Dodany: 11.01.2015 00:14|Autor: Frider
Cztery pory roku
„O starodawnym, bo jak bór odwiecznym, rodzie mowa tu będzie. Ma on przodków we wszystkich wiekach i tradycję we wszystkich szczepach ludzkości; boć nie ród to ciała, lecz duszy, nie ród mieszkańców, lecz lasu miłośników, przyrody czcicieli”[1].
Jaka jest Twoja ulubiona pora roku? Świeża, pachnąca i jasnozielona wiosna? A może poważna, surowa, skłaniająca do refleksji zima? Czy wskażesz raczej na dojrzałą, bogatą jesień o kolorowym obliczu? A co powiesz o lecie, z jego słońcem, ciepłem i radością? Może to właśnie ono jest okresem, na który wytrwale czekasz już od chwili nadejścia pierwszych jesiennych deszczy? W „Lecie leśnych ludzi” znajdziesz zalety wszystkich pór roku i sam będziesz mógł ocenić, który czas jest tym najpiękniejszym.
Ta opowieść początkowo sprawia wrażenie hołdu złożonego Naturze. Ale nie takiej, jaką widzimy za oknem. Tutaj mamy do czynienia z czymś o wiele pełniejszym, bardziej pierwotnym i dzikim. Miejscem, w którym przebywają bohaterowie jest las, lecz inny od tego, jaki znamy z jesiennych przechadzek w poszukiwaniu grzybów. Las przedstawiony w książce to wiekowa puszcza, rzadko odwiedzana przez człowieka, otoczona bagnami, pełna mrocznych zakątków, ale i świetlistych polan. Bór ten przypomina żywy organizm, gdzie każdy element ma swoje stałe miejsce i służy większej całości. Panuje tutaj podniosła atmosfera, w której człowieka przepełnia głębokie, chociaż trochę nieokreślone uczucie euforii i podobnie jak w kościele, także tutaj ma on poczucie swojej małości, w pokorze pochyla czoło przed dostojeństwem miejsca.
Bohaterowie – lekarz, naukowiec i mieszkaniec okolicznej wsi (później także młody chłopiec, zapaleniec chcący zasłużyć na miano „leśnego człowieka”) – zamieszkują chatę położoną w samym środku leśnej głuszy. Nie przybyli tutaj, aby zażyć wypoczynku. Starają się jak najpełniej zintegrować z naturą i jednocześnie dogłębnie ją poznać – być tak blisko niej, jak to tylko jest możliwe. Żyją w sposób, który dzisiaj nazwalibyśmy skrajnie prymitywnym – wszystkie sprzęty domowe wykonali samodzielnie, nie mają bieżącej wody i oczywiście także elektryczności, żywią się tym, co uda im się zdobyć: łowią ryby, uprawiają ogródek, szukają ptasich jaj. Rytm ich dnia wyznacza słońce i pogoda. Budzą się o świcie, wykonują zaplanowane prace, prowadzą obserwacje przyrodnicze. Wieczorami, przy świetle gasnącego światła, kończą drobne prace domowe, później jeszcze chwilę siedzą wspólnie przy ogniu dzieląc się wrażeniami z minionego dnia, by z nadejściem mroku zapaść w spokojny, pozbawiony koszmarów sen szczęśliwych ludzi. Ich życie jest proste, zajęcia nieskomplikowane, ale dzięki temu wtapiają się w swoje otoczenie, harmonizują z nim. Czy są tylko miłośnikami przyrody? Kimś w rodzaju pasjonatów powrotu do natury? Nie, to o wiele więcej. Są „leśnymi ludźmi”, oddającymi bezgraniczny hołd przyrodzie.
Upływa czas i zmieniają się pory roku, przyoblekając las w różne szaty. Można by sądzić, że Rodziewiczówna chciała stworzyć powieść o współistnieniu człowieka i przyrody, pokazać możliwy, choć wyidealizowany związek, jaki ich łączy. Jednak w tej historii pojawiają się dodatkowe elementy. Stopniowo, bardzo płynnie i wręcz mało zauważalnie, autorka wprowadza nowe motywy. W chacie wisi obraz Częstochowskiej Pani, zawsze pali się pod nim lampka. Mieszkańcy codziennie oddają mu cześć, modlą się i polecają Bogu, dziękując pokornie za każdy przeżyty dzień. „Salve Regina”, mówią, w słowach tych zawierając zarówno cześć dla Królowej, jak i miłość do Matki. Religijność tych ludzi jest równie prosta i szczera jak ich codzienne życie. Zresztą określenie „religia” nie pasuje tutaj. To słowo stosunkowo młode, wyrosłe na na gruncie czegoś dużo wcześniejszego – Wiary. Ich wiara jest instynktowna, choć w pełni uświadomiona. Jest uduchowieniem stanowiącym bodziec do życia. Oni modlą się z potrzeby serca, robią to tak naturalnie, jak się oddycha, z wielkim szacunkiem i pewnością, że wszystko, co w życiu otrzymują jest im dane od Boga. Jednocześnie ich religijność jest w jakiś sposób pierwotna, tak jakby wypływała z samego serca Ziemi, tak jakby wiara chrześcijańska przeplatała się w nich z pogańskimi rytuałami chwalącymi odwieczną Naturę. Scena, gdy w Noc Świętojańską (czyli w wigilię św. Jana) palą ognisko, śpiewając pieśni o Kupale i modląc się równocześnie, ma bardzo niepokojący rytm. Takie wymieszanie tradycji pasuje jednak idealnie do dzikiego miejsca, w którym do niego dochodzi.
Kolejny element fabuły wprowadzony jest najpóźniej i jakby ostrożnie. Trzeba tutaj wspomnieć, że akcja „Lata leśnych ludzi” rozgrywa się w okresie rozbiorów, w latach, gdy Polska nie istniała na mapach świata. Podzielona między trzech zaborców, już tylko w umysłach Polaków nadal jest wolnym państwem. I oto poprzez bagna otaczające las do chaty „leśnych ludzi” dociera Odrowąż – ich mentor, nauczyciel i przyjaciel. Odrowąż nosi w sobie tajemnicę: podczas powstania narodowowyzwoleńczego zmuszony został do opuszczenia towarzyszy broni, ukrywających sztandar pułku. Po latach podjął starania o odnalezienie tych osób (albo chociaż sztandaru), ale jego wysiłki nie przyniosły efektów. Nie stracił jednak nadziei i wciąż uparcie przeszukuje lasy w poszukiwaniu wskazówek. Wraz z tą postacią Maria Rodziewiczówna wprowadza ostatni element powieści: głęboki, prawdziwy patriotyzm. Podobnie jak wiara, jest on bardzo powiązany z przyrodą. Ukazany został jako miłość do ojczystej ziemi i jej darów. Patriotyzm współgra z poszanowaniem ciężkiej pracy, z miłością do natury i umiejętnością współżycia z nią.
Tutaj patriotyzm to także pamięć o tych, którzy oddali życie w obronie tej ziemi.
Maria Rodziewiczówna stworzyła piękną książkę. Opowieść prowadzącą od hołdu złożonego ojczystej, polskiej przyrodzie poprzez ukazanie wartości wiary ludzi czystego serca i otwartych umysłów do ideałów patriotyzmu, wiążącego w sobie dwa poprzednie czynniki.
„Lato leśnych ludzi” to głównie opowieść o wierności i szacunku. Wierności Bogu i Ojczyźnie oraz szacunku dla majestatu Natury.
Lato kończy się, przemija wraz z nadejściem jesiennych słot. W sercach ludzi zaczyna budzić się tęsknota za powrotem słońca i bujnością świeżej zieleni. Nie warto jednak się smucić.
„Milknie wszystko i tęsknieje. Ale żeby spoczynku nie było i ponurości jesieni, i grozy zimy, nie byłoby szczęścia zmartwychwstania. Trzeba mieć ufność i mądrość ptaka, rośliny, zwierza. Mijamy, a trwamy”[2].
---
[1] Maria Rodziewiczówna, „Lato leśnych ludzi”, wyd. Prószyński i S-ka, 2005, s. 5.
[2] Tamże, s. 223.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.