Dodany: 24.08.2009 15:43|Autor: kocio

Kroimy głębiej...


Po niezłym, ale ciężkim dla mnie w odbiorze "Stuleciu chirurgów", zostałem zapobiegliwie zaopatrzony w drugi tom chirurgicznej odysei przez XIX wiek - dodam, że bez żadnej prośby ani nawet cienia sugestii z mojej strony. =}

Nie byłem specjalnie chętny, żeby zacząć, pomny tego, jak wyglądała kwestia odkrycia i rozpowszechnienia znieczulenia opisana w poprzedniej książce z tej serii. Owszem, historię przed wynalezieniem znieczulenia jakoś - z autentycznym bólem... - zniosłem, ale okazało się, że nawet potem nie przyjęło się ono szybko. Pacjenci nadal cierpieli, właściwie aż do końca tych zapisków.

"Triumf chirurgów", mimo że nominalnie jest osobną książką, to właściwie kontynuacja poprzedniego tytułu, której tak tęsknie wyglądałem czytając "Stulecie chirurgów". Dopiero ją daje się czytać bez ciągłego skurczu z lęku przed następnym przerażającym opisem przypadku, gdy pacjent musiał przetrwać operację bez błogosławionego osunięcia się w nieświadomość. Poznajemy w niej dzieje znieczulenia miejscowego oraz kolejnych pól, na których okazało się ważne.

Książka ma znów dwóch autorów - Hartmanna i Thorwalda - i trudno powiedzieć, który lepiej przyczynił się do tego, że ta kompletnie obca mi tematyka tak gładko daje się czytać nawet w tyle lat po publikacji. Zapewne obaj włożyli tu swój talent i pasję. Wnuk postarał się przy tym o sprawdzenie, czy dziad nie popłynął za daleko w swojej gawędziarskiej wenie, ale okazało się, że nie. Wciągająca narracja nie stoi w sprzeczności z historyczną dokładnością relacji.

Tu zresztą przebija się postać Hartmanna. Cała książka mocno świadczy o tym, że narodziła się w XIX wieku. Narrator jest drobiazgowy, wciąż podaje daty, nazwiska i nazwy miejsc, ale potrafi też opisać, jaka tego dnia była pogoda i oddać pokrótce stan emocjonalny uczestników. Dziś taki typ opowiadania jest anachroniczny, pojawia się raczej jako tęsknota za uchwyceniem rzeczywistości. A jednak znakomicie posłużył do literackiego uniesienia historyczno-medycznego tematu.

Jeden rozdział nie wytrzymuje niestety testu czytelniczego, bo jest zwyczajnie za długi. Chodzi o chorobę gardła niemieckiego następcy tronu. Tło polityczne i prestiżowe zostało wyjaśnione bardzo dobrze, ale poza znamienitością postaci żadne względy medyczne, ani tym bardziej fabularne, nie usprawiedliwiają takiego rozgadania. Niemniej pozostałe trzymają się świetnie, także dlatego, że każdy rozdział obejmuje wątek osnuty wokół jednego przełomu medycznego i konsekwentnie się go trzyma.

Hartmann jako narrator nie jest przeźroczysty, wiemy z grubsza o jego osobistych przeżyciach, które wiążą się z wyprawami tropem rozwoju medycyny. Ale najciekawszy jest nie jako autor, tylko jako postać reprezentująca swój wiek. Wierzy on w postęp medycyny i jego, wydawałoby się, postępowe mrzonki się spełniają, choć - co też charakterystyczne - wolniej, niż to sobie wyobrażał. Z czasem choroby własne, a także jego żony, nieco ostudzą jego temperament, jednak nie zbija go to z tropu.

Obok optymizmu i uporu jest w książce także coś bardziej współczesnego, co również przyciąga. Hartmann nie jest mianowicie naiwny i zdaje sobie - oraz czytelnikom - sprawę, że to nie jest radosna sztafeta Postępu jako czystej idei. Odkrywcy to nie zawsze sympatyczni ludzie (o czym informuje bez ogródek), nieraz powoduje nimi żądza pieniędzy, a jeszcze częściej - nieumiarkowana potrzeba uznania pierwszeństwa odkrycia. Te konflikty - wraz z nadmiernym konserwatyzmem środowiska - tłumaczą zawiłe ścieżki, jakimi przekonujące, wydawałoby się, nowości dobijały się uznania.

Potoczysty styl i duża ilość ciekawie opisanych postępów chirurgii to gwarancja dobrej lektury. Jeśli ktoś jest wrażliwy na zbyt bolesne sceny, niech na przykład zacznie od tej książki, a "Stulecie chirurgów" odstawi na półkę na inną okazję.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4712
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: verdiana 25.08.2009 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Po niezłym, ale ciężkim d... | kocio
"trudno powiedzieć, który lepiej przyczynił się do tego, że ta kompletnie obca mi tematyka tak gładko daje się czytać" --> No popatrz, a ja mam dokładnie odwrotnie: ta bliska mi tematyka jest dla mnie totalnie nieczytalna w tej serii książek. Przez "Stulecie" ledwie przebrnęłam, przez tę z kolei nie zdołałam. Thorwald to dla mnie dokładne przeciwstawienie Gawande'a, którego "Komplikacje" są znakomite - i treściowo, i stylistycznie.
Użytkownik: kocio 25.08.2009 13:13 napisał(a):
Odpowiedź na: "trudno powiedzieć, który... | verdiana
Widzę po ocenach, aczkolwiek utrzymuję swoje zdanie, że Thorwald pisał porządnie. Ale na razie mam zupełnie dość tej tematyki i już czytam co innego dla płodozmianu. =}
Użytkownik: wwwojtusOpiekun BiblioNETki 28.03.2024 14:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Po niezłym, ale ciężkim d... | kocio
"Książka ma znów dwóch autorów - Hartmanna i Thorwalda"
No nie do końca, Hartmann to postać całkowicie fikcyjna...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: