Dodany: 23.06.2006 22:02|Autor: RedDragon

"Wybrańcy Jednorożca", czyli mogło się udać...


Kiedy znudzona wodziłam wzrokiem po tytułach książek w szkolnej bibliotece, natknęłam się na "Wybrańców Jednorożca". Po dotarciu do domu ten tytuł towarzyszył mi przez resztę wieczoru. Zachęciła mnie nota na okładce: jednorożce, psi bohaterowie, wspaniałe przygody, wspaniały debiut młodej autorki... Po przeczytaniu owej powieści pokręciłam wolno głową, zagapiłam się w jeden punkt na suficie i popadłam w zamyślenie. A myślami, które napłynęły pod moją pobielałą czaszkę, podzielę się tutaj.

Dla orientacji powiem co nieco o fabule. Akcja zaczyna się w Dogstar, gdzie mieszkają psy, które, poza rasą, są niemal jak człowiek: potrafią mówić, mają własne charaktery i osobowości, a także tworzą społeczeństwo. Istnieje przepowiednia, która mówi o Wybrańcach Jednorożca. Będą oni szczeniakami, jednak wyróżnią się sprytem i odwagą. Jednak po co oni? Ano, rzekomo Dogstar ma ulec czemuś na kształt Apokalipsy - spadające kamienie, fala ognia itp. Wtedy ci Wybrani ocalą szczeniaki (dorośli zginą w płomieniach) i wyruszą naprzeciw przeznaczeniu...

Główny bohater, Haker, jest nieszczęśliwym szczeniakiem. Ma podłych rodziców, i, co za tym idzie, nieszczęśliwe dzieciństwo. Z tego powodu wymyka się często nad jezioro, gdzie bawi się ze swym przyjacielem Chuckiem. Często wspomina przepowiednię. Pewnego wieczoru budzi się i zdaje sobie sprawę, że całe miasto stoi w ogniu... Łącznie z jego domem. Udaje mu się uciec i wraz z Chuckiem ratuje szczeniaki od śmierci. Po Apokalipsie, kiedy wszystko się uspokaja, Haker zostaje obdarowany Medalionem Jednorożca, a jego przyjaciel Pierścieniem Jednorożca. Wszyscy są zachwyceni, z wyjątkiem trzech osobników zwanych Matt, Dasty i Dora. Odłączają się oni od grupy i postanawiają rozpocząć poszukiwanie Góry Prawdy na własną łapę. Haker wyrusza, by odnaleźć Kamień Prawdy i spełnić przepowiednię...

Tak przedstawia się fabuła. A co z wykonaniem? No cóż...

Przykro mi mówić, ale książka jest ogólnie bardzo słaba. Często powtarza się kilka schematów, chociażby: "Wielki i Wspaniały Haker Rzuca Się Na Wielkiego Złego". Albo motyw chodzenia po górach. Ciągle wyskakuje przed naszymi bohaterami wielka góra nie do przebycia czy coś takiego.

Na pochwałę nie zasługuje również sama konstrukcja postaci. Autorka zupełnie nie wykorzystała tego, że jej bohaterowie to psy. Równie dobrze mogłyby to być zwykłe dzieci. Nie korzystają ze swego psiego węchu, mimo wielodniowych wędrówek nie mają problemu pcheł, jedzą owoce... Jedyne, co wskazuje na to, że to psiaki, to to, że coś czasem robią łapkami albo wspomną, że je owe łapki bolą. Poza tym charaktery są do bólu płytkie. Bohaterski Haker, oddany i wierny Chuckie, zły rywal Matt i jego przygłupi i leniwi współtowarzysze, małe i nieco głupiutkie pieski towarzyszące głównemu bohaterowi... Dziwią mnie też niektóre ich zachowania. Chociażby taki Matt. Wdał się na początku książki w bójkę z Hakerem o prawdziwość artefaktów. Jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby ktokolwiek tak wygarniał komuś, kto mu właśnie uratował życie. Haker z kolei, mimo tego, że jest zwykłym psem, bez specjalnych zdolności, ma siłę przenieść inne szczeniaki do jeziora, chociaż inne psy mdlały, słabły i padały jak muchy. Dobra, nie będę was męczyć, to już ostatni przykład, obiecuję. Któregoś z psiaków dopada nagle wielki smutek i depresja, że "nigdy nam się nie uda, a ja nie dam rady". Jeżeli tylko zobaczycie takie zdanie, możecie być pewni, że Haker rzuci zaraz jakieś motywujące hasło, psiak otrze łezki i już będzie szczęśliwy i radosny jak rzodkiewka na wiosnę. To nie był sarkazm.

Co do akcji: jest po prostu - no, nie mogę inaczej powiedzieć - jest po prostu NUDNA. Jest schematyczna, zupełnie nieinteresująca, naiwna, do bólu przewidywalna. Autorka nie była w stanie zbudować klimatu. Opis miejsca czy postaci to trzy, cztery przymiotniki. Żadnych szerszych opisów, dlatego przydaje się spora wyobraźnia do łatania luk. Spa-aa-ać...

I jeszcze coś, co zadało mi spory ból - sam sposób pisania. Jestem korektorką w gazetce szkolnej, więc wiem, co mówię. Słownictwo jest ubogie, oko razi zwłaszcza ilość powtórzeń. Na przykład walka z gigantycznym wężem. Ciągle było wąż, wąż, wąż. Bardzo to mnie męczyło. Przecież można wyraz ów zastąpić, przykładowo: gadem, potworem, stworem, kreaturą, gadziną. A jeżeli się nie zna słowa zastępczego, można zawsze poświęcić te parę minut i zajrzeć do słownika, ewentualnie wpisać w Wordzie słowo i komputer zaraz coś nam znajdzie. Jak już wspomniałam, nie ma opisów, co w sporej mierze przyczynia się do tego, że i akcja, i fabuła, i nawet same postacie są ubogie i pozbawione tego "czegoś".

Podsumowując: nie polecam. Zwłaszcza osobom starszym i obytym z książkami. No, chyba że macie kiepski humor czy depresję twórczą - można się pośmiać i dowartościować. Książka chyba najbardziej spodoba się trzecioklasistom. Taka prawda. Zamysł dobry, wykonanie kiepskie. Te wszystkie "ochy" i "achy" to tani chwyt reklamowy wydawcy. Rozumiem, że Autorka jest młoda, książkę zaczęła w wieku 11 lat, ale nie powinna się tak wcześnie wychylać z wydawaniem swego dzieła. Sama dużo piszę i porównując swe teksty z dnia dzisiejszego z tymi sprzed dwóch lat widzę, jak bardzo zmienił się mój język, światopogląd i styl pisania.

I coś na koniec. Kiedy zaczęłam pisać tę recenzję, moja 17-letnia siostra zajrzała mi za ramię. "O ludu..." - powiedziała - "Pamiętam tę książkę. Tragedia, dno i metr mułu zmieszanego ze żwirem". No cóż, chyba miała rację...

Książka otrzymuje ode mnie ocenę 1. Przykro mi.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5211
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: renya 05.07.2006 12:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy znudzona wodziłam w... | RedDragon
Droga Kazik-chan. W zupełności zgadzam się z Twoim stwierdzeniem, że nie powinno się zbyt "wczesnie wychylać z wydawaniem swego dzieła". Ja też piszę i patrząc na to, co wychodziło spod pióra w wieku 13 lat, jest jakby szkicem tego co zaczyna być dziś. Co do powieści Karoliny Romanow jeszcze nie mogę się wypowiedzieć, ale juz za niedługo (mam nadzieję), ksiażka wpadnie w moje ręce i wtedy dodam swoja opinię. Pozdrawiam!
Użytkownik: Sokolica 31.01.2007 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Kiedy znudzona wodziłam w... | RedDragon
Osobiście książka Karoliny jest SUPER!!! Nie jest to typowe, bo psów wprost nie nawidzę, a książkę przeczytałam 3 razy. Jak kto nie czytał niech żałuje. Nie ma jak czysta polska książka. Nie to co Harry Potter. Ale i on jest (przyznaje) też dość ciekawy. Książkę polecam wszystkim. Autorka "Wybrańców jednorożca" mieszka nie daleko mnie, ale nie za dobrze się znamy. (jak to inni mówią, tylko z widzenia) To ona otworzyła mi oczy, i dzięki niej zaczełam pisać swoją powieść. Naprawdę! Książka warta przeczytania.
Użytkownik: Mick 06.03.2007 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Osobiście książka Karolin... | Sokolica
Zgadzam sie z tobą. Nikt nie bierze pod uwagę, że ksiązkę autorka pisała mając 11 lat.Skoro wydawca ją wydał zapewne dostrzegł jej atuty.Co do jezyka. Z tego co wiem to wydacy robią korekty treści. Skoro pozostawił taką treść, być może właśnie język młodej autorki uznał za atut.Poza tym nie zapominajmy, że to książka dla dzieci i pod takim kontem należy ją oceniać. Czytałem ostatnio wywiad z autorka. Bardzo spodobało mi się porównanie krainy jednorożca do której podążają bohaterowie z celami jaki każdy z nas wyznacza sobie w zyciu.Przesłanie tej książki mówi własnie o tym, że nie należy się poddawać dażąc do celu.Każdą ksiązkę jedni oceniają dobrze inni gorzej.W wybrańcach nie ma przemocy To książka o przyjazni. Mnie się podoba.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: