Dodany: 04.01.2005 12:14|Autor: Ariel

Czytatnik:

Ach, te piękne szlafroki! Sceny z Chrestomanciego


- Prawdę mówiąc, młody Chancie - wyjaśnił [pan Nostrum] - spotkało nas drobne niepowodzenie. Mój brat jest zirytowany. - Zniżył głos i omiótł swoim wędrującym okiem całą przestrzeń na prawo od Kota. - Chodzi o te listy od... Sam Wiesz Kogo. Niczego nie możemy się dowiedzieć. Zdaje się, że Gwendolina nic nie wie. Czy ty, młody Chancie, wiesz może, dlaczego twój szanowny i nieodżałowany ojciec utrzymywał kontakty z... nazwijmy go Dostojną Osobistością?
- Niestety nie mam zielonego pojęcia - bąknął Kot.
- Czy mogli być spokrewnieni? - podsunął pan Henry Nostrum. - Chant to dobre nazwisko.
- Myślę, że również złe nazwisko - odparł Kot. - Nie mamy żadnych krewnych.
- A co z twoją drogą matką? - nalegał pan Nostrum, błądząc w oddali zezowatym okiem, podczas gdy jego brat jakimś cudem jednocześnie wpatrywał się ponuro w chodnik i szczyty dachów.
- Widzisz, że biedny chłopiec nic nie wie, Henry - odezwał się pan William. - Wątpię, czy potrafi wymienić nazwisko panieńskie swojej matki.
- Och, znam je - zapewnił Kot. - Jest na ich akcie małżeństwa. Ona też nazywała się Chant.
- Dziwne - stwierdził pan Nostrum, obracając oko na brata.
- Dziwne i nieszczególnie pomocne - zgodził się pan William.
Kot pragnął się od nich uwolnić. Czuł, że tych dziwacznych pytań wystarczy mu do końca roku.
- Skoro tak bardzo chcecie wiedzieć - zaczął- czemu nie napiszecie do pana... eee... Chres...
- Cii! - rzucił gwałtownie pan Henry Nostrum.
- Sza! - dodał jego brat z niemal równą gwałtownością.
- To znaczy do Dostojnej osobistości - dokończył Kot z niepokojem.



...na środku kuchni stał wysoki i bardzo niezwykle ubrany mężczyzna.
Kot wytrzeszczył na niego oczy z podziwem. Widocznie był to nowy bogaty radny miejski. Nikt inny oprócz tych ludzi nie nosiłby spodni w takie perłowe paski ani surdutów z tak kosztownego aksamitu, ani cylindrów lśniących równie piękniej, jak buty. Mężczyzna miał ciemne włosy, gładkie i lśniące jak jego cylinder. Kot nie wątpił, że oto zjawił się Mroczny Nieznajomy, żeby pomóc Gwendolinie w zdobyciu władzy nad światem. Ale nie powinien stać w kuchni. Gości zawsze prowadzono prosto do salonu.
- Och, witam pana. Pozwoli pan tędy? - wysapał.
Mroczny Nieznajomy zmierzył go badawczym spojrzeniem. (...)
- Kim jesteś? - zapytał Mroczny Nieznajomy. - Mam przeczucie, że powinienem cię znać. Co masz w czapce? (...)
- Jabłka - oznajmił, pokazując je nieznajomemu. - Pyszne słodkie jabłka. Zwędziłem je.
Nieznajomy spoważniał.
- Zwędzić - powiedział - to znaczy ukraść.
Kot sam dobrze o tym wiedział. Pomyślał, że to strasznie ponury punkt widzenia, nawet jak na miejskiego radnego.
- Wiem. Ale założę się, że w moim wieku robił pan to samo.
Nieznajomy odkaszlnął lekko i zmienił temat.
- Nie powiedziałeś, kim jesteś.
- Przepraszam. Nie powiedziałem? - zdziwił się Kot. - Jestem Eryk Chant... ale wszyscy mówią na mnie Kot.
- Więc Gwendolina Chant jest twoją siostrą? - upewnił się nieznajomy. Wyglądał coraz bardziej surowo i smutno. Kot podejrzewał, że obcy uważa kuchnię pani Sharp za siedlisko występku.
- Zgadza się. Zechce pan przejść do salonu? - zaproponował Kot. - Tam jest czyściej.
- Dostałem list od twojej siostry - oznajmił nieznajomy, nie ruszając się z miejsca. - Dała mi do zrozumienia, że utonąłeś razem z rodzicami.
- Widocznie źle pan zrozumiał - odparł Kot z roztargnieniem. - Nie utonąłem, bo trzymałem się Gwendoliny, a ona jest czarownicą. Tam jest lepiej posprzątane.
- Aha - powiedział nieznajomy. - Nawiasem mówiąc, nazywam się Chrestomanci.
- Och! - jęknął Kot. To ci dopiero, pomyślał. Położył czapkę z jabłkami w samym środku zaklęcia, licząc, że je zepsuje. - Więc musi pan natychmiast przejść do salonu.
- Dlaczego? - zdziwił się Chrestomanci.
- Ponieważ - odparł Kot całkowicie wyprowadzony z równowagi - jest pan zbyt ważny, żeby tutaj pozostać.
- Dlaczego uważasz, że jestem ważny? - zapytał Chrestomanci, coraz bardziej zdziwiony.
Kot miał ochotę nim potrząsnąć.
- Pan musi być ważny. Nosi pan ważne ubranie. I pani Sharp mówiła tak o panu. Mówiła, że pan Nostrum dałby sobie uciąć rękę tylko za te trzy listy.
- Pan Nostrum naprawdę dał sobie uciąć rękę za moje listy? - zaniepokoił się Chrestomanci. - Chyba nie były tyle warte.
- Nie. On tylko dawał lekcje Gwendolinie - wyjaśnił Kot.
- Co? Zamiast ręki? Jakie to niestosowne! - ocenił Chrestomanci.



- Chcę znaleźć Chrestomanciego - zawzięcie rzuciła Gwendolina. - Dlaczego te dwa tłuste dupki uczą się czarów, a ja nie? Mam dwa razy więcej talentu niż oni. Musieli działać razem, żeby unieść w powietrze dzbanek kakao! Chcę więc porozmawiać z Chrestomancim.
Szczęście jej dopisało, bo Chrestomanci właśnie szedł galerią po drugiej stronie klatki schodowej, za marmurową balustradą. Nosił teraz beżowy garnitur zamiast królewskiego szlafroka, ale wyglądał, o ile to możliwe, jeszcze bardziej elegancko. Sądząc z wyrazu jego twarzy, wędrował myślami gdzieś bardzo daleko. Gwendolina obiegła szczyt marmurowych schodów i stanęła przed nim. Chrestomanci zamrugał i spojrzał z roztargnieniem najpierw na nią, a potem na Kota.
- Czy któreś z was mnie szuka?
- Tak, ja - odparła Gwendolina. - Pan Saunders nie chce mi dawać lekcji czarów, więc niech pan mu każe.
- Och, nie mogę tego zrobić - rzucił zdawkowo Chrestomanci. - Przykro mi i tak dalej.
Gwendolina tupnęła nogą. Nie narobiła prawie żadnego hałasu, nawet na marmurowej podłodze, i nie wywołała echa. Zamiast tego musiała więc krzyknąć:
- Dlaczego nie? Pan musi, pan musi, pan musi!
Chrestomanci spojrzał na nią z góry z lekkim zdziwieniem, jakby dopiero teraz ją zobaczył.
- Chyba się zdenerwowałaś - stwierdził. - Cóż, niestety, nie ma rady. Zapowiedziałem Michaelowi Saundersowi, żeby pod żadnym pozorem nie uczył was dwojga czarów.
- Pan?! Dlaczego?! - wrzasnęła Gwendolina.
- Ponieważ zrobiłabyś z nich zły użytek - wyjaśnił Chrestomanci, jakby to było oczywiste. - Ale rozważę tę sprawę ponownie za rok, jeśli wciąż będziesz chciała się uczyć.
Uśmiechnął się życzliwie do Gwendoliny, wyraźnie oczekując wdzięczności, i spacerowym krokiem zszedł po marmurowych schodach.



Była wściekła. Pragnęła uznania dla swoich mocy. Chciała udowodnić Chrestomaciemu, że jest czarownicą, z którą należy się liczyć. Więc nie pozostało jej nic innego, tylko rzucić następne zaklęcie. Trochę jej przeszkadzało, że nie miała pod ręką żadnych ingrediencji, ale jedno mogła zrobić całkiem łatwo.
Kolacja trwała. Pan Saunders gadał. Lokaje wnieśli następne danie. Kot zerknął w szybę okienną, żeby zobaczyć, kiedy dojdzie do niego srebrna taca. I niemal wrzasnął.
Za oknem stało chude, blade stworzenie. Przyciśnięte do ciemnej szyby, machało rękami i poruszało ustami. Wyglądało jak zabłąkany duch lunatyka. Było słabe, białe i odrażające. Ubłocone i oślizłe. Chociaż Kot niemal natychmiast się zorientował, że to dzieło Gwendoliny, nadal wytrzeszczał oczy ze strachem.
Millie zauważyła jego przerażone spojrzenie. Spojrzała sama, wzdrygnęła się i lekko poklepała Chrestomaciego łyżeczką po wierzchu dłoni. Chrestomanci otrząsnął się ze snu na jawie i również zerknął w okno. Obrzucił żałosnego stwora znudzonym spojrzeniem i westchnął.
- Dlatego wciąż uważam, że Florencja jest najpiękniejszym ze wszystkich włoskich miast - perorował pan Saunders.
- Ludzie zwykle głosują też na Wenecję - powiedział Chrestomanci. - Frazier, bądź tak dobry i zaciągnij zasłony. Dziękuję.



- Chrestomanci! - wrzasnęła Gwendolina cienkim, słabym głosikiem, nie budzącym echa.
Chrestomanci wchodził po marmurowych schodach, odziany w obszerny, fałdzisty szlafrok w kolorze pomarańczowym i jaskraworóżowym. Wyglądał jak cesarz Peru. Sądząc po łagodnym, roztargnionym wyrazie twarzy, wcale nie zauważył Gwendoliny ani Kota.
Gwendolina krzyknęła do niego:
- Hej, ty! Chodź tu zaraz!
Chrestomanci podniósł wzrok i jego brwi podjechały do góry.
- Ktoś otwiera moje listy - oznajmiła Gwendolina. - Nie obchodzi mnie, kto to robi, ale nie zgadzam się na no! Słyszysz?!
Kot aż się wzdrygnął, słysząc ton jej głosu. Chrestomanci wydawał się zakłopotany.
- Jak to się nie zgadzasz? - zapytał.
- Nie pozwolę na to! - wrzasnęła Gwendolina. - W przyszłości moje listy mają do mnie przychodzić zamknięte!
- Czyli chcesz, żebym je otwierał nad parą i potem zaklejał? - zapytał Chrestomanci z powątpiewaniem. To bardziej kłopotliwe, ale zgadzam się, skoro ci tak zależy.
Gwendolina wytrzeszczyła na niego oczy.
- Więc to pan? To pan przeczytał list adresowany do mnie?
Chrestomanci spokojnie przytaknął.
- Naturalnie. Jeśli ktoś taki jak Henry Nostrum pisze do ciebie listy, muszę sprawdzić, czy nie napisał czegoś niestosownego. To bardzo podejrzany osobnik.
- Był moim nauczycielem! - oświadczyła z furią Gwendolina. - Pan nie ma prawa!
- Szkoda, że pobierałaś nauki u pokątnego czarodzieja. Musisz się sporo oduczyć. Szkoda również, że nie mam prawa otwierać twoich listów. Wolałbym, żebyś nie dostawała obfitej korespondencji, bo inaczej sumienie nie da mi spokoju.
- Zamierza pan dalej tak robić? Więc niech pan uważa. Ostrzegam pana!
- To bardzo uprzejme z twojej strony - pochwalił ją Chrestomanci. - Lubię być ostrzeżony.
Pokonał resztę schodów i przeszedł obok Gwendoliny i Kota. Różowo-pomarańczowy szlafrok zafalował, odsłaniając jaskrawą szkarłatną podszewkę.


"Zaczarowane życie", Diane Wynne Jones

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4290
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 6
Użytkownik: Aurelia 04.01.2005 21:22 napisał(a):
Odpowiedź na: - Prawdę mówiąc, młody Ch... | Ariel
Najgorsza książka jaką przeczytałam.
Użytkownik: shaloma 05.01.2005 10:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Najgorsza książka jaką pr... | Aurelia
Fragmenty rzeczywiście są zniechęcające
Użytkownik: Ariel 23.01.2005 02:57 napisał(a):
Odpowiedź na: - Prawdę mówiąc, młody Ch... | Ariel
Kwestia gustu.
Najgorsza? Ktoś tu mało czyta...
Użytkownik: vanilka 04.02.2005 21:28 napisał(a):
Odpowiedź na: - Prawdę mówiąc, młody Ch... | Ariel
Chyba przeczytam... Zapowiada się nieźle :)
Użytkownik: Raptusiewicz 25.03.2005 20:54 napisał(a):
Odpowiedź na: - Prawdę mówiąc, młody Ch... | Ariel
Książka świetna:) Ale się wybiłam..
Użytkownik: martamar 18.12.2006 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: - Prawdę mówiąc, młody Ch... | Ariel
Zgadzam się, świetna. Ale że ci się chciało, Ariel, tyle przepisywać, podziwiam... I wydaje mi się, że fragmenty są zachęcające. Też mi się podobały :-)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: