Dodany: 05.01.2013 00:42|Autor: kugieszesc

Książka: Trzy sekundy nieba
Parulskis Sigitas

1 osoba poleca ten tekst.

Spadając w nicość


Książkę kupiłem nad morzem, na sezonowej wyprzedaży za niecałe dziewięć złotych. Gdy otworzyłem ją na pierwszej stronie, uśmiechnąłem się do siebie: "Przyjechałem do uzdrowiska, leżącego w zachodniej części kraju, i od razu postanowiłem pójść nad morze i obciąć sobie paznokcie"[1]. Jeśli wierzyć mapie Litwy i przewodnikom turystycznym, to owym uzdrowiskiem może być tylko Połąga. Jakkolwiek by było, można z miejsca postawić pytanie, po co bohater "Trzech sekund..." odbywa taką podróż.

Celem jego wyprawy jest uspokojenie się na tyle, żeby móc nagrać na dyktafonie wspomnienia z czasu służby w litewskim wojsku i wszystkiego, co miało nastąpić potem. Natomiast tytułowe trzy sekundy to czas, w którym wyskakujący z samolotu spadochroniarz nie może otworzyć spadochronu, gdyż w przeciwnym razie istnieje niebezpieczeństwo, że razem z nim wkręci się w silnik. Bohater służył jako desantowiec w NRD i po latach próbuje dojść do ładu z militarną rzeczywistością, katalogiem napotkanych kobiet, uzyskaną świeżo wolnością, ale przede wszystkim ogromnym duchowym i kulturowym spustoszeniem, jakie stało się udziałem Lithuanii. W kontekście tych wszystkich spraw, przez całą książkę narrator utyskuje, że właśnie jemu owych cennych sekund zabrakło, co doprowadziło go do moralnej i egzystencjalnej nędzy.

Czytelnik bierze więc udział w pijackich wędrówkach po kościołach zamienionych w magazyny, życiu w ponurych akademikach, a w końcu - w słynnym szturmie na wieżę telewizyjną, podczas którego próbuje się dogadać dwóch desantowców stojących po przeciwnych stronach barykady.

"Widzisz, bratan, mówię, czołgi na ulicach wyglądają bardzo nienaturalnie, powiedziałbym nieestetycznie. Litwini to naród estetów, a tu czołgi na ulicach. Dawniej, kiedy ulicami jeździły tylko wozy zaprzężone w konie, pierwsze auta też nie prezentowały się najlepiej. Ludzie są niewolnikami własnych przyzwyczajeń, bratan. Gdybyście przyjechali na koniach, nie byłoby takiego niezadowolenia. Węgrom też się czołgi nie podobały, i Czechom, a Afgańczyków to już całkiem rozwścieczyły, chociaż to prawie dzicy ludzie. I jeszcze ty, z tym swoim automatem...To dobry automat, mówi mi przygnębiony brakiem gościnności żołnierz, AKS-74. Jasne, że dobry, potwierdzam, mój też był dobry, ale teraz go nie mam, nierówność, bratan, to przykre uczucie"[2].

Z początku miałem wrażenie, że całość to efektowny, ale w gruncie rzeczy niestrawny kolaż. I dopóki żywiłem to przekonanie, lektura szła mi niezwykle wolno. Później jednak zdałem sobie sprawę, że pozornie chaotyczny sposób, w jaki Parulskis buduje fabułę, sprawdza się i ma swoje uzasadnienie w strukturze pamięci głównego bohatera. Jeśli dodać do tego bardzo odpowiadające mi poczucie humoru, erudycyjne aluzje, które nie są (jak to często bywa) puste, ale trafnie puentują opisywane zdarzenia, to - moim zdaniem - nie ma już sensu dalej pytać o powody, dla których warto po "Trzy sekundy..." sięgnąć. No, ale gdyby ktoś się upierał, to mogę dodać jeszcze jeden. Warto czasem wiedzieć, co siedzi sąsiadom w głowach.



---
[1] Sigitas Parulskis, "Trzy sekundy nieba", przeł. Izabela Korybut-Daszkiewicz, wyd. Czytelnik, 2008, s. 7.
[2] Tamże, s. 161.


[recenzja jest też na moim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 898
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: