Dodany: 09.09.2006 20:47|Autor: mazalova

Żółw pełznący po krawędzi brzytwy


Są takie dni w życiu każdego człowieka, gdy ma ochotę palić, gwałcić i rabować, albo chociaż skopać dla zabawy czyjegoś żółwia, który wyszedł na spacer ze swoim właścicielem. Są też takie chwile w życiu każdego autora, gdy ma on ochotę spłodzić książkę odrażającą, brudną i złą. Taką chwilę w życiu mam ja i taką chwilę w życiu miał Krajewski.

Na zakończenie niezłego cyklu otrzymujemy nie dzieło autora, który wcześniej dostał nagrodę Polityki, a dzieło człowieka, któremu wyrosła przez ostatni tydzień trzecia ręka i napisał powieść po to, żeby sprawdzić, jak się tą ręką pisze. Ale do rzeczy :P.

„Festung Breslau” to kolejna książka opowiadająca o kolejach i koleinach losu oficera Eberharda Mocka. Mock pretenduje do miana jednej z najdziwniejszych postaci we współczesnej literaturze polskiej; jest brzydki, zniszczony i odrażający. Ponieważ w Polsce jesteśmy wszyscy, jak wiadomo, z urzędu i od urodzenia piękni, mądrzy i dowcipni, Mock jest swoistym ewenementem. Z innych ciekawostek literackich dodam, że książka ta to kryminał noir. Jest śledztwo, jest Wrocław, są ostatnie dni II wojny światowej.

„Festung Breslau” to książka, którą się czyta tak, jakby była napisana przez naukowca, który codziennie korzysta z biblioteki, ubrudziwszy wąsy czerwonym barszczem wyciera je papierową serwetką, a nie wierzchem dłoni, a podczas mówienia używa za dużo tak wzniosłych przerywników, jak „aczkolwiek”, „tudzież”, „toteż”. Któregoś dnia naukowiec ten uznaje, że jego życie jest puste i pokryte kurzem i postanawia coś w nim zmienić. Chce popełnić największe szaleństwo swojego życia. Następnego dnia zamiast autobusem linii 23 – jak to miał w zwyczaju – jedzie do pracy tramwajem. Rajcuje go to niesamowicie, więc po miesiącu jeżdżenia tramwajem postanawia posunąć się o krok do przodu; wyciąga sąsiadowi ze skrzynki na listy reklamy Pizza Hut i przekłada je do własnej przegródki, chichocząc przy tym diabelsko. Pod wieczór we wspaniałym humorze wraca do domu i mając szaleństwo swojego życia za sobą, kładzie się na tapczanie, przykrywa kwiecistą narzutą i umiera.

Na mnie, jak na typową chamicę i arogantkę przystało, ta książka dla intelektualistów zrobiła bardzo złe wrażenie. Nagromadzenie cytatów łacińskich sprawiło, że cały dzień byłam potem smutna i nieswoja. Osobiście nie lubię strasznie, gdy autor próbuje w swej książce przemycić inne cele niż to, by zachwycać albo poruszyć, a tu miałam poczucie, że obcuję z kimś, kto niby chce układać puzzle, ale tylko po to, żeby mnie podstępnie czegoś nauczyć.

Autor ma wręcz niebywały zasób przymiotników, czemu upust daje na każdej stronie. Nic nie jest tylko CZYMŚ. Stół jest wielki, mahoniowy, rzeźbiony i imponujący. Nie może być po prostu duży. Nie. To by było zbyt proste. Zbyt logiczne. Zbyt mało oryginalne. Trzeba na tym stole położyć tyle przymiotników, ile on udźwignie, coby czytelnika głupiego w zachwyt wprowadzić i wybić z głowy inne sprośności.

Dodam tutaj żenujący cytat, coby zilustrować i gołosłownym nie być: „Białka jej małych oczu były prawie niewidoczne. Pomarszczone oczodoły wypełnione były wielkimi źrenicami i niebieskimi niegdyś tęczówkami”*. Próbowałam sobie to wyobrazić, ale po szóstej próbie westchnęłam tylko cicho, włożyłam sobie groszek do lewej dziurki nosa, po czym popadłam w tępą zadumę nad filiżanką melisy.

Trup w powieści ściele się gęsto, ludzie uprawiają seks jak jeżyny, a ja z każdą minutą znałam coraz więcej nietypowych zastosowań przymiotników.

Osobiście uważam, że przy każdym autorze klepiącym na klawiaturze kolejne dzieło powinno stać wysokie krzesło, na którym siedziałby poważny urzędnik sprawdzający ilość i dobór przymiotników w tekście i za każde uchybienia waliłby autora drewnianą łyżką po łapach. Gdyby Giertych zaproponował taką ustawę, zaparłabym się sama siebie i do końca życia w akcie wdzięczności wysyłałabym mu kremówki, dziesięcinę i kolorową kredę.

Pamiętam, że w szkole podstawowej koledzy z klasy przed lekcją przyrody bawili się akwariowymi żółwiami. Żółwie były dość pokorne, cierpliwe i generalnie zrezygnowane, ani więc myślały uciekać. Koledzy w ramach perwersji pewnej (a był to taki wiek, gdy człowiek zaczynał się zastanawiać np. po co są sutki i dlaczego coś tak obrzydliwego i męczącego jak seks może być fajne) kładli jednego żółwia na drugiego, coby potem sepleniąc skomentować, że „zólwie sie je**ą”. Nie wiem czemu, ale czytanie „Festung Breslau” skojarzyło mi się z patrzeniem na żółwie. Niby coś kontrowersyjnego, niby coś obrzydliwego (tzn. dręczenie zwierząt), niby coś z seksem związanego, a jednak bawi mniej więcej tak samo, jak zalewanie wodą zupy w proszku. Bez grzanek. Jak są grzanki, to zawsze jest ta nutka niepewności; rozmiękną, zanim zupa wystygnie, czy też nie.

Poprzednie dwa tomy to był gorący kubek z grzankami. Trzecia część jest bez grzanek.

***********************************

Tyle na dzisiaj.

W następnym odcinku "Arogancji literackich" dokopiemy narodowej epopei, sporządzimy ranking najbardziej obleśnych bohaterów literackich wszech czasów, a Mariusz Max Kolonko włoży okulary i przeprowadzi analizę postaci występujących w streszczeniach seriali telewizyjnych w Gazecie Telewizyjnej. Dla publiczności w studio będzie darmowy sikacz i Rexona w sztyfcie, a w ramach bonusu puścimy archiwalne nagranie, w którym nasz ulubiony Marcel Proust opowie nam o tym, jak w dzieciństwie ciotka biła go pompką rowerową po głowie.

Na koniec rada Pałolo Coelho: aby zniszczyć czyjeś Pożądanie, należy nosić po domu rozdeptane papucie.


---
* Marek Krajewski, "Festung Breslau", wyd. WAB, 2006, str. 21.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6008
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: --- 10.09.2006 17:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Są takie dni w życiu każd... | mazalova
komentarz usunięty
Użytkownik: mazalova 11.09.2006 16:25 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
O czym książka jest - napisałam. Krótko, bo krótko, ale napisałam. Żenujący cytat był. Moja ocena książki była czytelna. Recenzja jak w morde strzelił. I czemu, do kurny nędzy, znowu mi ją włożyli do szuflady??
Użytkownik: --- 12.09.2006 01:17 napisał(a):
Odpowiedź na: O czym książka jest - nap... | mazalova
komentarz usunięty
Użytkownik: mazalova 12.09.2006 17:45 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Ja nie o Twoim komentarzu, Mario Doro, ja ogólnie o Biblionetce całej i żywnej dyskryminacji :P
Użytkownik: Kuba Grom 26.06.2008 15:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja nie o Twoim komentarzu... | mazalova
mi się akurat książka spodobała, z cytatami łacińskimi wqłącznie, ale recenzja też niczego sobie.
Powiem ci, dlaczego znalazła się w szufladzie (recenzja, nie książka): bo nie ma streszczenia*. Te co mają streszczenie fiugurują na piuerwszej stronie, te które tylko dookólnie bładzą o treści i skutkach w czytającym wywołanych lądują w szufladzie.
-----
* z obserwacji.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: