Dodany: 06.03.2018 13:54|Autor: _nika_
Kontrdrzwi dla Dot
KrzysiekJoy wrzucił już jeden fragment dla Ciebie Dot w głównym konkursie, ja też mam kilka fragmentów. Jednak, aby nie robić tam zamieszania, zamieszczam je w oddzielnym wątku.
Oto one:
1.
Wtem we drzwiach ktoś mię trącił w ramię. Był to mój dawny nauczyciel z drugiej, wyższego oddziału, zawsze wesół, śmiejący, ze swoją rudą, nastroszoną czupryną.
— No, X! — rzekł. — Rozłączamy się tedy na zawsze!
Wiedziałem dobrze, że się rozłączamy, a przecież słowa te były mi bardzo przykre.
Weszliśmy z trudem. Panie, panowie, kobiety z ludu, robotnicy, służący, zakonnice, wszyscy prowadzą chłopców jedną ręką, a w drugiej trzymają książeczki z promocjami zapełniając sienie, schody takim gwarem, że to zupełnie jakby się do teatru szło.
Ucieszyłem się zobaczywszy znowu tę wielką salę parterową, z sześcioma drzwiami wiodącymi do sześciu klas, którą przebiegałem codziennie prawie przez trzy lata z rzędu. I tu był ścisk. Jedne nauczycielki wchodziły, drugie wychodziły.
Moja dawna nauczycielka z wyższego oddziału pierwszej skinęła mi głową stając we drzwiach swej klasy i rzekła:
— Idziesz więc, X, na wyższe piętro w tym roku. Nie zobaczę cię już przebiegającego tutaj. — I smutnie spojrzała na mnie.
2.
— Aa! aa! a to co znowu? Hee — o jej! o jej — gwałtu — puść mnie! ooo! uh uh! — darł się G. jak opętany — aż naraz ucichł i... przyrósł do ściany. Grube łydki, ogromne, niezgrabne łapy i wspaniały korpus odźwiernego Ich Książęcych Mości topniały i nikły jak mgła pod podniesioną laseczką wróżki. G. uczuł, że ziemia usuwa mu się z pod stóp, że całe ciało skręca mu straszliwy kurcz, że jakaś śruba wpija się w jego wnętrzności i nagle jakby piekielnym kołowrotem porwany i zwinięty, zawisł istotnie na ścianie i utkwił... w drzwiach. Ręce zwiędły i podwinęły się w górę — nogi — słynne, wspaniałe nogi, ściągnęły się kurczowo w małe, biedne, wyschnięte nóżki i zawisły zrośnięte pod wielkim włochatym łbem, a ciało nieszczęsnego sługusa przenika zimny, ostry dreszcz — „o — ooo! hm!” mruknęła jeszcze wielka głowa, zimna — zimna, jakby była z metalu — i ucichło wszystko.
G. przedzierzgnął się w wielką metalową rączkę od dzwonka w tych samych drzwiach, których tak niegrzecznie, tak grubiańsko pilnował. Człowiek o sercu zimnem jak żelazo — zamienił się w żelazną rączkę od dzwonka i dzwonił — dzwonił — dzwonił... zębami z zimna.
Wisiał przybity mocno, mocno do drzwi i marznął, marznął tak, że w czasie długich zimowych nocy sople lodu zwisały z jego żelaznego, potężnego nosa. A gdy przyszło lato i gorące, upalne dni — wielki wspaniały nos rozgrzewał się pod żarem słońca i piekł okropnie. Nie dość tego. Pierwszy lepszy listonosz, pierwszy lepszy chłopak, odnoszący do pałacu listy lub przesyłki, targał bez litości za wielką rączkę od dzwonka.
3.
Ja tu stoję za drzwiami — za klonowymi,
I wciąż milczę ustami — rozkochanymi.
Noc nadchodzi w me ślady — tą samą drogą,
Pociemniało naokół — nie ma nikogo!
MiłośćOd miłości zamieram — chętnie zamieram,
I drzwi twoje rozwieram[1] — nagle rozwieram,
I do twojej alkowy[2] wbiegam uparcie,
I przy łożu twym staję, niby na warcie!