się nie da – dopiero finał (znów skonstruowany na zasadzie: dociekania Eriki alarmują osobę winną, która zastawia na nią pułapkę, po czym przez dłuższy czas wykłada po kolei, co i dlaczego zrobiła) wyjaśnia ostatecznie, kto ponosi odpowiedzialność za poszczególne czyny kryminalne.

Działalność samozwańczego „anioła zemsty” wydała mi się trochę przeszarżowana, ale z drugiej strony, wszyscy sprawcy mnogich zbrodni są w jakimś stopniu zaburzeni psychicznie, więc może to i prawdopodobne. Ostatecznie oceniłam ten tom tak samo, jak większość pozostałych.

[1] Camilla Läckberg, „Kukułcze jajo”, przeł. Inga Sawicka, wyd. Czarna Owca, 2023, s. 250-251.
[2] Tamże, s. 251.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 164
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: