Po dłuższej przerwie postanowiliśmy z Misiakiem po raz kolejny odwiedzić Krakowskie Targi Książki, tym bardziej, że od kilku lat odbywają się one w nowej siedzibie Targów Krakowskich, której jeszcze nie mieliśmy okazji zwiedzić. No i trzeba jeszcze wspomnieć, że wstęp na targi wcale niedrogi - 8 zł. od osoby, więc chyba tarki krakowskie wspólnie z wystawcami założyły sobie nie tylko cele marketingowe i handlowe, ale również społeczne w postaci propagowania czytelnictwa przez udostępnienie tanich wejściówek. Dodatkowym świetnym pomysłem było "zasponsorowanie" czytelnikom przejazdu na targi komunikacją miejską - dziękujemy ci, Rado Miejska Miasta Krakowa - trwaj w swym dobrym pomyśle w następnych latach ;-).
Tak zachęceni ruszyliśmy na Targi Książki, objuczając się jak osły książkami do podpisu i zostawiając w domu wszelkie niedorzeczne pomysły w stylu "już w tym roku nic nie kupuję" oraz - jak się okazało - większą część zdrowego rozsądku...
I już na wstępie miła niespodzianka. Całkiem przypadkowe spotkanie z Panem Franciszkiem Klimkiem, znanym przyjacielem zwierząt, szczególnie tych futrzasto-mruczastych, który był kiedyś gościem naszego portalu. Okazało się, że pan Franciszek pamięta Misiaka, który prowadził z nim spotkanie na Biblionetce i z wielką sympatią podarował nam - bardzo dziękujemy - dwa kolejne tomiki swoich wierszy, naturalnie z dedykacją:
Najpiękniejsze wiersze o kotach (
Klimek Franciszek Jan)
,
Najpiękniejsze wiersze o psach (
Klimek Franciszek Jan)
Pogadaliśmy chwilkę z Panem Franciszkiem jak kociarze z kociarzem i popędziliśmy dalej, szukać dalszych wrażeń.
Kolejna stacja - podpisywanie książek przez Filipa Springera. Wiele sobie obiecywałem po tym spotkaniu, bo jest to jeden z moich ulubionych polskich reportażystów i tak naprawdę polowałem na niego od dłuższego czasu, gdy bywał czasami na Śląsku. W końcu udało się w Krakowie. Czekam w napięciu na podpis, dzierżąc w dłoni "Wannę z kolumnadą", a tu skucha... Autor albo był zmęczony, albo mocno zajęty, albo pochłonięty myślami o wywiadzie, z którego właśnie wrócił, ale spotkanie odbyło sie w atmosferze "taśmowej": książka, podpis, następny..., Strasznie tego nie lubię, bo kiedy idę z książką do autora, zwłaszcza ważnego dla mnie, liczę na jakąś mikrosekundę interakcji - krótką wymianę zdań, choćby spojrzeń, a tu nic. No, ale nic, wybaczam, bo zbyt lubię książki Pana Filipa, żeby się boczyć, może z czasem nabierze autorskiej ogłady.
Złe wrażenie zatarło z pewnością spotkanie z Anną Dymną, postacią, którą od wielu lat szczerze podziwiam. Ponieważ dostałem od Misiaka
Dymna (
Baniewicz Elżbieta)
(jeszcze nie czytałem, raz na jakiś czas oglądam, napawając się radością, że jest, stoi, tu na regale, na wyciągnięcie ręki...) poszliśmy do Pani Anny po autograf. No cóż, napisać, że to kobieta z klasą, to jakby nic nie napisać. Przywitała nas serdecznie, z dystynkcją. Chwilę porozmawialiśmy, złożyła podpis z rysunkiem w książce. Bardzo, bardzo miłe spotkanie, którego wspomnienie będzie pięknym dopełnieniem lektury biografii.
Kolejny punkt programu to spotkanie z Robertem Biedroniem, który podpisywał książkę-wywiad-rzekę:
Pod prąd (
Biedroń Robert,
Łyczko Magdalena)
I tu byliśmy pod wrażeniem. Pan Robert zawojował czytelniczki i czytelników (czytaj fanki i fanów). Swobodna elegancja, niewymuszony dowcip, miły uśmiech, jakby Go ktoś wcześniej naładował pozytywną energią. Widać, że dobrze się czuł wśród czytelników i robił wszystko, żeby i oni dobrze się czuli na spotkaniu z nim. Pozazdrościć optymizmu i dobrej aury!
Książka podpisana, zdjęcie zrobione, biegniemy dalej (a raczej wleczemy się, bo to już wczesne popołudnie i centrum targowe przeżywa oblężenie; nie żartuję w pewnym momencie na skrzyżowaniu dwóch alejek ludzie stanęli na kilka minut i się nie ruszyli, bo nikt nie był w stanie).
A następne spotkanie z Wojciechem Tochmanem, kolejną postacią, którą podziwiam (za talent, szacunek dla tematów, za które się bierze, ale i za urzekającą skromność). Szybciutko podpisałem książkę
Eli, Eli (
Tochman Wojciech)
, która też jak na razie okupuje regał "do przeczytania" i pędzę dalej. (Misiak w tym czasie podpisuje książkę u Jacka Hugo-Badera).
Następna stacja to spotkanie z Panią Krystyną Kurczab-Redlich, autorką, której nie miałem jeszcze przyjemności czytać, ale ponieważ bardzo ją polecała jedna z biblionetkowiczek (dziękuję Krysiu), zaufałem i kupiłem książkę. Przyznałem się Pani Krystynie ze skruchą, że jeszcze jej książki nie czytałem, bo mam nadreprezentację pozycji na regałach "do przeczytania", na co ona z uśmiechem "A wie pan, ile ja mam takich regałów!" Cóż, kiedy wie się, że sami pisarze mają tyły czytelnicze i zapasy lekturowe na kilka lat, to jakoś tak lżej człowiekowi i można z czystszym sumieniem hasać dalej po targach... Tak więc podpisałem przytaszczoną z domu
Pandrioszka (
Kurczab-Redlich Krystyna)
, dokupiłem jeszcze
Głową o mur Kremla (
Kurczab-Redlich Krystyna)
i lecę dalej, bo przecież targi wiecznie trwać nie będą...
Dołączam do Misiaka, który prawie rozbił obóz przy stanowisku wydawnictwa Rebis, gdzie miał się pojawić jeden z jego najważniejszym pisarzy w ogóle - Michael Cunningham. Stoimy w ogonie ponad godzinę, ale za to jesteśmy gdzieś na czwartym miejscu, kręgosłupy chcą nam wyskoczyć z pleców, torby wyciągają ręce chyba do podłogi, ale dzielnie trwamy. W końcu jest! Przedstawiamy się, dajemy do podpisu, rozmawiamy, robimy zdjęcie. Prozę Michaela Cunninghama znam i szanuję (
Dom na krańcu świata (
Cunningham Michael)
,
Godziny (
Cunningham Michael)
, pluś świetne ekranizacje)ale to w postaci autora jest coś magnetyzującego - uśmiech, strój, sposób bycia? Nie wiem, ale nie mogłem się napatrzyć. W końcu po audiencji, żegnamy się i idziemy, Misiak w stanie euforii.
Oddelegowuję Misiaka na spotkanie ze Szczepanem Twardochem (milion ludzi w kolejce, Misiak sprytnie ustawia się jako ósmy), a sam idę dalej na polowanie. Kupuję
Made in Poland: Antologia reporterów "Dużego Formatu" (antologia;
Kwaśniewski Tomasz (ur. 1973),
Szczygieł Mariusz,
Ostałowska Lidia i inni)
,
Sześć odcieni bieli. I inne historie (
Krall Hanna)
oraz
Nietypowa baba jestem (
Seniuk Anna,
Małecka-Wippich Magdalena)
(kolejna ulubiona aktorka, strasznie żałuję, że Jej nie zaproszono). Wracam po Misiaka i na ostatnich nogach ustawiamy się w kolejce po autograf do Hanny Kowalewskiej. I znów bardzo ciepłe przyjęcie. Pani Hanna cierpliwie podpisała cztery książki, wymieniła z nami kilka miłych zdań i okazało się, że sama uważa tytuł
Julita i huśtawki (
Kowalewska Hanna)
, która jest moim numerem jeden, za swą najlepszą książkę.
Zmęczeni, bogatsi o kilka książek (dokupujemy jeszcze
Mój Ocean Niespokojny (
Siesicka Krystyna)
i
Simon oraz inni homo sapiens (
Albertalli Becky)
) i cennych dedykacji, ubożsi o... a, nieważne, czołgamy się do wyjścia, gdzie krakowskie targi znów nas zaskakują, bo nie musimy stać (jak dawniej) w kilometrowym ogonie po płaszcze.
Z kronikarskiego obowiązku dodam jeszcze, że na targach spotkaliśmy biblionetkowiczki: Sardegnę, Viv87, Engę i McAgnes. Dziewczyny, bardzo miło Was było zobaczyć.
Podsumowując: ogólne wrażenie o targach bardzo pozytywne. Było sporo ludzi, ale organizacja bardzo dobra. Autorzy znakomici, zakupy udane. Książek kupionych: 7, otrzymanych w prezencie bądź do recenzji: 4, otrzymanych dedykacji: 12. Teraz będziemy oglądać :-))) Sporo tego, ale przecież...
Do końca roku już na pewno nic nie kupimy!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.