Dodany: 04.11.2006 13:59|Autor: verdiana
To NIE jest "Kwietniowa czarownica"
„W zasadzie nie ma w tym nic dziwnego. Alicja przespała wiele nocy w domu Augusty i wie, że mieszkają w nim cienie. Niektóre z nich są zresztą jej własne: to w tym domu była kiedyś małą, pucołowatą dziewczynką na wakacjach i chudą nastolatką, która uciekła z domu. To tutaj którejś wiosny krwawiła w połogu, przysięgając, że nigdy więcej nie zbliży się do mężczyzny, i to tu, kilka lat później, odrzuciła na bok kołdrę, żeby złamać przysięgę. Od tamtej pory przez jej ciało przepłynęły dni, tygodnie, miesiące i lata, które stworzyły ją na nowo. Jednak na przekór wszystkim zmianom zachowała jedno, nigdy niewypowiedziane na głos przeświadczenie: zawsze wiedziała, że w domu Augusty skryły się głosy z całego stulecia, że długo leżały w kątach i zakamarkach, czekając na przyjście właściwego czasu. Czasu opowieści”[1].
Nie wiem, naprawdę nie wiem, co napisać o tej książce, więc będzie – jak zwykle – osobista opinia przyprawiona garścią wrażeń, a nie recenzja. Od razu powiem, że tę książkę trzeba przeczytać – tak jak wszystkie inne tej pisarki. Axelsson zdaje się nie być w stanie napisać choćby jednej słabszej książki. One wszystkie są mocne, wszystkie zmuszają do myślenia i refleksji, bo też wszystkie pisane są dla ludzi myślących i czujących, nie dla automatów. A potem tkwią w czytelniku jak zadra, długo.
Ale zanim się zacznie lekturę, trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że to NIE jest „Kwietniowa czarownica”. Żadna z wydanych w Polsce książek Axelsson „Kwietniowej czarownicy” nie dorównuje – o milimetr, o ułamek, o mikron obie (bo wyszły dwie) są słabsze. „Kwietniową czarownicą” Axelsson sama sobie wywindowała poprzeczkę i naprawdę trudno będzie jej sięgnąć ponownie. Muszę jednak przyznać, że niemal jej się to udaje. Niemal. Przez to „niemal” nie umiałam wczuć się w książkę przez jakieś 100 stron. Cały czas miałam pod skórą niejasny żal do Axelsson, że to nie jest „Kwietniowa czarownica” – i to jest jedyna wada „Domu Augusty”.
Po 100 stronach zaprzyjaźniłam się z tą książką i z jedną z bohaterek – z Andżeliką. Książka oczywiście ma bohaterek wiele. Axelsson podarowała nam historię przypominającą sagę rodzinną, z tą różnicą, że w tej sadze śledzimy losy prawie wyłącznie kobiet. Jeśli pojawiają się mężczyźni czy chłopcy, to albo nie są godni wspominania, albo są upośledzeni (tych pierwszych nie znosimy, tego drugiego – bo to jeden chłopiec – kochamy, bo wzbudza w nas uczucia opiekuńcze).
Zaskakujące jest to, że tytułowej Augusty prawie nie poznajemy. Nikt – także ona sama – nie wie, kim jest i jaka jest jej historia. Zjawia się znikąd i daje początek klanowi kobiet. Tych kobiet jest tyle, że straciłam rachubę, która jest czyją matką, ciotką, siostrą, córką... Ale to przestało mieć dla mnie znaczenie, kiedy pojawiła się Andżelika.
Andżelika ma 16 lat i radzi sobie sama. Jedyną podporą dla niej była Siri, wnuczka Augusty. Karina, matka dziewczynki, nienawidzi swojej córki, odkąd ta pojawiła się na świecie. Żeby mała nie płakała, naciągała jej na buzię czapkę. Żeby mieć spokój – ignorowała wołanie małej. Dlatego Andżelika „(...) jeszcze zanim zaczęła szkołę, stała się osobą o tak ostrych kantach, że ludzie, którzy wyciągali rękę, żeby ją pogłaskać, nagle czuli strach, że się pokaleczą, i cofali się”[2]. Dziewczynka traciła te ostre kanty jedynie dla Mikaela, swojego młodszego upośledzonego brata – i czytelnikowi udziela się jej czułość i troska wobec chłopca. Bo dla niego z kolei to siostra była podporą – jego też rodzice nienawidzili.
Wszystko, co w życiu ma Andżelika, jest jakieś... fałszywe. Miłość matki na pokaz. Miłość Kristoffera, jej chłopaka – dla seksu. Kristoffer pochodzi z tak zwanej dobrej rodziny, jego rodzice więc litują się nad dziewczynką i przygarniają ją, ale to też jest jakieś fałszywe, jakby robili to jedynie dla swojego dobrego samopoczucia, żeby mogli powiedzieć, że przygarnęli biedne dziecko. To „biedne dziecko” ląduje w końcu w objęciach „mężczyzny pachnącego oregano”, który mógłby być jej ojcem, ale jest ojcem jej koleżanki z klasy.
Andżelika nienawidzi siebie i swojego ciała, tak jak nienawidzi jej matka. Jedyne, co w sobie lubi, to długi koński ogon, który daje jej poczucie bezpieczeństwa. Jacy są mężczyźni w jej życiu? Jej ojciec, jak jej matka, nie chce jej. Bakcyl szantażuje ją, że za karę obetnie jej koński ogon. U Kristoffera próżno szukać miłości, on chce seksu. Mężczyzna pachnący oregano porzuca ją. Bezwarunkową miłość dostaje Andżelika jedynie od swojego niepełnosprawnego brata.
Historia tej dziewczynki mogła się skończyć w jedyny sposób, prawda?
Augusta przewija się w tej książce jak duch – niby jej nie ma, ale na wszystko ma wpływ. Patrzy z góry na swoje następczynie. Mimo to realizmu magicznego jest w tej książce mniej niż w innych. Mniej też jest poruszonych problemów społecznych, których nie brakowało w „Daleko od Niflheimu”, industrializm, bieda pojawiają się tylko szczątkowo. Mniej też skupia się Axelsson na poszczególnych jednostkach, czego nie widać w mojej opinii, bo ja z kolei skupiłam się na Andżelice. W „Domu Augusty” postaci, szczególnie kobiecych, jest wiele, trudno więc było skupić się na wszystkich.
Ponieważ to właśnie postać Andżeliki poruszyła mnie najbardziej, dla mnie jest to powieść o tym, jak być dzieckiem niechcianym i nienawidzonym przez rodziców, odtrąconym przez innych, puszczonym „samopas”, i o konsekwencjach tegoż... O tym, jak cały klan rodzinny, naprawdę spory, nie wystarczył, żeby temu dziecku pomóc, bo zamknął się w swojej skorupie obojętności. To książka o zerwanych więziach, a może bardziej – o braku tych więzi, bo one chyba nigdy nie istniały. Ale jednocześnie o tym, że nawet w takiej bezdennej otchłani samotności można kochać.
Jak wszystkie książki Axelsson, tak i ta napisana jest świetnie, stylem, jaki znamy z poprzednich. Sposób pisania tej autorki można by chyba rozpoznać, nawet nie znając jej nazwiska.
Trzeba jedynie pamiętać, że to NIE jest „Kwietniowa czarownica”.
---
[1] Majgull Axelsson, „Dom Augusty”, tłum. Katarzyna Tubylewicz, wyd. WAB 2006, s. 13–14.
[2] Tamże, s. 88.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.