"Jesteśmy psami Ameryki. Teraz każda odmiana człowieka ma swoją nazwę własną, tylko my z jakiegoś powodu nie. Wsiury, rednecki, bez dużej litery."[464/5]
Ponieważ niezbyt po drodze mi z Dickensem, dlatego czytając
Demon Copperhead (
Kingsolver Barbara)
ani nie wiedziałem, czego się spodziewać, ani nie byłem w stanie porównać nagrodzonej Pulitzerem powieści z tą, która została opowiedziana na nowo (retelling?):
Dawid Copperfield (
Dickens Charles (Dickens Karol))
. Zachęciła mnie arcyciekawym opisem, szczególnie:
"Demon opisuje własnym, bezlitośnie szczerym głosem problemy współczesnego świata, doświadczenia opieki zastępczej, pracę dzieci, zaniedbane szkoły, sukcesy sportowe, uzależnienia, zgubne miłości i druzgocące straty. Jednocześnie musi zmierzyć się z tym, że sam pozostaje niewidzialny w kulturze popularnej, bo nawet superbohaterowie opuścili prowincję i wolą wielkie miasta."
Demon żyje w świecie współczesnych amerykańskich demonów, o których niełatwo usłyszeć w natłoku kłótni o #BLM, imigrantów meksykańskich czy "problemów pierwszego świata" w postaci kałszkwałów nt. genderu, transfobii, wojny płci (nieistniejących na lewacki bądź prawacki sposób) i idei. Ojciec umiera nim on się pojawia na świecie, matka jest alkoholiczką, później wiąże się z przemocowym facetem, zaplątanym w szemrane interesy, dalej zaś koleje losu rzucają Demona po różnych pieczach zastępczych, gdzie dzieci i młodzież traktuje się głównie jako tanią siłę roboczą, worki treningowe a w najlepszym przypadku sposób na "zarobienie" świadczenia społecznego. Nie chcę zdradzać zbyt wiele: Demon dąży nieustannie mimo przeciwności do poprawy swego dobrostanu, wrodzone poczucie humoru (bardzo cenne w książce! męczy mnie niesłychanie sztuczne pompowanie fabuły nadmiarem nieszczęść, niektórzy współcześni autorzy zdają się nie znosić swoich bohaterów i zwyczajnie znęcają się nad nimi na kartach swej twórczości) pomaga mu podnosić się po ciosach od losu, spotyka miłość – ale i wpada w szpony epidemii lekomanii, tego najgorszego z współczesnych demonów Ameryki (oksy, fentanyl i inne). Jest to wszystko pisane bardzo potoczyście, powieść wciąga, a autorka sprawnie porusza się tak po świecie komiksu, młodzieży, jak i adekwatnego języka. I wszystko to, unikając "czytadłowości"!
Podobno Kingsolver wzięła na warsztat
Małe życie (
Yanagihara Hanya)
, tylko "tym razem napisała to dobrze". Ja jednak miałem po kolei skojarzenia z
Elegia dla bidoków (
Vance J. D. (Vance James David))
(biała biedota, głęboka prowincja, ambitny bohater), dalej troszkę
Nazywam się Charlotte Simmons (
Wolfe Tom)
(ale na wcześniejszym etapie edukacji), po czym
Requiem dla snu (
Selby Hubert Jr)
zajęło drugą połowę powieści, choć (niestety) końcówka zepsuła lekko książkę, gdyż zaczęła zbliżać się w stronę
Flagg Fannie (właśc. Neal Patricia) (lubię bardzo tę autorkę, ale nastrój w całym "Demonie" był zgoła inny).
Pora na kilka znamiennych fragmentów z moim komentarzem:
"Jedyne, na co wciąż mogłem liczyć, to bycie debilem. Teraz miałem zniszczyć to, co zostało z Demona, i zostać mądry. Czy wciąż będę sobą?"[263]
Ależ piękne "zaoranie" tego dziwacznego poppsychologicznego wymagania, by "być sobą"! Nie warto tkwić w "sobie" niewartościowym, należy się zmieniać, pracować nad sobą, dążyć do bycia lepszym na różnych poziomach czy w różnych sferach, a dopiero potem prezentować to, jako zupełnie nowe "bycie sobą"! "Teraz jestem lepszym sobą".
"Mówią, że nikt tak po człowieku nie jeździ, jak on sam. Ale inni bynajmniej nas nie oszczędzają. Ci wszyscy ludzie, wegetarianie i tak dalej, co chcą równego traktowania różnych ras i gejów, to spoko, jestem za. Zgadzam się z tym. Ale czy komuś przyjdzie do głowy, żeby nas też sprawiedliwie traktować? Nie, nie przyjdzie. Skąd to wiem? Z telewizji. Kanał komediowy jest taki śmieszny, że aż ma się ochotę otworzyć szafkę z bronią i strzelić sobie w łeb. Czy im naprawdę się wydaje, że jesteśmy bezmózgami i posuwamy zwierzęta, nie mamy nawet kablówki?" [354/5]
Przytyk do hipokryzji społeczeństwa, niedostrzegającego wykluczenia tych, których wykluczenie nie jest tak nośne medialnie. Czy w Polsce nie jest podobnie? Obśmiewanie "madek", "julek", "katoli", "moherów", "januszy", rolników itp.
"Brakowało rąk do pracy. Większość dzieciaków w hrabstwie chodziła wiecznie nawalona, więc ci nieliczni farmerzy, którzy wciąż uprawiali tu ziemię, musieli porządnie się naszukać, żeby pozyskać przyzwoite siły do ciężkiej roboty. Te siły docierały do nas głównie przez granicę z Meksykiem. Razem z heroiną." [527]
Epidemia lekomanii i narkomanii w USA jest koszmarna, zombie naćpane fentanylem, kartele wyciągające macki z Ameryki Płd., lęk przed najmniejszym bólem czy cierpieniem (także egzystencjalnym), tabletka na wszystko – a społeczeństwo umiera… Straszny obraz, choć "Demon…" chce pozostawić nadzieję.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.