Dodany: 24.08.2004 17:26|Autor: bogna
"Sól ziemi czarnej" po francusku
XIX wiek, Francja. Osiedle górnicze przy kopalni le Voreux. W jednym z domów mieszkanie rodziny Maheu; dziadek, rodzice i siedmioro dzieci, wśród nich dwoje malców: sześcioletnia Leonora i czteroletni Henryk.
W kopalni pracuje pięcioro, a i tak trudno związać koniec z końcem. Ojciec jest najważniejszy, najwięcej zarabia, bo dowodzi grupą i to on dzieli zarobki. Tych pieniędzy do podziału jest jednak coraz mniej.
Właśnie wraca z kopalni i żona podaje mu zupę, chleb i salceson, którego nikt nie jadł, jest tylko dla niego. Górnik zjadł zupę i zabiera się do salcesonu. Wtedy Henryk i Leonora stają obok niego w nadziei, że salceson z widelca ojca trafi do ich ust. Patrzą pożądliwie...
Czytając tę scenę, miałam przed oczami film Kazimierza Kutza i słynne śląskie karbinagle. Scena trochę inna, bo w filmie syn, gdy ojciec nie widzi, zabiera mu ten kotlet. Co jednak je łączy? W obu górniczych rodzinach dzieci te nie zarabiają, więc nie muszą dostawać mięsa. Jednak w obu scenach ojciec dzieli się z dziećmi swoim jedzeniem. Jeszcze mają co jeść, ale co będzie później?
Tragiczna opowieść o narodzinach świadomości społecznej, o strajkach mających wymusić na właścicielach lepsze warunki pracy i płacy. Strajkują, więc nie mają za co żyć... Umierają z głodu jak muchy, inni giną w zamieszkach, łamistrajki są wyłapywani, na nich skupia się nienawiść głodnych. Wszyscy wypatrują w oddali obiecanej przez przywódców krainy sprawiedliwości.
Jeden z bohaterów mówi, że być może oni nie doczekają zmian od razu, ale następne pokolenia będą miały już lepiej. Oni są dumni ze swojego poświęcenia, no cóż, przecież to germinal.
Książka, którą powinno sie przeczytać!!!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.