ilość bez przekładu na jakość
W rodzinie uchodzę za osobę, która czyta duużo książek. Nie wszyscy są wstanie uwierzyć, że aż tak dużo, ale to już jest ich jakby osobista sprawa.
Ostatnio całkiem przypadkiem wdałam się w "literacką" dyskusję z jedną z moich cioć... Z ciocią która chciała zaimponować mi ilością przeczytanych pozycji - sztuk czterdzieści przez rok! Uszy moje na ów dźwięk oklapły ze zdziwienia i radości zarazem i choć wynik był praktycznie (ponad) dwa razy mniejszy od mojego naprawdę ucieszyłam się bo oto wyszło na jaw, że jest w mojej rodzinie ktoś równie zafascynowany tym innym światem, jakim dla mnie jest książka.
Idąc za ciosem zapytałam więc ciocię co najbardziej lubi czytać. "Kryminały" - padła dość konkretna odpowiedź. O to świetnie pomyślałam, też lubię, drążę więc dalej. "A co ciocia mogłaby mi polecić?" - pytam z ciekawością. "No kryminały" - odpowiada z lekką irytacją. "No a co ciocia ostatnio ciekawego czytała?" - usiłuję zagaić z innej strony. Ciocia nie pamięta. Spytałam więc co TERAZ ciocia czyta. "Kryminał" - ożywiła się nieco - po czym dodała "Jestem już prawie przy końcu". Super pomyślałam sobie i zapytałam o treść... potem o autora... a potem o tytuł... Bez skutku. Ciocia nie wiedziała.
I zaprawdę powiadam Wam, że nie uwierzyłabym nikomu gdybym sama nie doświadczyła. Są na tym świecie ludzie, którzy czytają dużo, tylko po to, żeby czytać dużo i tym "dużo" błyszczeć w towarzystwie.
JA JESTEM ZNIESMACZONA
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.