Dodany: 15.01.2013 00:11|Autor: misiak297

Książka: Saga rodu Forsyte'ów
Galsworthy John

3 osoby polecają ten tekst.

Ostateczny upadek Forsyte'ów


[niniejsza recenzja dotyczy tomu „Do wynajęcia” poprzedzonego interludium „Przebudzenie” – zdradzam szczegóły utworu i zakończenia]


Od wydarzeń opisanych w tomie „W matni” mija prawie dwadzieścia lat. Świat się zmienia i wydaje się, że również Forsyte’owie osiągnęli spełnienie. Irena jest szczęśliwa w małżeństwie z Jolyonem – doczekali się wspaniałego syna, Jona. Były mąż Ireny, Soames, ma uroczą córkę o imieniu Fleur, na którą przelewa całe swoje uczucie (tym razem zdaje się ono prawdziwą miłością – a nie jedynie żądzą posiadania). Winifreda cieszy się życiem, przez zbawienny przypadeki uwolniona od małżonka-krętacza (szuler Monty nieoczekiwanie umiera na skutek wypadku na schodach). Z Afryki po wielu latach nieobecności powracają również kuzyni Val i Holly Forsyte’owie, tworzący stuprocentowo zgodne małżeństwo. Tymczasem niemal wszyscy starzy Forsyte’owie pomarli – został jedynie ponad stuletni, zupełnie zdziecinniały Tymoteusz, dożywający swoich dni w zagraconym pamiątkami po ciotkach domu na Bayswater Road. Ta „giełda Forsyte’ów” przypomina teraz prawdziwe mauzoleum. Bo też czasy nastały inne – wszystko gna, obowiązuje hasło „Dziś żyjesz, jutro gnijesz”[1]. I oto kiedy wydaje się, że demony przeszłości zostały skutecznie egzorcyzmowane, przewrotny los splata drogi Jona Forsyte’a i jego kuzynki Fleur. Ta dwójka nader szybko zakochuje się w sobie, nieświadoma, że na przeszkodzie ich młodzieńczej miłości stanie waśń rodzinna sprzed lat.

Galsworthy i w trzecim tomie, wieńczącym „Sagę rodu Forsyte’ów”, pokazał prawdziwą pisarską klasę. Postaci pod jego piórem nadal wydają się żywe - zarówno te, które już znamy, jak i te, które dopiero wchodzą na karty wspaniałej powieści. Angielski pisarz mocną kreską portretuje piękną, rozpieszczoną Fleur, a także nadwrażliwego, zakochanego nieco po szczeniacku (co jest właściwe jego wiekowi) Jona. Co ważne, wraz z czasami również i znani nam już bohaterowie się zmieniają. Największa metamorfoza zachodzi w Soamesie – despotyczny posiadacz z pierwszych dwóch tomów wyraźnie złagodniał (zapewne pod wpływem miłości do ukochanej córki), stał się wpływowym, nieco sentymentalnym, ale zrównoważonym mieszczaninem, kolekcjonującym obrazy. To właśnie w tym tomie zaprzeczy swojej własnej filozofii, stwierdzając: „Człowiek idzie przez życie samotnie. I nigdy nie udaje mu się utrzymać tego, co zdobył!”[2]. Nawet wiadomość o romansie drugiej żony, Anetki, nie zrobi na nim większego wrażenia (wszak było to małżeństwo zawarte bez miłości, a jedynie na mocy pewnego układu).

„W owej epoce życia miał faktycznie wszystko, czego pragnął, i był tak bliski poczucia szczęśliwości, jak na to pozwalała jego natura. Zmysły jego już się uspokoiły; uczucia znajdowały całkowity upust w przywiązaniu do córki; zbiory jego cieszyły się rozgłosem; pieniądze zdołał dobrze ulokować; zdrowie miał przepyszne”[3].

Jednak niedaleko pada jabłko od jabłoni – i najgorsze cechy „posiadacza” przejmuje jego córka. Właściwie nie wiadomo, czy w jej przypadku można mówić o miłości do kuzyna. To raczej kaprys, podsycany przez świadomość istnienia dawnej tajemnicy – a Jon jest ni mniej, ni więcej niż zakazanym owocem. Fleur chce go przede wszystkim posiąść (jak jej ojciec za wszelką cenę chciał kiedyś posiąść Irenę), miłość to dla niej pusta gadanina, niepasująca do czasów, w których przyszło jej żyć.

„Nigdy jeszcze w życiu nie doznała przelotnej bodaj trwogi, iż nie uda jej się zdobyć tego, na czym jej naprawdę zależy. (…) »Chcę mieć Jona… Chcę, choćby wbrew wszystkim!«”[4].

Wydawałoby się, że tragedia sprzed z górą trzydziestu lat nie powinna stanąć na przeszkodzie szczęściu – wszak nie dotyczyła kolejnego pokolenia. Mówi o tym nie kto inny jak June, ambasadorka „kulawych kacząt”, którą owa tragedia sprzed lat dotknęła osobiście. To ona właśnie powie ojcu:

„Ty nie rozumiesz dzisiejszego pokolenia, tatusiu. Ono już się nie troszczy o rzeczy przebrzmiałe. Czemuż sądzisz, że to sprawa takiej wagi, jeśli Jon dowie się czegoś o swojej matce? Któż dziś zwraca uwagę na tego rodzaju sprawy? Prawo małżeńskie jest dziś takie samo, jakie było wówczas, gdy Soames i Irena nie mogli dostać rozwodu i gdy ty musiałeś w to wkroczyć. Myśmy byli tym poruszeni, oni nie będą. Nikogo to nie obchodzi. Małżeństwo bez godziwej możliwości wyzwolenia się jest tylko pewnego rodzaju niewolnictwem; ludzie nie powinni być wzajemnie swoją własnością. Dziś każdy to widzi! I cóż z tego, że Irena przełamała to prawo?”[5].

Jednak Fleur nie posiądzie Jona – on sam, zaznajomiwszy się z mrocznymi rodzinnymi tajemnicami, zerwie z córką tego, który przysporzył tyle cierpienia jego ukochanej matce. I kto wie, czy dla Jona nie będzie to lepsze – czytając „Do wynajęcia” trudno oprzeć się wrażeniu, że Fleur próbowałaby zawładnąć nim, tak jak swego czasu Soames próbował zawładnąć Ireną. W końcu córka „posiadacza” zostanie żoną zakochanego w niej po uszy Michała Monta, dając początek kolejnemu związkowi nieopartemu na obustronnej miłości. Jej uczucie do Jona (a może żądza posiadania go) nie przeminie – ale o tym traktuje już kolejny tryptyk Galsworthy’ego, „Nowoczesna komedia”.

„Do wynajęcia” jest takim samym majstersztykiem jak poprzednie tomy, stanowi wręcz ukoronowanie całej „Sagi…”. Galsworthy świetnie dostosowuje się do czasów, o których pisze – o ile w „Posiadaczu” romans Filipa Bossineya i Ireny (rozgrywający się wszak jeszcze u schyłku epoki wiktoriańskiej!) skryty został wśród gestów, spojrzeń i niedopowiedzeń, o tyle w „Do wynajęcia” potomkowie Forsyte’ów – dzieci innej epoki - mówią otwarcie o swoich uczuciach. Angielskiemu nobliście rewelacyjnie udała się również klamra kompozycyjna, wyraziście spinająca cały cykl. Wszystko zaczyna się w momencie, w którym rodzina Forsyte’ów jest u szczytu swej świetności i gromadzi się w komplecie, aby uczcić zaręczyny June Forsyte. Jednak to małżeństwo – jak nam wiadomo – nigdy nie dojdzie do skutku, rodzina zacznie wymierać, a jej splendor będzie przygasał. W finale „Sagi rodu Forsyte’ów” mamy małżeństwo zawarte jako mniejsze zło (zupełnie jak ten fatalny mariaż Soamesa i Ireny!) i niemal niezauważone odejście ostatniego ze starych Forsyte’ów (orszak pogrzebowy idący za trumną ze zmarłym Tymoteuszem jest więcej niż skromny). Oto historia zarówno całej rodziny, jak i jednostek znalazła swój tragiczny finał. Szczęśliwi są bodaj tylko Holly i Val, którzy pomimo rodzinnego konfliktu stworzyli wspaniałe, pełne oddania i miłości małżeństwo. A Soames w końcu zrozumiał, że „Piękno poza ciałem ma w sobie treść duchową, osiągalną jedynie przez miłość, pozbawioną wszelkiego samolubstwa”[6].

Galsworthy, jako wnikliwy obserwator, tak jak i w poprzednich tomach z właściwą sobie celną ironią przedstawia zmianę czasów:

„Dzisiejszym czasom, z ich elektrycznymi tramwajami i autami, wiecznym swędem dymu oraz zakładającymi nogę na nogę wydekoltowanymi pannami, które można – jeśli ktoś ma ochotę – oglądać wzwyż aż do kolan i w dół aż do pasa (…); z pannami, które nadto podczas jedzenia oplatały nogi wokół nóg krzesła, wybuchały głośnym śmiechem i wołały: »Cześć!« lub »Jak się masz, stary!«. Widok tych pannic przejmował go [Soamesa] zawsze dreszczem (…). A cóż dopiero mówić o tych zuchwałych, do wszystkiego zdolnych, starszych niewiastach, które nadawały ton życiu i również przejmowały go zgrozą! Nie, stare ciotki, chociaż nigdy nie otwierały swych myśli, oczu, a bodajże i okien (przynajmniej nieczęsto), miały w każdym razie jakiś styl życia, jakieś życiowe zasady oraz szacunek dla rzeczy przeszłych i przyszłych”[7].

Nie zabrakło tu też humoru. Na przykład w scenie, w której Jon zmuszony jest wyjechać z Ireną do Hiszpanii (wszystko, aby zapomniał o ukochanej Fleur):

„Byłoby rzeczą niezupełnie zgodną z prawdą mówić, że Jon Forsyte niechętnie towarzyszył matce do Hiszpanii. Poszedł, jak grzeczny piesek idzie za swą panią na spacer, zostawiając na trawniku smakowitą baranią kostkę. Szedł oglądając się w stronę owej kości”[8].

Albo tu, kiedy mowa o starym Tymoteuszu:

„- Idzie mi o starego Tymoteusza… Może lada chwila wyciągnąć nogi. Przypuszczam, że już sporządził testament.
- Tak.
- A więc ty lub kto inny powinniście zajrzeć do niego… Przecież to ostatni ze starej gwardii… Jak wiesz, liczy sobie już setkę. Podobno wygląda jak mumia. Gdzie zamierzacie go pochować? Miałby najzupełniejsze prawo spocząć w piramidzie...
Soames potrząsnął głową.
- Na Highgate w rodzinnym grobie.
- No tak, przypuszczam, że stare pannice stęskniłyby się za nim, gdyby leżał gdzie indziej”[9].

Jest taka klasyka, która nadal potrafi zachwycać, mimo iż czasy i sposoby pisania się zmieniły (tymczasem niektórzy współcześni pisarze powinni się uczyć właśnie od Galsworthy’ego!). A jednak kolejne pokolenia czytelników z wypiekami na twarzy śledzą zawikłane perypetie Forsyte’ów na tle kolejnych epok. Jestem dziwnie spokojny o los tej powieści – nie zostanie zapomniana, będzie zachwycać kolejne pokolenia, które nie odłożą jej odejść do lamusa - to zbyt wielka literatura.



---
[1] John Galsworthy, „Saga rodu Forsyte'ów”, tom III: „Przebudzenie; Do wynajęcia”, przeł. Józef Birkenmajer, wyd. Książka i Wiedza 1998, s. 151.
[2] Tamże, s. 175.
[3] Tamże, s. 146.
[4] Tamże, s. 160-1.
[5] Tamże, s. 141-2.
[6] Tamże, s. 280.
[7] Tamże, s. 69.
[8] Tamże, s. 128.
[9] Tamże, s. 36-7.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5318
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: Matylda. 15.01.2013 09:05 napisał(a):
Odpowiedź na: [niniejsza recenzja dotyc... | misiak297
Wspaniała recenzja! Nie odniosłeś jednak wrażenia, że w trzeciej części "Nowoczesnej Komedii" Fleur jednak czuła coś więcej do Jona niż tylko pragnienie posiadania?
Użytkownik: misiak297 15.01.2013 19:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja! Nie o... | Matylda.
Nie. Dzisiaj miałem przez chwilę na podorędziu trzeci tom "Nowoczesnej..." i specjalnie przeczytałem fragment z kulminacyjnym momentem. Nie zacytuję dokładnie, ale zanim narrator utnie ich Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Naprawdę jej nie lubię. Nie wierzę w jej miłość ani trochę. Ot, kaprys. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: Firmin 20.02.2013 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: [niniejsza recenzja dotyc... | misiak297
Misiaku, dziękuję za zachęcenie do sięgnięcia po "Sagę...". Przyznaję, że to moje pierwsze spotkanie z Forsyte'ami. Pewnie gdyby nie to książka leżałaby nieruszona na mojej półce jeszcze długi czas, a przecież to prawdziwa perła! Jestem zachwycona stylem pisania Galsworthy'ego i gdyby nie pierwszy tom (dla mnie nie tak wciągający jak kolejne) to wystawiłabym 6.

Dobrze, że napisałeś trzy osobne recenzje (w ogóle uważam, że w biblionetce tomy powinni być widoczne jako trzy osobne książki). Mam tylko takie jedno małe ale. Dlaczego w recenzji Posiadacza wspomniałeś jak kończy się cała saga? Akurat po pierwszej części czytałam twoją recenzje i już wiedziałam niestety, co będzie na końcu.
Użytkownik: misiak297 20.02.2013 23:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, dziękuję za zach... | Firmin
Pełen poczucia zgrozy rzuciłem się do pierwszej recenzji - rzeczywiście, nie zapaplowałem. Jest mi przykro, że przeze mnie poznałaś zakończenie:(

Cieszę się, że "Saga..." bardzo przypadła Ci do gustu. Pamiętam, że przy pierwszym czytaniu pierwszy tom też podobał mi się mniej (tyle o tych konsolach, inwestycjach itp.), natomiast przy drugiej lekturze nie odczuwałem dyskomfortu.

Zamierzasz sięgnąć po "Nowoczesną komedię"? Tu wspaniała recenzja Dot na zachętę:

Już nie nowoczesna, ale jakże żywa!

:)

Choć przyznam szczerze, że mnie pierwsze tomy "Nowoczesnej..." nieco znudziły (pewnie teraz odebrałbym to inaczej), ale trzeci to majstersztyk!
Użytkownik: Firmin 21.02.2013 19:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Pełen poczucia zgrozy rzu... | misiak297
Jeszcze nie zdecydowałam, czy przeczytam "Nowoczesną komedię". Na pewno nie w najbliższym czasie, ale jak tylko zatęsknię za Forsyte'ami, to kto wie :)
Użytkownik: porcelanka 11.07.2013 17:30 napisał(a):
Odpowiedź na: [niniejsza recenzja dotyc... | misiak297
Galsworthy świetnie przedstawia nie tylko zmieniające się obyczaje, ale także ewolucję swoich postaci. Ta przemiana Soamesa w troskliwego ojca daje wiele do myślenia. Czy gdyby Irena go kochała, to czyż nie stałby się czułym i wyrozumiałym mężem? Moim zdaniem instynkt posiadania jest znacznie wyraźniejszy u Fleur, która swoją drogą nieco przypomina mi Scarlett – ta waleczność, intrygi i gotowość na wszystko, byle tylko zdobyć ukochanego. Córkę Soamesa jest jednak dużo trudniej polubić, chociaż jej ostatnia rozmowa z June była dla mnie jednym z bardziej wzruszających momentów całej „Sagi”.

To naprawdę wielka literatura.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: