Dodany: 03.02.2016 13:31|Autor: Ewa Kuźniar

Recenzja nagrodzona!

Książka: Przyjaciele zwierząt
Marklund Anton

Ludzie z Księżyca


Inność nie jest chorobą, z której można się wyleczyć. Inność nie jest niewiedzą, która ustępuje dzięki nauczaniu. Inność nie jest zaburzeniem, które poddaje się wychowawczym zabiegom. Inność w środowisku integracyjnym pozostaje odrębna, ale zdobywa się na więź w tych dziedzinach i w takim zakresie, które są dla niej dostępne.

Sygnowana przez Czwartą Stronę (Grupa Wydawnictwa Poznańskiego), ukazała się w ubiegłym roku książka Antona Marklunda „Przyjaciele zwierząt”. Na stronie internetowej wydawnictwa szwedzki pisarz opowiada o sobie: „Przez ostatnie kilka lat studiowałem matematykę, fizykę, geografię, pedagogikę, biologię i chemię. Pracowałem także w barze z kanapkami oraz zawodowo zajmowałem się śpiewaniem piosenek o zwierzętach. I nie żałuję żadnego mojego wyboru”[1]. Przez kilka lat był również opiekunem osób upośledzonych umysłowo. Swoje doświadczenia i wiedzę spożytkował w książce, która jest jego pierwszą powieścią. I myślę, że nie ostatnią.

„Przyjaciół zwierząt” czyta się jednym tchem, po lekturze pozostaje nam tysiąc pytań i jedna pewna odpowiedź: tylko wrażliwość i zgoda na cierpienie mogą uratować cudzą inność. Od pierwszych stron przeczuwamy, że wydarzy się tragedia, ale dopiero pod koniec wiemy, co i dlaczego się stało. Nie będę nawiązywać do wydarzeń ani opowiadać ich treści. Napiszę o tym, co mnie najbardziej poruszyło.

Narracja została podzielona na głosy; o zwykłych zdarzeniach, które doprowadziły do dramatu, opowiadają na przemian Mona (matka), Lennart (ojciec) i Johannes (syn). Ten ostatni jest autystycznym siedemnastolatkiem, żyjącym w swoim świecie, w zamkniętym kręgu wybranych przez siebie rytuałów. Johannes inaczej widzi rzeczywistość; upraszcza, interpretuje wydarzenia na poziomie swoich wyobrażeń. Nie można go przyuczyć ani zmusić do właściwego postrzegania świata. Nie można nauczyć siebie odczuwania i patrzenia jak on. Rodzice zadbali o rehabilitację syna, uczestniczy on w relacjach społecznych: chodzi do szkoły, na zakupy, ma swoje pasje. Jest wciąż instruowany, nauczany, uświadamiany – wielką cierpliwością wykazuje się tu Mona. Wielu spraw nie rozumie i nie czuje, ale o nich wie, jeśli nie zawiedzie go pamięć, bo emocje oraz intuicyjne kojarzenie faktów nie są jedynie funkcją pamięci.

Szkoła nie wspomaga jego rodziców. W klasie integracyjnej zabrakło dla niego w końcu osobistego nauczyciela, a kiedy chłopak prowokowany przez uczniów dokonuje „odważnych” wyczynów, na które nikt inny się nie zdobył z obawy przed srogą karą – szkoła nie stosuje wobec niego psychologicznego podejścia ani nawet zdrowego rozsądku. Nauczycielka przekonuje rodziców, że powinien uczyć się w innej szkole, w klasie specjalnej. Jest to jedyne lekarstwo na opacznie rozumianą przez Johannesa odwagę oraz na brak odpowiedzialności kolegów, którzy aranżowali i reżyserowali jego wyskoki. Żadne dziecko niesprawne nie odnajdzie się w normach, które są nie na jego miarę. Ale też nie można oczekiwać od nauczyciela, żeby był wobec niego jak rodzic: wrażliwy, czuły i pełen zaufania. Klasa specjalna nie ujarzmia bohatera – tam też poznaje on chłopców, którzy wykorzystują jego słabość do odwagi. Problem Johannesa tkwi poza nim.

Wielka wrażliwość matki, jej intuicyjne działania, które mają wspomóc syna, jej duchowa czystość, przenikliwość i dobroć nie sprawdzają się w rzeczywistych relacjach. Kobieta wyobraża sobie sytuacje, w których każdy wykazuje się empatią, lecząc przy tym własne zranienia, ale te projekcje są jedynie marzeniami, familijnym filmem fabularnym, zaś życie pisze dla niej scenariusze znacznie prostsze i dużo trudniejsze do zaakceptowania. Mona dojrzewa do tej wiedzy i przyjmuje ją z całą duchową pokorą, z bólem i poczuciem bezsilności wobec konstrukcji świata i ludzi, i wobec inności syna, która jest poza wpływem jej wielkiej miłości i poświęcenia.

Ojciec Johannesa, Lennart, został znakomicie scharakteryzowany na początku powieści. Żona mówi o nim: „Lennart wybrał widzenie rzeczy takimi, jakie powinny być, a nie takimi, jakie są”[2]. W ten sposób podsumowała ambicję, logikę, która nie znajduje poszanowania, i zdrowy rozsądek, któremu nie chce poddać się cały ten chaos. Myślę, że Lennart na koniec, intuicyjnie, uwierzy Monie.

Wobec trosk rodziców niesprawnego chłopca pozostają w cieniu troski rodziców dzieci zdrowych. To właśnie pytania wprost niezadane, które gdzieś w tle są, i ciążą nam, czytelnikom.

Tytuł „Przyjaciele zwierząt” ma wymowę ironiczną, oskarżycielską, a może tylko wyraża bezradność wobec niezgodności pomiędzy naszą dobrą wolą i litością a rzeczywistym znaczeniem działań podjętych pod ich wpływem. Może trzeba pozwolić na cierpienie zwierząt, żeby uratować człowieka w człowieku, zwłaszcza w tym, który nie ma wysokiej moralności i świetnego intelektu.

Ulubioną piosenką Johannesa jest „När det blåser på månen” („Gdy wieje wiatr na Księżycu”) szwedzkiego zespołu Klar. W refrenie wokalista pyta: „Czy jestem astronautą? Czy jestem tak samotny?”[3]. Samotność czyni nas ludźmi skądinąd, ludźmi z innej planety, ludźmi z Księżyca.


---
[1] „Anton Marklund o sobie”, tekst ze strony internetowej: czwartastrona.pl/autorzy/anton-marklund, dostęp z dn. 03.02.2016.
[2] Anton Marklund, „Przyjaciele zwierząt”, przeł. Natalia Pecyna, wyd. Czwarta Strona, 2015, str. 9.
[3] Kent, „När det blåser på månen”; fragment przekładu umieszczonego na stronie tekstowo.pl.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2597
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: