Jak się czuje człowiek z 14 tysiącami książek?
Przygnieciony szczęściem.
Ile lat trzeba zbierać książki, żeby zgromadzić aż 14 tysięcy?
Kilkadziesiąt, jeśli to mają być TWOJE książki. Każdej trzeba poświęcić kilka do kilkuset godzin czasu.
Kiedy i jak się zaczęła twoja pasja?
Czytelniczą wyssałem z mlekiem matki, bibliomańską Bozia dała od czasu, kiedy moje zarobki przekroczyły kwotę zapewniającą biologiczne przetrwanie.
Jak ci się udawało zdobywać książki w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych? Miałeś znajomości w księgarniach?
Byłem niezłym klientem, kupowałem określone książki, a nie modne książki.
Skąd dowiadywałeś się o nowościach?
Z prasy, z zapowiedzi wydawniczych, z wizyt w księgarniach.
Ja osobiście*.
Ile niezjedzonych śniadań i obiadów cię to kosztowało?
W sumie, w ciągu 10 lat mojej kawalerskiej wolności i niezależności głodówka trwała na pewno co najmniej rok.
Ciekawe, kiedy byłem na tzw. wstępnym stażu pracy i zarabiałem bardzo mało,
przeważnie nie głodowałem, ot, czasem wypadał obiadek, częściej kolacja.
Kiedy oddawałeś się swojej pasji czytelniczej? Praca, szkoła, rodzina... właśnie, czy rodzina nie czuła się zaniedbana?
Czytałem w chwilach wolnych od zajęć towarzyskich i społecznych, na czytanie pozwalała mi też praca: obsługa ciągłych procesów chemicznych. W domu synowie nasi były naszym priorytetem, potem dopiero były książki.
Żona miała ze mną nieco kłopotów, ja z nią też. W pierwszych latach małżeństwa ograniczyła mi nawet znacząco zakupy i potem musiałem ganiać po antykwariatach. Uważała, że czytam książki, których normalni ludzie nie czytają.
A jakie to książki?
Różne takie: o wolności, moralności, sensach i nonsensach. Uważała, że to książki dla filozofów, a nie dla roboli. Miała swoje racje: po jakie licho robolowi jakiś tam Radhakrisznan czy „Dzieje i kultura Azji Centralnej”.
Żona nie czytała razem z tobą, jak w książkach Pruszkowskiej?
Nie było wspólnego czytania, poza czytaniem bajek synom, kiedy synowie podrośli, woleli telewizję niż książki, tym niemniej coś tam poczytali. Z młodszym synem, który miał rodziców znacznie mądrzejszych niż starszy, poczytałem nieco lektur spoza szkolnego kanonu.
Lustracja księgozbioru. Specjaliści z Biblioteki PAN stoją frontem do encyklopedii i słowników, tyłem do sztuki, po prawej mają religioznawstwo.
Informacji sympatycznym lustratorkom udziela stojąca na tle religioznawstwa nie mniej sympatyczna, do tego świetna bibliotekarka, Dorota Kaczmarek, kierowniczka biblioteki.
Czy twoja biblioteka to zbiór tematyczny? Czy jakaś tematyka dominuje?
Zbiór wielotematyczny. Zaczynało się od literatury pięknej, albumów i książek o historii i kulturze ojczystej.
Potem przyszedł kryzys światopoglądowy i zaczęło się gorączkowe poszukiwanie prawdy: religia, religioznawstwo, filozofia, socjologia, dzieje powszechne, oświata i wychowanie.
Czy zbierałeś książki według jakiegoś klucza, czy kupowałeś po prostu wszystko, co cię interesowało?
Kluczem były moje aktualne zainteresowania i „fuksy”, trafiały się okazje, których nie można było nie wykorzystać. Tym sposobem gromadziłem np. bibliotekę klasyków filozofii. Do niektórych moich zakupów dojrzałem, do niektórych nie zdążę dojrzeć.
Biblioteka moja jest znacznie mądrzejsza ode mnie.
Jak Ci się udało przechować tak imponujący księgozbiór? Słyszałam fantastyczne historie o zaprzyjaźnionej sąsiadce, która część książek przyjęła pod swój dach.
Zawsze staram się udawać przyzwoitego gościa, zawsze udawało mi się trafiać na podobnych sąsiadów, i w hotelach robotniczych, i w mieszkaniach rodzinnych. Państwo Gierczykowie z naprzeciwka, czytelnicy książek, są tego przykładem.
A umieszczenie książek u państwa Gierczyków to był twój pomysł, czy sami zaproponowali?
Sami. Kiedy żona moja skarżyła się, że w domu nie ma już czym oddychać. Swoją „filię” mieli przez kilkanaście lat, przyjąłem ją na krótko, wraz ich kwiatami, kiedy remontowali mieszkanie.
Socjologia z prawej i ciut ceramówek na wprost.
Jak sobie dajesz radę logistycznie? Posiadasz katalog, spis, inwentarz? Czy jesteś w stanie odnaleźć potrzebną ci książkę, czy tak jak Maria Janion szybciej ją wypożyczysz, niż znajdziesz we własnym księgozbiorze?
Kiedy objawiły się pecety na ludzką kieszeń, zainwestowaliśmy w taką maszynę
i zrobiliśmy sobie w domu kurs komputerowy. Oprócz oswojenia chłopców z komputerami miał on być użyty do skatalogowania księgozbioru. I został użyty.
Najpierw zrobiłem to w Excelu, ale młody Excel obsługiwała bazy danych do 12 tys. rekordów, musiałem poznać Accesa i kontynuować katalogowanie w Accesie.
Ta mnogość rekordów wynika z tego, że co ważniejsze prace zbiorowe rozpisałem na drobne, to samo zrobiłem z czasopismem religioznawczym „Euhemer”. Od tego czasu w zasadzie panuję nad księgozbiorem, ale nie zawsze, kiedy zalegał w mieszkaniach, było to sprawą prostą.
Czy są tam jakieś szczególne pozycje, ważne dla ciebie wyjątkowo?
Bajki LaFontaine’a, Brzozowski, Mochnacki, Stachniuk, Szczepanowski, de Tocqueville, Weber, Norwid, de Custine, Hercen, Gombrich, „Wzory kultury” (Ruth Benedict), „Rodowody niepokornych”, „Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują”, „Dzieje głupoty w Polsce”, „Sprawy Polaków”, „Historia wiedzy” (van Doren), Hieronim Bosch.
Janku, czy to już koniec twojej książkowej pasji? Nie będziesz już gromadził książek?
To się chyba nie da zrobić, biblioteka ma sporo braków, największy – to Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego, nieco klasyków filozofii, pedagogiki, ekonomii, prawa, sporo pamiętników polskich dwu ostatnich wieków, parę ceramówek, książki nowych myślicieli i wizjonerów – ktoś to przecie musi uzupełnić. Ostatnio widziałem w księgarni dwutomową antologię tekstów współczesnych socjologów, około 1500 stron i cena ponad 100 złotych.
Dublety.
A może nowe książki będziesz oddawał powstającej bibliotece?
Zgadłaś. W ciągu dwu lat dokupiłem przeszło tysiąc książek, pod zainteresowania własne, sporo pod potrzeby studentów.
Nie zatrzymałeś sobie w domu żadnych książek, nawet ukochanych? Nie wierzę!
Słusznie nie wierzysz. Te, co wyliczyłem wcześniej, w większości dublety, mam w zasięgu ręki:
Bajki la Fontaine’a, Brzozowski, Mochnacki, Stachniuk, „Rodowody niepokornych”
i „Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują”, „Dzieje głupoty w Polsce”, „Historia wiedzy” (van Doren), Hieronim Bosh, de Tocqueville, Weber, Norwid, de Custine, Hercen, Gombrich, Aron, „Wzory kultury” (Ruth Benedict), historia myśli ekonomicznej, socjologicznej.
Nie mam chyba książek ukochanych, a raczej książki WAŻNE. Do ulubionych mogę zaliczyć chyba albumy, ale tu następuje dość szybka rotacja ulubieńców, bywają nawroty. Mogę sobie jednak wyobrazić, że tych książek nie będzie w domu, mogę je po prostu wypożyczać, tak jak wypożyczałem z GWSA.
Jak to się stało, że księgozbiór trafił do Gdańskiej Wyższej Szkoły Administracji i dlaczego nie może tam zostać?
Zbieg okoliczności – Szkoła potrzebowała księgozbioru akurat wtedy, gdy ja szukałem dla niego sensownego sposobu zagospodarowania. Teraz szkoła dorobiła się już niezłego własnego księgozbioru, z mojego zrezygnowała. Rezygnację szkoły przyjąłem do wiadomości, o motywy nie pytałem i nie dociekałem ich. Księgozbiór mój mógł być tam wykorzystany zaledwie w 10-20 procentach. Szkoła nie znalazła sposobu na udostępnienie książek społeczności lokalnej, nie była tym zainteresowana.
Gdzie jest teraz księgozbiór i kiedy będzie można z niego korzystać?
Na koniec roku 2006: 7 tys. woluminów już w 152 kartonach, około 6 tys. w regałach w Gdańskiej Wyższej Szkole Administracji, po Nowym Roku dalszy ciąg pakowania. Obawiam się, że w tym roku akademickim księgozbiór będzie się marnował, nie ma zainteresowania nim. Dla osób urzędowych i urzędujących moja oferta jest problemem, bez którego byłoby o jeden kłopot mniej.
Urząd Prezydenta Gdańska obiecał nam po zarejestrowaniu Stowarzyszenia stosowny lokal. Co najmniej jedna osoba urzędująca myśli kategoriami gospodarza, który zdaje sobie sprawę, że zmarnowanie zbioru byłoby grzechem.
Ostemplowano.
Skąd pomysł założenia stowarzyszenia? Jakie są jego cele statutowe?
Biblioteka mnie przerosła, jest nie do skonsumowania przeze mnie ani przez moją rodzinę. Aby z niej zrobić użytek, jakiego jest godna, musi się nią zająć grono osób o odpowiednich kwalifikacjach, znających jej merytoryczną zawartość i wartość.
Chciałbym, by księgozbiór stał się ośrodkiem skupienia ludzi różnych opcji politycznych i światopoglądowych, którzy potrafią działać wspólnie dla wspólnego dobra: aktywizować ludzi i jednoczyć ich wokół wspólnych celów.
Statystyka daje mi około 10 lat aktywnego życia, ile da Bozia – nie wiem. Chcę ten czas przeznaczyć wraz z innymi ludźmi dobrej woli na naprawianie i upiększanie okolicznego świata - właśnie na bazie tej skarbnicy narodowych ludzkich idei.
Biblioteka stanowi pewną wartość materialną, ale jej wartość jako skatalogowanego
w miarę spójnego zbioru jest nieporównywalnie większa. Grono fachowców powinno,
biorąc pod uwagę społeczne potrzeby, wprowadzić pewną specjalizację i rozwijać go.
Czy do stowarzyszenia może się zapisać każdy? Czego mu potrzeba, poza – oczywiście – środkami, co mógłby zrobić przeciętny człowiek?
Stowarzyszenie jest otwarte dla wszystkich, którzy mają interes w tym, by opłacić składkę lub poświęcić jakąś część swego czasu wolnego po to, by uzyskać dostęp do 14 tysięcy książek i iluś tam tysięcy reprodukcji dzieł sztuki.
Stowarzyszenie będzie prowadzić działalność gospodarczą: biblioteka, przy niej księgarnia i antykwariat; będą organizowane kursy i imprezy. Pomysł świetny, ale jak to będzie wyglądało w praktyce? Zdradź coś, proszę.
Sprawą numer jeden jest uruchomienie biblioteki i zabezpieczenie warunków jej funkcjonowania. Społeczne zapotrzebowanie i pomysłowość stowarzyszonych zadecydują o reszcie. Takie będzie Stowarzyszenie, jakiego będą godni jego członkowie.
Szukamy około 20 osób, członków założycieli Stowarzyszenia, które poświęcą swój czas i energię na stworzenie nowej instytucji kulturalnej, która da im pracę i szanse rozwoju albo (i) satysfakcję. Może to być instytucja – NASZE dzieło NASZYCH marzeń.
Jeśli jest ktoś, kto nie ma czasu, a ma pieniądze lub inne możliwości wsparcia inicjatywy – witamy serdecznie wspierających i ich środki.
Moja żona i Natasza z Petersburga, plecami do Polski dziejów najnowszych.
Na jakiej zasadzie będzie działać biblioteka przy stowarzyszeniu? Czy będzie ją utrzymywać księgarnia, czy abonament albo opłata za wypożyczenie?
Składka członkowska członków indywidualnych i zbiorowych (szkoły, inne instytucje),
i działalność gospodarcza winna zapewnić bibliotece trwanie i rozwój. Sponsorzy też mile widziani.
Potrzeba dużych pomieszczeń, solidnych regałów, kogoś, kto uczciwie i z sercem zaopiekowałby się księgozbiorem, potrzeba bibliotekarza, który znałby księgozbiór i umiałby się w nim poruszać – czy już ktoś taki jest?
Są na rynku pracy osoby, które mogą prowadzić i organizować księgarnię, antykwariat i bibliotekę, ale ciągle mało nas w gronie inicjującym. Na początku jest potrzebny olbrzymi wysiłek organizacyjny. I środki! Ja dysponuję tylko księgozbiorem i pomysłem. Wierzę, że miasto nas nie zawiedzie. Oglądałem dobrą i żywą filię Biblioteki Wojewódzkiej na ulicy Mariackiej, mój księgozbiór może z nią konkurować. Włodarze Gdańska najwyraźniej to doceniają.
Opinia, jaką otrzymał mój księgozbiór po lustracji przez ekspertów z Biblioteki PAN, jest laurką. Katalog jest co prawda amatorski i słusznym zdaniem ekspertów wymaga dopracowania, ale biblioteka szkolna pracuje na nim już trzeci rok na chwałę bożą, ku pożytkowi studentów i wykładowców.
Aby’emu Warburgowi udało się kiedyś stworzyć instytut naukowy wokół swojego księgozbioru. Tego samego życzę tobie, sobie i wszystkim, którym twój księgozbiór może się przydać.
Ja nie jestem w stanie tego dokonać, brak mi tzw. obycia, nie rozmawiam w językach zagranicznych, nie znam się na interesach.
Dla ludzi z klasą, którzy zechcą się stowarzyszyć, by wspólnie stworzyć DZIEŁO...
Dla ludzi z kasą, którzy zechcą się stowarzyszyć, by wspólnie stworzyć DZIEŁO...
Dla ludzi z KLASĄ I KASĄ zrobienie czegoś wspaniałego na bazie świetnego księgozbioru – to może być wspaniała zabawa.
* Podpisy pod zdjęciami – Jan Urbanik.
Wszystkie zdjęcia z archiwum Jana.
Żal duszę ściska.
---------------------------------------
Podziękowania od Jana:
Fragment tekstu podziękowania dla ludzi, którzy mi towarzyszyli od początku drogi:
Nazajutrz po niespodziance w Domu Sztuki na Stogach odbywała się promocja książki Waldemara Nocnego o „wyspie” Stogi, która zgromadziła liczne grono zainteresowanych – i temu gronu złożyłem ofertę oddania księgozbioru do publicznego użytku. Zainteresowała się ofertą jedna osoba: p. Helena Chmielowiec, asystentka prezydenta Pawła Adamowicza, która obiecała pomoc miasta w uruchomieniu biblioteki. (...)
Oto Pani Helena wyłuskana z grona obecnych na promocji książki o Stogach.
O wsparcie inicjatywy poprosiłem też p. Barbarę Wierzbicką, współwłaścicielkę księgarni „Ossolineum”...
Basia Wierzbicka na tle ossolińskich regałów.
(Basia, z domu Brzozowska!)
... i p. Krzysztofa Stawiarza, kierownika księgarni PWN, których klientem byłem od lat, i których ceniłem za przyzwoitość, wiedzę, kulturę, pracowitość.
Oboje służyli mi radą i wsparciem i kiedy nie udała się pierwsza próba zlokalizowania biblioteki na Stogach, wspólnie doszliśmy do wniosku, że należy zorganizować Stowarzyszenie, które powoła bibliotekę do życia, będzie jej patronować i rozwinie przy niej działalność społecznie użyteczną. Projekt statutu jest naszym wspólnym dziełem.
Krzysztof złapany na spacerze ze swymi pannami,
tło osadziłem nagietkami, żeby podlizać się dziewczynom.
Jest jeszcze czwarta osoba, Gabrysia Kosicka, pani od angielskiego i od wodzenia po Trójmieście różnych premierów, prezydentów i innych ważnych gości.
Gdyby nie wsparcie tych osób i ludzi z ich kręgów, zapewne dawno już księgozbiór mój wylądowałby w antykwariacie, a ja kończyłbym przepijanie otrzymanej należności.
Dodatek ten słusznie się należy osobom w nim wymienionym.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.