- Ślepy Io! No nie mogę! Jacek, kiedy wynaleziono pistolet na gwoździe? – ryczę w głąb mieszkania.
Moje kochanie siedzi w gabinecie* przy komputerze (jak zwykle) i robi coś służbowego na wczoraj (jak zwykle).
- Nie mam pojęcia kto, ale to na pewno druga połowa ubiegłego wieku. A co? Nie ma w guglu? – radosny chichocik
- Nie ma. Znalazłam tylko wynalazców drutu miedzianego.
- O!
- Szkoci, gdy wyrywali sobie jednego centa.
- Co ty czytasz? – bezszelestnie (jak zwykle – jak on to robi. Kawał mężczyzny a chodzi jak filigranowa panienka) staje i zagląda mi przez ramię.
- A ło!
- Znaczy będziesz się pastwić?
- Będę. Chcesz posłuchać?
- Tyś to sobie zapisywała? – wydaje się leciutko zdziwiony, kiedy wyciągam kartkę dość gęsto zapisaną
- Taaa, łącznie z numerem, strony; w trakcie.
- Dobra, czytaj w skrócie. Mam ważne…
- Wiem, na wczoraj masz ważne. Jak zwykle. To zrobimy inaczej. Jak skończę to „dzieło”, to zrobię czytatkę i ci dam. Może być?
- Może. Zastanawiam się, po co ty czytasz takie rzeczy, nie szkoda ci czasu?
- Oj tam, oj tam. Muszę mieć własne zdanie. Jedni się zachwycają tym, niektórzy wręcz przeciwnie.
- I musisz wiedzieć, czemu jesteś wręcz przeciwnie.
* * *
Jeździec miedziany (
Simons Paullina)
- skończyłam. I wiem, czemu jestem wręcz przeciwnie.
Właściwie zmęczyłam, bo zniecierpliwienie i zniechęcenie - dominowały. Irytacja, czyli zgrzyt głośny przednio/bocznozębowy bywał miłą odmianą.
Uzasadnienie powyższego i pokuszenie się o analizę psychologiczno-obyczajową:
- główny bohater (daruję sobie opis postaci, ale zapewniam, że wszystko ma najwyższego sorta, łącznie z obcym akcentem), oficer Armii Czerwonej na patrolu w dniu agresji Hitlera na ZSRR; z bronią w rękach, sam (jednoosobowy patrol!!!) jedzie sobie za dzieweczką komunikacją miejską
- prowadzi dzieweczkę do koszar, zostawia owąż na wartowni i idzie oddać broń; na dziedzińcu koszar panowie oficerowie palą sobie spokojnie i gwarzą – przypominam – jest pierwszy dzień Wojny Ojczyźnianej. Po chwili pojawia się Aleksander-bohater i oddala z dzieweczką w celu spacerowym.
- w trzecim dniu znajomości wyjawia, skądinąd obcej dzieweczce, sekret okrutny:
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu„funkcjonariusze naszej pseudo-tajnej p o l i c j i **” (str.69);
- dzieweczka powyższa ma siedemnaście lat (jak siedemnaście mgnień wiosny), na imię Tatiana i pracuje w fabryce im. Kirowa używając p i s t o l e t u na g w o ź d z i e.
Jeszcze o dzieweczce: w szkole pionierka, ale wstąpienia do komsomołu o d m ó w i ł a.
O Ślepy Io i wszyscy bogowie Dysku, help!
Jeszcze o dzieweczce:
- rezygnuje z Aleksandra, bo kocha siostrę; cały świat kocha, nikomu nie chce sprawić kłopotu, nikogo zranić.
Pionierka, czy wielka księżna incognito?
- Altruistka, wstająca rannym świtkiem, żeby dla rodziny zrealizować kartki żywnościowe; ukochana starsza siostra śpi, kuzynka nie chadza, bo po drodze zżera przydział, pijany tatko również śpi.
Jako, że każde poświęcenie ma swoje granice, wychodzi na to, że Tania to zwyczajna idiotka, sprowadzająca lojalność do absurdu. (Gwoli ścisłości, idiota to w greckim oryginale "człowiek nie piastujący urzędu".)
- Ukochany Aleksander (the Great) - pachnie mężczyzną, mydłem i s z a m p o n e m. (str.212) – dobra, dam już spokój szamponowi, bo nawet tłumacz raz jeden zareagował i zamieścił dementi.
- „Spocznij! (…)
Aleksander rozsunął stopy i założył ręce do tyłu” (str.143)
Łojzicku! Marines ani chybi..
- Teraz szwarc charakter Dimitrij, taki miał być w założeniu autorki.
I tu się kategorycznie nie zgodzę. Czemu zaraz szwarc? Normal bardziej.
W „Jeźdźcu miedzianym” są postacie nieprawdziwe i prawdopodobne. Dimitrij jest prawdopodobny,
Nastajaszczij sowieckij cziełowiek - wypić lubi, wierny porzekadłu: всей водки не выпьешь всех жеищин не пере... - но стремиться к этому надо[1]; słowem grubem rzuci, dziewuszce nie przepuści, zwierzchność szanuje, Stalina wielbi ślepo i bezgranicznie.
Dlaczego tylko prawdopodobny? Ano dlatego, że:
- używa słów, których za Chiny i pół Alaski radziecki szeregowiec znać nie ma prawa – „Taniu, z d e f i n i u j miłość” (nie ma strony, bom ze złości niewyraźnie napisała i nie odczytam)
- spoufala się ze zwierzchnikiem (szeregowy i porucznik, potem kapitan i major)
- pije i nie pada na twarz w talerz z ogórcami, ba! jest w stanie wrócić na własnych nogach do garnizonu
- dzieweczka prosi pijanego „zostaw” – on zostawia i nie gwałci
- klnie jakoś tak łagodnie, „rwą” rzucając dwa, albo trzy razy w całym „dziele” (zresztą ni przypiął ni wypiął, jakby sobie pani S. nagle przypomniała, że to prostak i cham, słowem szeregowiec )
- znając cudzą t a j e m n i c ę dochowuje jej i wykorzystuje t y l k o do szantażu dla własnych korzyści
- chce u c i e c z raju do USA – to już kwalifikuje książkę do zmiany gatunku na science-fiction.
Gdyby nie powyższe fakty, byłby prawdziwy, jak 99,9 % obywateli ZSRR.
Zapewniam, że jest tego więcej, ale potem już mi się nie chciało wyłapywać bzdur.
Doczytałam do końca z ciekawości, na czym jeszcze się autorka potknie i wywróci:
- na wsi, gdzie u przyjaciółki babci mieszka sobie Tania sielsko-anielsko w dobrobycie; aż chce się rzucić Kochanowskim:
Wsi spokojna, wsi wesoła!
Który głos twej chwale zdoła?
Kto twe wczasy, kto pożytki
Może wspomnieć zaraz wszytki?
- na obrączkach – raz obie ma Tania, raz tylko jedną
- na miesiącu miodowym będącym raczej projekcją nastoletnich erotycznych fantazji pani Simons, niż realnej znajomości ars amandi radzieckiego żołnierza; od kogo się, biedny chłopczyna uczył? Tatusia podglądał? Sądzę, że wątpię; komunizujący tatuś raczej tak mamusi nie kochał, pomijam fakt, że zimnej rzeki też nie mieli pod ręką
- na podróży przez ogarnięty wojną kraj – dojeżdża bez przeszkód.
A jak to powinno wyglądać?
Poteoretyzujmy:
Historia prawdziwa Tani i Aleksandra:
Dzieweczka Tania spotyka na przystanku komunikacji miejskiej porucznika Armii Czerwonej. Jadą wspólnie autobusem. Porucznik zostaje rozstrzelany za niedopełnienie obowiązków na patrolu w pierwszym dniu wojny.
Historia prawdziwa Tani i Aleksandra II:
Tania przyprowadza do domu porucznika Armii Czerwonej. Wszyscy piją na umór. Sąsiedzi (z zemsty, że nie zaproszono ich na samogon) donoszą gdzie trzeba i porucznik zostaje rozstrzelany za obcy akcent, czyli szpiegostwo na rzecz wrogiego imperialistycznego państwa.
Historia prawdziwa Tani i Aleksandra III:
Zakochana Tania dowiaduje się kim jest Aleksander i jako czestnaja pionierka i wierna naśladowczyni Pawki Morozowa [2] – donosi gdzie trzeba. Aleksander zostaje rozstrzelany. Jej rodzina też, bo się zadała ze szpionem.
Historia prawdziwa Tani i Aleksandra IV:
Siedemnastoletni Aleksander zwierza się Dimitrijowi – synowi strażnika więziennego; mówi kim jest i prosi o umożliwienie widzenia z aresztowanym ojcem.
Dimitrij umożliwia, donosi gdzie trzeba i Aleksander zostaje rozstrzelany razem z ojcem.
Nie poradziła sobie pani Paulina, oj nie. Przerósł ją temat, przygniótł, przytłoczył.
Pogubiła się zupełnie i spłyciła, zbanalizowała, zmarnowała temat, papier i czas czytelnika.
Nie będzie drugiego „Doktora Żywago” (ach ten Omar Sharif).
Jakże to? Przecież w dedykacji stoi jak wół, że autorka ma dziadków, którzy przeżyli w radzieckim raju rewolucję, wielki głód, obie wojny, w tym blokadę Leningradu. Powinna mieć wiadomości z pierwszej ręki…
Ano właśnie, przeżyli...
„Logika dziejów nakłada kajdany
Sprawiedliwości zgrzytają zasuwy
I ciągle jedna myśl tłucze o ścianę:
"Nic nie mówić, nie mówić, nie mówić..." „[3]
Nawet bliskim, nawet wnuczce ukochanej, bo
„Na mecze! Na mecze! Na wiece!
Swoje znać, nie rzucać w oczy się bezpiece!
Sąsiad - owszem, wypić można
Lecz to sąsiad, brat - to brat.
Jak świat światem do ostrożnych
Zwykł należeć i uśmiechać się ten świat!”[4]
Taaa, już wszystko jasne. Mniej więcej.
Tylko czy ktoś mógłby mi powiedzieć gdzie leży w Polsce Świętokrest?[5]
Wszystkie cytaty pochodzą z książki „Jeździec miedziany” – Paullina Simons , Świat Książki 2007
------------------------------------------
* malutka kliteczka pełna komputera, książek, dokumentacji technicznej i papierów luzem; nazwa stosowana jako eufemizm (zamiast "totalny chaos"). Pierwotnie pokój córki.
** wszelkie druki rozstrzelone mają podkreślać bzdurę
[1] bez tłumaczenia, bo grubem słowem rzucić musiałam
[2] http://pl.wikipedia.org/wiki/Pawlik_Morozow
[3] „Karol Levittoux” - Jerzy Czech – co prawda rzecz o czasach caratu, ale ówże fragment tu mi bardzo pasuje
[4] „Epitafium dla W. Wysockiego” - Jacek Kaczmarski
[5] w Świętokreście był tatko Tani, sukienkę z francuską metką kupił. Może ten sklep jeszcze jest, też bym chciała
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.