Dodany: 11.10.2007 17:58|Autor: Method
P.J. Tracy
Właśnie przed chwilą odłożyłem na półkę przeczytaną powieść Patricii Lambrecht i jej córki Tracy. Wciąż zastanawiam się, jaką dać jej ocenę – waham się pomiędzy trzy a cztery. No cóż, nie mogę się zdecydować, co rzadko mi się zdarza. Zaraz napiszę dlaczego.
„Żywa przynęta” to thriller, powieść sensacyjna, kryminał. W Minneapolis ktoś morduje starszych ludzi, którzy na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. Kto zabija bezbronnych i szanowanych przez obywateli miasta staruszków? Nie wiadomo. Sprawą zajmują się detektywi Leo Magozzi i Gino Rolseth przy skromnej pomocy członków rodziny jednego z zamordowanych i kilku innych osób. Tak z grubsza prezentuje się treść tej powieści, której zadaniem jest nie tylko napędzenie czytelnikowi „stracha” i utrzymanie go w lekkim napięciu, lecz również przekazanie pewnych uniwersalnych prawd życiowych oplecionych niezmiernie gęstą siecią relatywizmu.
Jak na dobry thriller przystało, książka wciąga od pierwszych stron, nie pozwalając czytającemu na jakiekolwiek manifestowanie uczucia nudy – co to, to nie. Powieść napisana jest dobrze; systematycznie, małymi krokami posuwamy się naprzód, układając wraz z prowadzącymi nas bohaterami elementy łamigłówki odsłaniającej tajemnicę, której początki sięgają kilkadziesiąt lat wstecz. Książka ma klimat, który pozwala nam wczuć się w rolę aktywnego uczestnika opisanych zdarzeń, co jest niewątpliwie wielką zaletą tej powieści. Co ważne – powieść wzbudza w czytelniku uczucia (w kilku miejscach), a to oznacza, że talent pisarski obu pań nie podlega dyskusji, ale…
Właśnie teraz nadszedł czas na delikatną krytykę. Otóż dialogi – to pięta achillesowa tejże pozycji. Wydawały mi się zbyt naiwne, zbyt… jakby to określić, „ładne”, żeby nie powiedzieć, iż czasami… ehh nie, nie powiem tego, ta książka na to nie zasługuje. No tak, te dialogi całkowicie nie odpowiadają pracy policjantów z wydziału zabójstw. Istnieją oczywiście wyjątki od reguły, jednak zdarzają się one zbyt rzadko. Rozmowy między bohaterami wydawały mi się za grzeczne; brakowało mi pewnej mrocznej otoczki towarzyszącej sprawie seryjnego mordercy. Drugą rzeczą są niezrozumiałe dla mnie dygresje dotyczące bohaterów powieści, po których nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy brać je na poważnie:
„– To obrzydliwe. Co się dzieje z tymi robakami? I dlaczego leżą w trocinach?
- Nie wiem – Morey gestem przywołał sprzedawcę – czy to nie wbrew zasadom higieny?
- …jest pan może inspektorem albo kimś takim?
- Nie, nie jestem inspektorem. Ale to mi się nie podoba. Pijawki tuż obok mleka…
- I robaki – dodał Marty.
- To tylko żywa przynęta – odparł sprzedawca – robaki w zbiorniku są żywe, a te wyżej – suszone.
Morey prychnął
- Przecież te na górze też są żywe. Ruszają się. To obrzydliwe.
- Mamy tutaj wielu wędkarzy.
- Wędkarzy… Uważają się za sportowców. Co to za sport, jeśli nadziewa się bezbronne stworzenie na metalowy hak po to, żeby upolować nieco większe bezbronne stworzenie?
- Ale to tylko robaki.
- Dla pana może tak. Proszę mi powiedzieć, czy widział pan film Spielberga?
- Jasne. Widziałem wszystkie
- Znakomicie. Widział pan »Listę Schindlera«?
- Hm… Jest pan pewien, że to Spielberga?
- Mniejsza z tym. A widział pan ten o dinozaurach?
- »Park jurajski«? Oczywiście, widziałem go cztery razy. Następne części były do niczego, ale pierwsza naprawdę mi się podobała.
- Pamięta pan scenę, w której przywiązano kozę, żeby zwabić dinozaura?
- Oczywiście, to było okropne.
- Żałował pan tej kozy?
- Jasne, w pewnym sensie. Ona się bała, wyrywała.
- Była żywą przynętą. Tak jak te robaki.
Sprzedawca spojrzał na Moreya z obojętnym wyrazem twarzy.
Morey pogroził mu palcem.
- To naprawdę ważna lekcja. Wie pan o co chodzi? To, co dla jednego jest robakiem, dla kogoś innego może być kozą. Proszę to zapamiętać.
Ona się myli, pomyślał Marty, wracając do rzeczywistości. Bez względu na to, co mówiła Lily, bez względu na to, co mówili inni, Morey Gilbert nie był wędkarzem”*.
Podsumowując – powieść jest pozycją godną uwagi, choć nie bez pewnych wad. Warta przeczytania w te coraz dłuższe i coraz bardziej przygnębiające wieczory, aby chociaż na kilka godzin oderwać się od szarej rzeczywistości. Na koniec dodam tylko, że mimo czysto rozrywkowej formy, książka ma pewne przesłanie. Otóż autorki zwracają nam uwagę na subtelną granicę między tym, co dobre, a co złe. Czasami życie, jak katarakta, przesłania nam prawdziwe wartości i dobre uczynki, aby w nieoczekiwany i często brutalny sposób ujawnić o sobie prawdę.
---
* P.J. Tracy, "Żywa przynęta", przeł. Tomasz Lem, wyd. Świat Książki, Warszawa 2007, s. 124-125.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.