Dodany: 23.02.2006 11:40|Autor: Sznajper

Czytatnik: Czytatnik z tytułem

1 osoba poleca ten tekst.

Lemowe cytaty


"Cyberiada"

Przez dwa tygodnie wprowadzał Trurl do swego przyszłego elektropoety programy ogólne; potem przyszło strojenie obwodów logicznych, emocjonalnych i semantycznych. Już chciał prosić Klapaucjusza na próbny rozruch, ale się rozmyślił i puścił maszynę wpierw sam. Wygłosiła natychmiast odczyt o polerowaniu szlifów krystalograficznych dla wstępnego studium małych anomalii magnetycznych. Osłabił więc obwody logiczne i wzmocnił emocjonalne; dostała najpierw czkawki, potem ataku płaczu, wreszcie z największym trudem wygęgała, że życie jest straszne. Wzmocnił semantykę i dobudował przystawkę woli; oświadczyła, że ma jej odtąd słuchać, i kazała dorobić sobie dalszych sześć pięter do dziewięciu, jakie już miała, aby podumać nad istotą bytu. Wstawił jej dławik filozoficzny; wówczas przestała się w ogóle do niego odzywać i tylko kopała prądem. Największymi błaganiami skłonił ją do odśpiewania krótkiej piosenki: “Żabka i babka w jednym stały domku”, ale na tym się jej popisy wokalne skończyły. Wkręcał więc, dławił, wzmacniał, osłabiał, regulował, aż wydało mu się, że lepiej być już nie może. Wówczas uraczyła go wierszem takim, że wielkim niebiosom dziękował za przezorność; tożby się Klapaucjusz uśmiał, usłyszawszy te ponure rymowanki, dla których wstępnie wymodelował całe powstanie Kosmosu i wszystkich możliwych cywilizacji! Dał sześć filtrów przeciwgrafomańskich, lecz pękały jak zapałki; musiał je zrobić ze stali korundowej. Potem jakoś już poszło: rozchwiał maszynę semantycznie, podłączył generator rymów i omal nie wysadził wszystkiego w powietrze, maszyna bowiem zapragnęła stać się misjonarzem wśród ubogich plemion gwiezdnych. Wówczas jednak, w ostatniej niemal chwili, gdy był już gotów iść na nią z młotem w ręku, przyszła mu zbawcza myśl. Wyrzucił wszystkie obwody logiczne i wstawił na to miejsce ksobne egocentryzatory ze sprzężeniem narcystycznym. Maszyna zachwiała się, zaśmiała się, zapłakała i powiedziała, że boli ją coś na trzecim piętrze, że ma wszystkiego dość, że życie jest dziwne, a wszyscy podli, że pewno niedługo umrze i pragnie tylko jednego: aby o niej pamiętano, gdy już jej tu nie będzie. Potem kazała sobie dać papieru. Trurl odetchnął, wyłączył ją i poszedł spać.

Gdy nęka cię garb i pokręcenie, a zarazem wierzysz, że jesteś taki, bo w tej postaci pragnął cię Przedwieczny i plan twego pokręcenia wypełniał mgławicę Jego zamysłów jeszcze przed stworzeniem świata, łatwo się wtedy ze swym stanem pogodzisz. Ale gdy ci powiedzą, że to jeno skutek pośliźnięcia się paru atomów, co nie powskakiwały na właściwe miejsca, cóż ci pozostaje prócz nocnego wycia?

Zarodzią życia był ci wszak ocean, który się przy brzegach uczciwie zamulił. Powstało błoto rzadkie, czyli koloidy-niedoidy, Słońce przygrzało, błoto zgęstniało, piorun w to huknął, wszystko zakwasił aminowo - czyli na amen - i tak powstał syr, który z czasem odszedł na suchsze miejsce. Wyrosły mu uszy, żeby słyszał, jak zdobycz nadciąga, a także zęby i nogi, żeby ją dogonił i zjadł. A jeśli mu nie wyrosły albo za krótkie były, jego zjedli. Stworzycielką rozumu jest tedy ewolucja; cóż w niej bowiem Głupota i Mądrość oraz Dobro i Zło? Dobro to tyle, kiedy ja kogoś zjem, a Zło, kiedy mnie zjedzą. Toż i z Rozumem: zjedzony, że na to mu przyszło, jest głupszy od jedzącego, ponieważ nie może mieć racji ten, kogo nie ma, a wcale nie ma tego, kto został spożyty. Lecz kto by wszystkich innych zjadł, sam będzie zamorzony, i tak się ustanawia umiar.

Idiotów uszczęśliwić można byle czym, z rozumnymi jest gorzej. Rozumowi niełatwo dogodzić. Rozum bezrobotny to wprost jedna zmartwiona dziura, nicość, potrzebne mu są przeszkody. Szczęśliwy przy ich pokonywaniu, zwyciężywszy, wnet popada we frustrację, a nawet wariację. Trzeba mu więc stawiać przeszkody wciąż nowe, podług jego miary.

Przekładając te fatalności Stworzenia na język praktyki budowlanej, widzimy trzy restrykcje swobód w bycie: materialne, czasowe i przestrzenne. Albo coś jest rzeczą, albo coś jest myślą: oto pierwsze zniewolenie. Niewola druga równa się umiejscowieniu: kiedy coś znajduje się gdzieś, to już nie może tam się znaleźć nic innego. Niewola trzecia to gwałt, jaki nam zadaje czas, bośmy w nim uwięzieni: gdy nas środa wypuści, to czwartek złapie, po czwartku przytrzyma piątek, wieczny dryl, istne koszary, bezwzględna musztra, równaj krok, ani w przód, ani w tył - czy ktoś spostrzegł już, tak jak ja, tę wojskową dyktaturę czasu? O włos nie wolno się wychylić z teraźniejszości!

- I ja nie próżnowałem przez te dni ostatnie, panie. Czy mogę przedłożyć ci wynik mej pracy?
- Czekajże - powiedział król. - Jeden z moich doradców to mi wczoraj wyjawił: gdyby świat wyszedł nam lepiej aniżeli Panu Bogu, znaczyłoby to, iż On właśnie jest górą, bożby się okazało, że udzielił nam, swym stworzeniom, nieograniczonej plenipotencji kreacyjnej. Gdyby się natomiast NIE UDAŁO, znaczyłoby to, że nam tej plenipotencji nie dał, bo nie chciał. Ergo: jeśli wygramy, to wtedy właśnie przegramy, a gdy przegramy, to właśnie wtedy wygramy! Wygrać możemy bowiem tylko na boże, nie na własne konto. Natomiast przegrywając, objawimy niemoc, którą On nam przydał, i tę niemoc w Niego zwrócimy zaraz oskarżające, żeśmy ofiary dyskryminacji w światoczyństwie! Cóż powiecie mi na to?
- Et tam, sofizmat - pchał Trurl swój papier pod nos królowi, przy czym zapomniał się do tego stopnia, że chcąc czym prędzej Klapaucjusza do reszty pogrążyć w oczach monarchy, ciągnął go za obszyty gronostajem rękaw. - Tutaj patrz WKMość! To przeprowadzony przeze mnie, sformalizowany, więc ostateczny dowód NIEMOŻLIWOŚCI stworzenia świata!
- Hę?? - zdumiał się monarcha. - Dobrzeż słyszę? Udowodniłeś, że nie można??...
- Tak, panie. Bez wszelkich naciągań. Szkoda trudu! Oto mój dowód na to!!
Król wytrzeszczył oczy.
- Jakże... przecież - a to... to wszystko...? - rozwiódł rękami. - Wszak świat istnieje...
- Eee - wzruszył ramionami Trurl. - Taki to i świat... mnie szło o doskonały...


"Pokój na Ziemi"

U Tarantogi widziałem ciekawą nową encyklopedię, mianowicie Leksykon strachu. Dawniej, jak wyjaśniała ta księga, strach miał źródło w Nadprzyrodzonym: w czarach, urokach, jędzach z Łysej Góry, w heretykach, ateistach, czarnych magiach, demonach, duszach pokutujących, w rozwiązłym życiu, w abstrakcyjnej sztuce, w wieprzowinie, natomiast w epoce przemysłowej przeprowadził się do jej produktów. Nowy strach oskarżał o zgubne działanie pomidory (wywołują raka), aspirynę (wypala dziury w żołądku), kawę (rodzą się po niej garbate dzieci), masło (wiadomo - skleroza), herbatę, cukier, auta, telewizję, dyskoteki, pornografię, ascezę, środki antykoncepcyjne, naukę, papierosy, elektrownie atomowe oraz wyższe wykształcenie. Wcalem się nie dziwił powodzeniu tej encyklopedii. Profesor Tarantoga uważa, że ludziom trzeba dwóch rzeczy. Po pierwsze odpowiedzi na pytanie KTO, a po drugie na pytanie CO. Przy pierwszym pytaniu chodzi o to, KTO jest wszystkiemu winien. Odpowiedź ma być krótka, wskazująca, jasna i wyraźna. Po wtóre, ludziom potrzebne jest to, CO stanowi tajemnicę. Już od dwustu lat uczeni irytowali wszystkich tym, że wiedzieli zawsze więcej i lepiej. Jakże miło ich ujrzeć bezradnych wobec trójkąta bermudzkiego, latających talerzy, duchowego życia roślin, czy to nie satysfakcjonuje, gdy prosta paryżanka w klimakterze zna całą przyszłość polityczną świata, natomiast profesorowie są w tym ciemni jak tabaka w rogu.
Ludzie, powiada Tarantoga, wierzą w to, w co chcą wierzyć. Wziąć choćby taki rozkwit astrologii. Astronomowie, którzy na zdrowy rozum powinni o gwiazdach wiedzieć więcej niż wszyscy inni ludzie razem wzięci, twierdzą, że gwiazdy mają nas gdzieś. Są to olbrzymie kule rozżarzonych gazów, kręcące się od początku świata i związek ich z naszym losem jest na pewno znacznie mniejszy niż skórki od banana, na której można się pośliznąć i złamać nogę. Jednakowoż nikt nie interesuje się skórkami bananów, natomiast poważne pisma ogłaszają astrologiczne horoskopy i są nawet kieszonkowe komputerki, które można przed dokonaniem giełdowej transakcji spytać, czy gwiazdy jej sprzyjają. Ten, kto głosi, że łupina owocu może wywrzeć większy wpływ na los człowieka aniżeli wszystkie planety z gwiazdami razem wzięte, nie będzie wysłuchany. Facet przyszedł na świat, ponieważ jego rodziciel nie wycofał się, aby tak rzec, w porę, i przez to właśnie został jego rodzicielem. Jego rodzicielka, widząc co się stało, brała chininę, skakała równymi nogami z szafy na podłogę, ale to jakoś nie pomogło. Facet pojawia się więc, kończy jakąś szkołę i pracuje w sklepie z szelkami, na poczcie lub w biurze meldunkowym. Naraz dowiaduje się, że jest całkiem inaczej. Planety tworzyły specjalną koniunkcję, znaki zodiaku układały się z uwagą i wytrwałością w taki szczególny wzór, jedna połowa niebiosów zmawiała się z drugą po to, żeby on mógł powstać i stać za ladą bądź siedzieć za biurkiem. To podnosi na duchu. Cały wszechświat kręci się wokół niego i nawet jeśli mu nie sprzyja, nawet jeżeli gwiazdy ułożą się tak, że producent szelek robi plajtę, a on traci przez to posadę, przecież jest to milsze, niż wiedzieć, gdzie gwiazdy mają go naprawdę i w jakiej mierze się o niego troszczą. Wybij mu to z głowy, razem z wiadomością o sympatii, jaką darzy go jego kaktus w doniczce pod oknem, i co zostanie? Bosa, biedna, goła pustka i beznadziejna rozpacz. Tako rzecze profesor Tarantoga, ale widzę, żem zbyt daleko odskoczył od tematu.


"Szpital przemienienia"

Spokój. Prostota. Drzewo byłoby drzewem i kropka. Żadnego kretyńskiego, nigdzie nie prowadzącego, a diabelnie męczącego zastanawiania się - na jaką cholerę to rośnie, co to ma znaczyć, że się żyje, po co są rośliny, dlaczego jest się sobą, a nie kimś innym, czy dusza to atomy - i w ogóle żeby już raz przestać!

Jeżeli małpie wstrzyknąć prolaktynę i podrzuci jej szczeniaka, to zaraz go zacznie pieścić i hołubić, ale wystarczy, żebyś przestał podawać hormon, a na drugi - trzeci dzień pożre tego ulubionego pieska. Masz miłość macierzyńską, najszczytniejsze uczucie: trochę chemikaliów we krwi!

- Mickiewicz, kiedy mówił "nasz naród jak lawa..." [...]
- Mickiewiczowi było wolno, bo romantyk, a nasz naród jest jak placek krowi: z wierzchu suchy i plugawy, a w środku wiadomo. Zresztą nie tylko nasz.

Gdyby nie my, owady byłyby najprzeraźliwszym tworem przyrody. Bo życie jest zaprzeczeniem mechanizmu, a mechanizm - życia, owady zaś - to ożywione mechanizmy, kpina, szyderstwo natury... Muszki liszki, żuczki... a tu drżeć by przed tym! Groza, groza na wysokościach!

Co za brzydota? W sztuce może być coś dobrze zrobione albo źle, nic więcej. Van Gogh naaluje panu stary nocnik tak, że tylko klękać. Tymczasem partacz z najpiękniejszej kobiety zrobi kicz. O co chodzi? Żeby to człowieka trochę wybebeszyło. Odblask świata, utrwalone przemijanie, katharsis i kropka.

Różnice miedzy generacjami sprowadzają się do tego, że jakiś czas piszą: "ranek pachniał różami". Przychodzą nowi: oho, wywrócić! Jakiś czas pisze się "ranek pachniał szczynami". Ale chwyt jest ten sam.

Poeta to taki, co umie władny sposób być nieszczęśliwy.


"Wizja lokalna"

Z chrześcijańskiej miłości bliźniego wyprowadzono konieczność masowych rzezi innowierców, rozrywania końmi bogobojnych interpretatorów Ewangelii, grabienia bliźnich, uprowadzania niewolników, a mówiąc sumarycznie, nie ma tak wymyślnej zbrodni, której by nie dokonano pod auspicjami miłości oraz bojaźni Bożej.


"Dzienniki gwiazdowe"

LEM jest to skrót nazwy LUNAR EXCURSION MODULE, czyli eskploracyjnego pojemnika księżycowego, który był budowany w USA w ramach "Projektu Apollo" (pierwszego lądowania na księżycu). LEM był wprawdzie zaopatrzony w mały móżdżek (elektronowy), urządzenie to służyło jednak wąskim celm nawigacyjnym i nie mogłoby napisać ani jednego sensownego zdania. O żadnym innym LEMie nic nie wiadomo.


"Świat na krawędzi"

Zwiastowanie i dzieworództwo? Może i było, ale powinna się w takim razie urodzić dziewczynka, skoro brakło męskiego chromosomu.

Najłatwiej oczywiście zwalić wszystko na diabła i powiedzieć, że to on osobiście jes odpowiedzialny, że zło wstrzykiwane jest naszemu gatunkowi przez jakieś osobowe Belzebuby. Mnie się zdaje, że ono jednak siedzi w nas i że całkowicie go usunąć nigdy nie zdołamy.


"Pamiętnik znaleziony w wannie"

Ach, wielkość - jakże czcimy ją! Nawet łajno, byle zeń wznieść górę o szczycie tonącym w obłokach, wzbudza szacunek i nadłamuje z lekka kolana.


rożne

Poza tym, gdzie jest ten raj? I jaki on jest, chrześcijański? W Koranie jest powiedziane, że na umarłych czekają hurysy, które ich będą wachlować. Można więc sądzić, że wszyscy uciekaliby z raju chrześcijańskiego do raju muzułmańskiego, żeby przez całą wieczność czuć muśnięcia wachalrzy. Poza tym, co byśmy robili w raju z rękami, nogami, zębami, bo podobno ciała majązmartwychwstać? Czy dają tam lody?

Mądrość w tym cała, że wie, jak bardzo puszyć się nie warto, a gdy nie wie, to i żadną mądrością nie jest.

Kultura wysoka uległa takiemu rozprasowaniu, że staje się powoli płaskm omletem, który musi właściwie wszystkich zaspokoić. Dzieła sztuki nie mają tego do siebie, że rodzą się jak grzybki podlane deszczem przez noc. Być może jeszcze gdzieś w katakumbach kilku wariatów stara się coś sensownego wymyślić, ale to już ostatki. Wszystko przychodzi łatwiej: pisanie wierszy, bo nie ma w nich rymów, rytmów i nie ma sensu, tworzenie - bo wystarczy już zrobić kupkę na środku pokoju i niektórzy uznają, że mamy do czynienia z dziełem sztuki. Śmierdzącym, ale jednak...

Nauka nad religią ma tę przewagę, że się myli, ale potrafi jednak swoje błędy skorygować, mimo, że fizycy wodzą się za łby.

Wogóle tak zwane rozbieranie wierszy przypomina mi rozbieranie takiej pani, która w miarę, jak się z niej zdejmuje kolejno odzież, staje się coraz mniej urocza...

Wyznań jest wiele, ale każde chce udowodnić, że jest jedyne.

Kościół dziwnie często przez całe dekady sekundował antysemitom. Wie pan, tezy w rodzaju "Żydzi zamordowali Pana Jezusa" na pewno nie służą pojednaniu. Kiedyś widziałem program telewizyjny, w którym padło pytanie: "Jakiej narodowości był Jezus?". Wie pan, jaka była odpowiedź? "Polak". Poważnie! Matka Boska - jak wiadomo - była Żydówką, a mimo to jej wizerunek nosił w klapie antysemita Wałęsa.

Teoretycznie, gdyby człowiek był czworonogiem, to może by się lepiej utrzymywał na ziemi, nawet gdyby się napił. Ale nie ma co się zastanawiać nad tym, bo mamy dwie nogi i koniec.

Tego, co jeden idiota nabredzi, nawet czterdziestu mędrców nie naprawi.


i na koniec

Istnieją, jak wiadomo, książki, które lubimy i szanujemy, takie, które lubimy, ale których nie szanujemy, takie, które szanujemy, ale których nie lubimy, oraz na koniec zarówno nielubiane i nieszanowane.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2915
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: Sznajper 28.03.2006 07:42 napisał(a):
Odpowiedź na: "Cyberiada" Przez dwa ... | Sznajper
Wczoraj umarł Stanisław Lem...

" mój osobisty pogląd jest taki: w niezmiernej gwiazdowej pustce nagle zjawia się maleńki, wręcz mikroskopijny przebłysk świadomości – mojej albo pańskiej, albo mrówki czy jakiegoś ptaszka – a potem, gdy kończy się życie, on gaśnie i dalej trwa ta niezmierzona nicość. Wydaje mi się, że warto, aby ta świadomość zabłysła."
Stanisław Lem
Użytkownik: VERA25 28.12.2023 21:56 napisał(a):
Odpowiedź na: "Cyberiada" Przez dwa ... | Sznajper
Wyraz „Żydówa” brzmi prostacko, zatem po cóż wklejać taki cytat ?
Użytkownik: reniferze 29.12.2023 09:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyraz „Żydówa” brzmi pros... | VERA25
Po pierwsze, nie wiem, czy to nie literówka, bo nie mam teraz dostępu do oryginału.
Po drugie, nawet jeśli w tekście jest "Żydówa", to może chodzi o treść całego cytatu, a nie to jedno słowo? O to, że cytat daje do myślenia?
Użytkownik: Sznajper 29.12.2023 14:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Wyraz „Żydówa” brzmi pros... | VERA25
Literówka, albo wadliwa autokorekta. Już poprawione.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: